Jeśli chcielibyście jeszcze przed lockdownem udać się do fryzjera lub kosmetyczki, a nie macie jeszcze terminu – to lepiej przygotujcie się na rozczarowanie. W momencie ogłoszenia kolejnego lockdownu Polacy rozpoczęli wielki szturm na różnego rodzaju salony urody.
Od soboty 27 marca co najmniej do piątku 9 kwietnia zamknięte mają być salony kosmetyczne, salony fryzjerskie i salony urody. Ogłosili to premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielsk na czwartkowej konferencji prasowej
Lockdown salonów fryzjerskich i kosmetycznych – rezerwacje
Informacja o lockdownie branży beauty została podana w okolicach godz. 11:30. I dosłownie w tym momencie rozpoczął się gigantyczny szturm na fryzjerów i kosmetyczki.
Platforma Booksy, którą znaczna część branży urody używa do rezerwacji wizyt, odnotowała aż 15-krotny wzrost ruchu na swojej stronie i w aplikacji w momencie ogłoszenia lockdownu. Jest o aż o 1/3 większe tempo wzrostu ruchu niż w maju 2020 r., kiedy rząd ogłosił otwarcie salonów.
I jasne jest, że chodzi o zdążenie przed obostrzeniami: aż 53 proc. rezerwacji to bowiem wizyty na najbliższe dwa dni, czyli czwartek i piątek.
Przygotowania do lockdownu
– Zwiększony ruch w salonach mogliśmy obserwować już kilka dni temu. Ich właściele wydłużali godziny pracy aby obsłużyć dodatkowych klientów oraz zabezpieczyć przychód na nadchodzące tygodnie, kiedy nie będą mogli prowadzić swoich biznesów – komentuje Sebastian Maśka, współzałożyciel Booksy.
Jak przyznaje, sytuacja w branży jest bardzo trudna: – O ponad 30 proc. spadły przychody w salonach urody, a wiele z nich musiało zamknąć swoją działalność wskutek pandemii. W konsekwencji pierwszego lockdown branża straciła ponad 7 miliardów złotych. Każdy kolejny dzień kosztuje ją ponad 127 milionów złotych przychodu – wylicza Maśka.