Nie od dzisiaj wiadomo, że Polacy potrafią wycisnąć z potrzebujących każdą złotówkę. Arcymistrzem w tym fachu miał być właściciel kwater dla pracowników z Ukrainy w Kajetanach pod Warszawą. Warunki tam panujące miały bowiem bardziej przypominać obóz pracy niż mieszkanie.
Według osób, z którymi rozmawiał portal money.pl, w kwaterach tych kilku ludzi tłoczyło się na 6 m kw, na ścianach była pleśń, ciepłą wodę można było uświadczyć raz w tygodniu, a zamiast okien były taśmy.
Wynajem takiego “luksusu" miał kosztować 500 zł od osoby. W cenie brak ogrzewania, brak możliwości zrobienia prania, taśma zamiast okna i pleśń na ścianach.
– Pamiętam pewną nieprzyjemną sytuację. Korzystałam z ubikacji. Pan B. (właściciel kwater – przyp. red.) zapukał, wszedł, zapytał, co robię. Następnie postawił wiadro z wodą, w której wcześniej się myłam i polecił, aby tym spłukać toaletę po sobie. Stwierdził, że nie ma co marnować wody w spłuczce – opowiada pani Ewa, mieszkająca w kwaterach.
Co na to właściciel kwater? Zapytany przez portal zaprzecza, że wynajmuje teraz jakiekolwiek kwatery, ale że robił to wcześniej. Zapytany, czy w takim razie obiekt był zgodnie z ustawą o usługach turystycznych wpisany do ewidencji prowadzonej przez wójta i czy może to udowodnić, odpowiedział:
– A co to są za pytania? Pan podaje się za dziennikarza? Jaką szkołę pan kończył? To wszystko to są szykany, a pan wziąłby się za porządną robotę, a nie jakieś śledztwa.
Gmina Nadarzyn, w której znajdują się kwatery, odpowiedziała natomiast, że nic nie wie o prowadzeniu takiej działalności i zamierza zweryfikować doniesienia.
Zasłabł podczas pracy w zakładzie. Szefowa wywiozła go do lasu
Niestety traktowanie pracowników ze wschodu przez polskich pracodawców bardzo często pozostawia, delikatnie mówiąc, wiele do życzenia. Chyba najbardziej przerażającym i dobitnym przykładem, jest przypadek sprzed niecałych 2 lat, kiedy to ukraiński pracownik zasłabł podczas pracy w jednym z zakładów produkcji trumien w Wielkopolsce, a jego polska szefowa nie udzieliła mu odpowiedniej pomocy i porzuciła go w lesie.
53-letnia Grażyna F., szefowa firmy, w której pracował cudzoziemiec, zabroniła wzywać pracownikom pogotowie ratunkowe. Kobieta zatrudniała nielegalnie Ukraińców i obawiała się tego, że wezwanie karetki ściągnie na nią kłopoty. W związku z tym zdecydowała się zostawić mężczyznę w lesie znajdującym się 125 km od zakładu pracy.