Czy można polubić poniedziałki? Na myśl o końcu weekendu wcale nie musisz cierpieć
Wydawnictwo Zwierciadło
13 października 2021, 16:49·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 13 października 2021, 16:49
Kojarzycie to uczucie brutalnego zderzenia z rzeczywistością po powrocie z urlopu? Otóż wcale nie musi się to w taki sposób kończyć. Rady dotyczące tego, w jaki sposób nawigować po poniedziałku i innych dniach pracy znajdziecie w nowym poradniku Michała Niewęgłowskiego "Polubić poniedziałki, czyli bliżej siebie nie tylko w weekendy". Poniżej prezentujemy fragment książki.
Reklama.
Poniżej prezentujemy fragment książki "Polubić poniedziałki, czyli bliżej siebie nie tylko w weekendy" Michała Niewęgłowskiego, która ukazała się 13 października nakładem Wydawnictwa Zwierciadło.
Prawie każdy z nas miał doświadczenie zderzenia z codziennością po powrocie z klasycznego urlopu, warsztatu medytacyjnego czy wyjazdu jogowego.
Już sam moment, kiedy jeszcze na wyjeździe pomyśleliśmy o powrocie do miasta, korków, zadań, wątków, dedlajnów, mętliku spraw i przedsięwzięć, nierzadko wywoływał w nas niechęć i opór przed powrotem. Przecież ja nie chcę tak znowu żyć, mówiliśmy sobie.
Kontrast między samopoczuciem na wyjazdach a codziennością wydawał się nie do zniesienia lub przynajmniej niepotrzebnym nieporozumieniem.
Aż do chwili, kiedy niepostrzeżenie znów wpadaliśmy w utarte tryby działania i przyzwyczajenie brało górę. W sukurs przychodziły nam dobrze znane nawyki, koleiny funkcjonowania. Wtedy zaczynaliśmy odliczać czas do kolejnego wyjazdu, uruchamiała się tęsknota za górami, morzem, festiwalem muzycznym czy medytacyjnym wyciszeniem.
Skąd ten kontrast? To zderzenie?
Urlop czy wyjazdowy kurs medytacji jest kreowaniem laboratoryjnych warunków: znikają zobowiązania, nie wstajemy do pracy, odpinamy się od podkręconego tempa życia. Często przebywamy blisko przyrody, z przyjaciółmi lub w innych okolicznościach, które preferujemy. Łatwiej wtedy o dobre samopoczucie, o luz, o uważność i o złapanie rytmu slow.
Ktoś patrzy nam w oczy w świetle księżyca na letniej plaży, i już czuć tę gotowość do realizacji tłamszonych na co dzień fantazji. Albo na kursie ciszy medytujemy kilka razy dziennie w higienicznym rytmie dnia, zanurzając się coraz bardziej w nieporuszonym spokoju własnego umysłu.
Ale laboratoryjne warunki nie tłumaczą w pełni owego kontrastu towarzyszącego powrotom.
Ta różnica między urlopem a codziennością oczywiście będzie widoczna zawsze czy prawie zawsze, natomiast wyrazistość owej różnicy w samopoczuciu, w stanie umysłu, w poziomie zadowolenia wynika w dużej mierze z zupełnie innej rzeczy.
Z tego, że na co dzień nie żyjemy w zgodzie ze sobą.
Rzecz jasna, część jest blisko siebie samych, wielu z nas zaś ma tak wygodną i fajną codzienność, że myli komfort i przyjemność z autentycznością i zadowoleniem. W przyjemnościach wygody łatwiej ignorować sygnały służące bardziej wspierającemu podejściu do siebie i życia. Czasem, jak już wskazałem wcześniej, potrzeba kryzysu, by zdać sobie sprawę, że w gruncie rzeczy uczestniczy się w grze pozorów.
Gdybyśmy wiedli wspierające życie, w zgodzie ze sobą, naturalnymi potrzebami, bez uwikłań, napięcia, braku równowagi czy klarowności, czego tak naprawdę chcemy, to wyjazd na surfing, festiwal czy wakacje z jogą byłby przywilejem, nie koniecznością. Przywilejem, z którego wracalibyśmy do codzienności bez większego żalu. Bo skoro lubimy swoje życie, swoją codzienność, lubimy poniedziałki – to gdzie miejsce na niechęć do powrotu?
To książka o autentycznym lubieniu poniedziałków. Droga do polubienia poniedziałków wiedzie przez poznanie i polubienie siebie. Przez przytulenie własnej prawdziwości. By siebie poznać, warto zacząć od usłyszenia się pośród zgiełku i tempa współczesnego świata. Bez względu na to, czy szukamy tylko redukcji stresu i patentu na bezsenność, czy czujemy potrzebę głębszego wglądu w siebie.
To także książka o tym, jak poznając siebie, można się trwale zmanipulować.
I o tym, jak tego uniknąć.
Obecnie, w czasach olbrzymiej konsumpcji treści oraz rozpędzonego rytmu życia, tak zwana praca nad sobą, czy też przynajmniej redukcja przebodźcowania, staje się czymś między modą, koniecznością a przywilejem. Dziesiątki możliwości i nurtów, od klasycznej psychoterapii, przez jogę i medytację, szamańskie ceremonie, po „czytanie kwantowych matryc”, tworzą olbrzymi i wciąż rosnący rynek usług dla ciała, umysłu i ducha, w różnorodności, w której można się pogubić. Jeżeli nałożymy na to jedną z dominujących narracji naszych czasów, czyli kolekcjonowanie wrażeń, to, co jest szansą na poznanie siebie i większą satysfakcję z życia, zapewne stanie się przyczynkiem poplątania, a nawet uwikłania w niewspierające nurty rozwojowe czy nawyki.
Możemy latami podążać za daną metodą lub kilkoma naraz, przeznaczyć na to mnóstwo czasu oraz pieniędzy i finalnie skonstatować, że stoimy w miejscu. Lub, z braku szczerości, nie znaleźć odwagi do takiej konstatacji i brnąć dalej w swoją wizję świata odlepioną od otaczającej rzeczywistości i niebędącą z nami w zgodzie. Można automatem stosować narzędzia typu medytacja, by redukować stres i złagodzić bezsenność, bez głębszego wejrzenia w przyczyny tego stanu. W efekcie praca nad sobą i bardziej wspierającym stylem życia może stać się nieustającym maratonem poprawiania siebie – zasilanym brakiem samoakceptacji – a życiowa satysfakcja sprowadzi się do umiejętności redukcji bieżącego stresu i korzystania z wygód pierwszego świata.
Ta książka ma za zadanie pomóc ci poruszać się zarówno w sobie, jak i w najbardziej obecnie popularnych nurtach rozwojowych.
Instrukcję obsługi życia można zawrzeć w jednym zdaniu – cokolwiek umiesz ze sobą, umiesz ze światem. W zasadzie tutaj już mógłbym zakończyć tę książkę. To już. Już jesteś u celu. Wystarczy mieć świadomość tego jednego, reszta to narracja – festiwal błędów poznawczych, filtrowanie rzeczywistości przez uwarunkowania genetyczne takie jak wrażliwość czy temperament, przez normy społeczne czy rodzinne, które zrosły się z tobą i traktujesz je jak własne, czy przez utrzymywaną kondycję psychofizyczną.
Możemy stworzyć cały kombinat ocen i osądów dotyczących życia i świata, jednak tak jak wszystkie drogi wiodły do Rzymu, całość sprowadza się do: cokolwiek umiesz ze sobą, umiesz ze światem.
Jeśli potrafisz być blisko siebie, potrafisz być blisko z drugą osobą.
Jeśli jesteś daleko od siebie, będziesz daleko od osoby, którą kochasz.
Jeśli kochasz siebie, umiesz kochać innych i przyjąć ich miłość.
Jeśli nie kochasz siebie, to miłość innych nie zredukuje twojego deficytu.
Jeśli umiesz być wdzięczny, wtedy cieszą cię i duże sukcesy, i małe chwile…
Jeśli nie umiesz, wtedy nawet prywatny pałac w Prowansji może się stać przyczyną stresu i udręki.
Jeśli czujesz w sobie głęboki spokój, to wtedy czujesz go niezależnie od wydarzeń.
Jeśli jesteś wewnętrznie rozedrgany, to wtedy mogą cię denerwować nawet fajni ludzie na wakacjach.
Jeśli potrafisz być ze sobą szczery, potrafisz szczerze stanąć wobec okoliczności.
Jeśli zakłamujesz się w jakiś sposób, będziesz też manipulował odbiorem rzeczywistości…
Możemy spojrzeć na to w ten sposób: eksportujemy na zewnątrz to, co nosimy w sobie. Równocześnie jesteśmy w stanie intencjonalnie importować to, czego pozostajemy świadomi. Cała reszta to przemyt :)
Relacja z samym sobą przekłada się na funkcjonowanie w świecie. Ludzie i okoliczności są tylko wymówkami, którymi tłumaczymy sobie jakość naszego życia. Poniedziałek sam w sobie nie ma żadnej mocy: to my sami przydajemy mu lekkości bądź ciężaru.
Dla niektórych to swoiste odkrycie, dla innych oczywistość. Dwadzieścia lat pracy z ludźmi upewniło mnie, że większość z nas rozbija się o tę "oczywistość". Zgadzać się z czymś, a być tego świadomym – to mogą być, i najczęściej są, dwie zupełnie różne rzeczy. Diagnozę od świadomości potrafią dzielić lata.
Bycie blisko siebie, odczuwanie głębszego rodzaju życiowej satysfakcji, by nie szafować słowem szczęście, jest umiejętnością, której można się nauczyć.
Owa umiejętność dosłyszenia siebie nie jest czymś, czego się nas uczy. Od najmłodszych lat mówi nam się, w mniejszym lub większym stopniu – bez względu na to, co my sami czujemy – co jest dobre, a co nie, zaprzecza się naszym uczuciom, przemyśleniom, każe robić jedne rzeczy, a zabrania innych. Nieustannie słyszymy "nie", "powinno się", "nie wypada", "trzeba", "musisz"… Dzień po dniu dociera do nas kwantyfikujący głos rodziców… Rodziców, których kochamy, którzy są dla nas ważni, o akceptację których zabiegając, gotowi jesteśmy przyjąć ich punkt widzenia, ich wartości, odkładając na bok swoje.
Gdy dorastamy, oprócz echa rodzicielskich narracji oraz wszechobecnych, podskórnych, mało wyczuwalnych norm
społecznych, którymi przesiąkamy niezauważalnie przez lata, dochodzi bilion dolarów rocznie światowego marketingu, w którym tysiące najlepszych specjalistów wie, jak sprawić, byśmy wierzyli, co jest nam potrzebne, czego pragniemy, a czego nie, jacy powinniśmy być, co nas uszczęśliwi…
Dosłyszeć siebie w tym zgiełku, odsiać naturalne potrzeby od narzuconych pragnień, mieć zgodę na siebie, przeżywać swoje życie tak, by poniedziałek zaczynał się szczerym uśmiechem, jest jedną z najcenniejszych życiowych umiejętności.
Polubić poniedziałki pomaga w poszerzeniu lub odkryciu – bo nie w nauczeniu się, o czym będzie mowa później – tej umiejętności dzięki temu, że zawiera, poza drogowskazami na drodze do bliskości ze sobą, pracę na postawach – autorskie podejście pozwalające na niezależny rozwój w ramach dowolnie wybranego nurtu.
Owo podejście nie narzuca żadnej zewnętrznej moralności, sztywnych reguł postępowania, nie wyklucza równoległej pracy z żadną inną metodą. Jest wynikiem obserwacji zarówno siebie, jak i poznanego na wskroś środowiska osób tworzących czy orbitujących wokół "branży świadomościowej".