Gdzie się podziały chrześcijańskie wartości? Należy zapytać o to księdza, który kazał wszystkim mieszkańcom kamienicy w Wałbrzychu wynieść się w przeciągu miesiąca. Budynek zarządzany przez parafię ma przejść gruntowny remont, a obecnym lokatorom nie zaoferowano nawet miejsc zastępczych.
W 1999 roku kamienica przy ul. Ruchu Oporu 2 w Wałbrzychu została przekazana przez władze miasta tamtejszej parafii ewangelicko-augsburskiej. Budynek wraz z lokatorami mieszkającymi nieraz od pokoleń zmienił więc właściciela – wskazują autorzy programu "Interwencja".
– Na początku roku stary administrator poszedł na emeryturę, przyszedł nowy, no i nagle zaczęło się wszystko zmieniać. Niby na dobre, bo miały być remonty, akcje naprawcze, a nagle się okazało, że remonty będą, ale już bez nas, mamy się wszyscy wyprowadzić - mówi lokator kamienicy Edward Morjak.
Jeszce w maju 2021 r. administrator zażądał od lokatorów opuszczenia mieszkań w ciągu miesiąca. Wszystko dzieje się pod pretekstem wykonania remontów, ale wygląda jak wywłaszczenie i eksmisja. Ksiądz nie wskazał nawet dokąd miałyby wynieść się rodziny, które w tym miejscu mieszkają od wielu dekad.
– Ja z rodzicami wprowadziłem się w 89. roku przed przewłaszczeniem. Rzeczywiście kamienica jest w kiepskim stanie, bo nie była inwestowana przez 20 lat, kiedy ksiądz nią zarządzał – dodaje Morjak.
Inni lokatorzy związani są z tym miejscem od czasów tuż po II wojnie światowej. – Myśmy jako repatrianci z Francji, a konkretnie moi rodzice, dostali to mieszkanie z gminy. Rodzice zmarli i po tych rodzicach ja mieszkałem od 1950 roku – opowiada w materiale Marian Moskalik, kolejny mieszkaniec kamienicy.
Lokatorzy podejrzewają, że duchowny chce podzielić ich lokale na więcej mieszkań ze względów finansowych. Administrator miał się też chwytać brudnych trików.
– Zawołali mnie wraz z inną panią i powiedzieli, że oni będą robić remont kapitalny. A że my starsze panie, to chcą nam pomóc, załatwią nam mieszkanie i pomogą nas przeprowadzić. No i podsunęli nam takie pismo – my bez okularów, rano wstałyśmy i podpisałyśmy z sąsiadką. Przychodzę do domu, patrzę, a ja mam podpisane zrzeczenie mieszkania. To ja myślałam, że ja zejdę z tego świata – referuje Stanisława Sobielga.
Obecni mieszkańcy ani myślą opuszczać swoich lokali bez prawomocnej decyzji sądu. Parafia jak dotąd nie przedstawiła żadnych konstruktywnych propozycji. - Piłka jest po stronie księdza. Jeżeli się uprze i się będzie chciał nas pozbyć, to jedynie drogą sądową – podsumowuje Morjak.
Były ksiądz nie chce się wyprowadzić
Dokładnie odwrotną sytuację opisywał serwis naTemat.pl.
Niejaki ks. Michał Woźnicki należał do zakonu salezjanów, ale w 2018 roku został z niego wykluczony. Do dziś jednak mieszka na terenie Domu Zakonnego Salezjanów przy ul. Wronieckiej w Poznaniu, co może wydawać się niepojęte, bo wszyscy mają świadomość, że dawno nie powinno go tam być.
– Jest z nim kłopot. Wszyscy się od niego odcinają. Osobiście uważam, że to zachowanie nie w porządku. Niepoważne. Nie dość, że się nie wyprowadza, to jeszcze ludzi tam sprowadza. Jest nieposłuszny, na siłę próbuje coś robić – mówi jeden z naszych rozmówców ze środowiska salezjanów.
Dlaczego zatem tam mieszka? – Bo nie chce odejść. Od dawna nie powinien już tu mieszkać. Ale to, że mieszka nie oznacza, że salezjaninie mają za niego odpowiadać. Może za długo czekali? Byli dla niego za dobrzy? Nie chcieli robić mu krzywdy? – reaguje.
Zakonowi od 2018 roku nie udaje się go pozbyć. Sprawa o eksmisję trafiła nawet do sądu. A ks. Woźnicki jakby wszystkim grał na nosie. Mimo zakazu, odprawia nabożeństwa i głosi kontrowersyjne poglądy. W jednym z kazań podważał pandemię, łamał też przepisy dot. zgromadzeń.