1200 zł dla każdego dorosłego i 600 zł dla każdego dziecka. Bez żadnych warunków. Brzmi utopijnie, ale to realna propozycja, która miałaby załagodzić efekty kryzysu i być poduszką amortyzującą utratę pracy. Jednak mimo tego, że hasło to pojawia się ostatnio w wielu artykułach, nie ma w tym momencie żadnych planów wprowadzenia takiego świadczenia w Polsce.
Świadczenie nosi nazwę “bezwarunkowy dochód podstawowy". Zrobiło się o nim głośno, kiedy Polski Instytut Ekonomiczny, opublikował raport na jego temat. Ostatnio znów się wybija z powodu artykułów fałszywie sugerujących, że bezwarunkowy dochód podstawowy ma być wprowadzony w Polsce.
Bezwarunkowy dochód podstawowy PIE definiuje jako świadczenie pieniężne, które mogłoby być wypłacane przez państwo każdemu obywatelowi niezależnie od wykonywania przez niego pracy, wysokości dochodu czy poziomu zamożności.
Z badania PIE wynika, że 51 proc. Polaków popiera wprowadzenie takiego świadczenia, jednak tylko jeśli "nie wiązałoby się to ze znacznym wzrostem podatków, nie wymagało rezygnacji z części usług i świadczeń socjalnych oraz nie wymagało wzrostu zadłużenia Polski".
Patrząc jednak na koszt bezwarunkowego dochodu podstawowego – aż 376 mld zł rocznie – wydaje się to obecnie niemożliwe.
Do tych drugich należy to, że bezwarunkowy dochód podstawowy daje amortyzację ludziom, którzy tracą pracę i tym, którzy chcą podjąć ryzyko i tę pracę np. zmienić. Jednak tutaj równie dobrze zadziałałby odpowiednio wysoki zasiłek dla bezrobotnych przyznawany na zliberalizowanych zasadach.
– Głównym problemem tego rozwiązania jest to, że jest ono skrajnie drogie – stwierdził dr Paczos, mówiąc o wadach rozwiązania.
Z tego powodu według eksperta wprowadzenie bezwarunkowego dochodu podstawowego oznaczałoby "rozmontowanie innego rodzaju usług publicznych, w tym tych najważniejszych, takich jak publiczna edukacja, ochrona zdrowia i system emerytalny", które i tak są już w Polsce skrajnie niedofinansowane.