Tak tanio nie było jeszcze nigdy. W Warszawie za wynajem mieszkania płaci się za to średnio 1,4 tys. zł mniej niż przed pandemią. Ci, którzy wracają do stolicy na uczelnie lub po roku pracy na home office w rodzinnych stronach, lepiej niech się pospieszą. Eksperci alarmują, że ceny za wynajem już wkrótce znowu wystrzelą.
. Jak wynika z danych serwisu Otodom, które przywołuje portal money.pl, w marcu za wynajmowane mieszkanie w stolicy płaciło się średnio 3259 zł. Tymczasem jeszcze w grudniu 2019 r. średnia miesięczna cena wynosiła w Warszawie 4651 zł.
Zdaniem Bartosza Turka, analityka HRE Investments spadek cen to w dużej mierze efekt przestawienia uczelni na nauczanie zdalne. Skoro studenci nie muszą być na miejscu, nie wynajmują mieszkań.
– Ci, którzy teraz zdecydują się na wynajem, powinni być zadowoleni – przewiduje ekspert. Wynajmujący w dużych miastach często mają mieszkania puste od miesięcy, więc zależy im więc żeby je zapełnić - i są skłonni do dużych obniżek.
Eksperci zaznaczają jednak, że ceny najmu powinny iść niebawem w górę. Zwłaszcza jeśli gospodarka będzie szybko rozmrażana. – Właściwie to już teraz widać trend, że ceny nieco rosną – mówi dla portalu Bartosz Turek.
Ceny wynajmu mieszkań powinny wrócić do swojej wysokiej normy po tym jak zapadnie decyzja o powrocie do stacjonarnego nauczania na uczelniach.
Brakuje lokatorów
Jak pisaliśmy w InnPoland, ocenia się, że aktualnie nowych lokatorów poszukuje się średnio 2 miesiące – przez ten czas mieszkanie stoi puste, generując koszty.
"W połączeniu ze spadkami cen najmu spowodowało to spadek dochodów wynajmujących o około 20 procent. Najgorzej jest oczywiście tam, gdzie stawki najmu spadły najbardziej, czyli w Krakowie, Gdańsku i Warszawie. Tam dochody właścicieli zmniejszyły się nawet o 25 procent" – czytamy w raporcie Expandera i Rentier.io.
Czytaj także:
Reklama.
money.pl
W grudniu 2019 r. średnio za wynajmowane mieszkanie w Krakowie płaciło się 2,5 tys. zł W marcu 2021 - 1,9 tys. zł. Gdańsk? Teraz jest o ok. 500 zł taniej niż pod koniec 2019 r., w Poznaniu różnica wynosi 340 zł, a we Wrocławiu ok. 350 zł.