Od najbliższej soboty 27 marca do 9 kwietnia zamknięte będą salony fryzjerskie, kosmetyczne i urody – tak zdecydował rząd. Rozsierdziło to jednak przedsiębiorców, których biznesy i tak są już poturbowane przez kolejne lockdowny. "Nie damy się zamknąć!" – deklarują.
W czwartek 25 marca przed południem premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosili nowe obostrzenia epidemiczne na okres od 27 marca do 9 kwietnia. Na co najmniej dwa tygodnie mają zostać zamknięte salony kosmetyczne, salony fryzjerskie i salony urody.
Dosłownie w momencie ogłoszenia nowego lockdownu rozpoczął się gigantyczny szturm na fryzjerów i kosmetyczki. Platforma Booksy, którą znaczna część branży beauty używa do rezerwacji wizyt, odnotowała aż 15-krotny wzrost ruchu na stronie i w aplikacji w momencie ogłoszenia lockdownu.
Ale nawet osoby, które się nie "zmieszczą" do soboty mogą mieć szansę na wizytę w ciągu najbliższych tygodni. Niektórzy właściciele salonów urody już teraz deklarują bowiem, że nie zamierzają zastosować się do rządowych nakazów.
"Pracuję z klientem 1:1, zachowuję reżim sanitarny od zawsze, nie tylko w dobie
pandemii, pracuję na materiałach jednorazowych, nie przyjmuję osób chorych lub przeziębionych" – wylicza na Facebooku przedsiębiorczyni z Olsztyna, która zapowiedziała, że jej salon urody pozostanie otwarty.
Na jednej z grup dla przedsiębiorców wtórują jej inne kobiety prowadzące własne salony kosmetyczne. "Nic nie zamykamy", "nie damy się już zamknąć" – grzmią.
Dla niektórych sposobem na ominięcie obostrzeń jest natomiast działanie poza własną siedzibą. "Mamy mobilne usługi kosmetyczne i póki nie ma stanu wyjątkowego, działamy w pełnym reżimie sanitarnym" – deklaruje jedna z właścicielek salonu urody.