Wojna między palaczami i niepalącymi wciąż trwa. W jednej z warszawskich dzielnic coraz popularniejsze stają się "strefy wolne od dymu", które oznaczane są m.in. przed wejściami i na klatkach schodowych. Mieszkańcy różnie reagują na takie inicjatywy, a inni zastanawiają się, czy takie rozwiązanie jest legalne.
Strefy wolne od dymu są coraz popularniejszym zjawiskiem na warszawskim Ursynowie. Jak podaje lokalny portal Haloursynów.pl, najczęściej pojawiają się one przed wejściem do bloków oraz na klatkach schodowych.
– Te strefy to bardzo dobry pomysł. Może ludzie nauczą się w ten sposób przestrzegać zakazu tam, gdzie już obowiązuje, np. na przystankach. Ogromnym problemem są też balkony. (...) To samo jest, kiedy wyjdzie się z klatki i ludzie palą przed blokiem. Jeśli mają taką potrzebę, to proszę bardzo, niech palą u siebie w mieszkaniach – stwierdza pani Urszula, mieszkanka dzielnicy.
Okazuje się, że pomysł mocno podzielił mieszkańców tamtejszych osiedli. Niektórzy wskazują, że mnożące się regulacje to już przesada.
– Wprowadzają chaos z tymi zakazami. Strefy wolne od tego, od tamtego. Niedługo będzie tak, że ludzie nie będą wiedzieć, co jest zakazane, a co nie. A problemu z paleniem na dworze nie ma. Przecież to wszystko idzie w powietrze. Co innego w pomieszczeniach – kontruje cytowany przez serwis pan Adam.
Czy strefy wolne od dymu są legalne?
Powstaje jednak problem natury prawnej. Adwokat Marek Chudzicki wskazuje, że obecnie nie ma przepisów regulujących zasady organizowania strefy wolnej od dymu tytoniowego na terenie wspólnot.
Oznacza to, że nawet jeśli społeczność zdecyduje się na taki krok, doda odpowiednie zapisy do regulaminów, a nawet zainstaluje odpowiednie tabliczki to przestrzeganie zakazu… zależy tylko od dobrej woli palacza.
Co więcej, tzw. ustawa antynikotynowa wymienia miejsca, gdzie obowiązuje kategoryczny zakaz palenia. Brakuje tam jednak budynków wielorodzinnych. W teorii nawet papieros na klatce czy schodach jest więc dozwolony.
– Niestety dla przeciwników papierosów istnieje – w mojej ocenie trafny – pogląd, że powierzchni mieszkalnego domu wielorodzinnego nie można zaliczyć do przestrzeni publicznej – ocenia Chudzicki.
Przepisy zakazują co prawda palenia "innych pomieszczeniach dostępnych do użytku publicznego", lecz bloki raczej się tu nie mieszczą. Dlaczego? Klatki zabezpieczone są zamkami i domofonami – nie każdy ma więc tam wstęp.
Zakaz palenia na balkonach
W INNPoland.pl, pisaliśmy już o inicjatywie całkowitego zakazu palenia papierosów na balkonie.
Stołeczna radna Renata Niewitecka od pewnego czasu jest przewodniczącą komisji ochrony środowiska w Radzie Warszawy. To ona stoi za za ankietą, w której zbadano podejście warszawiaków do takiego pomysłu.
Za zakazem palenia zagłosowało 49,2 proc. respondentów, przeciw było 50,8 proc.
Jak przyznała radna w rozmowie z "Gazetą Wyborczą", w ten sposób bada grunt przed podjęciem oficjalnych kroków w tym kierunku. Do walki o zakaz palenia na balkonach zainspirował ją przykład Litwy, gdzie takie przepisy obowiązują od 1 stycznia.
Po badaniu w stolicy Niewitecka i jej zespół ruszyli też z ankietą w całej Polsce. We wrześniu opublikowali wyniki dłuższej sondy, w której wzięło udział blisko 12 tys osób. Wynik?
68,8 proc. [8 243] ankietowanych jest ZA wprowadzeniem zakazu palenia na balkonach,
31,2 proc. [3 746] ankietowanych opowiedziało się PRZECIW wprowadzaniu zakazu palenia na balkonach.