Na fali młodzieńczego entuzjazmu popadł w ogromne długi – ale zdołał z nich wyjść. Dzisiaj Piotr Bijański pomaga wyjść z długów także innym. Z założycielem sieci kancelarii Twój Prawnik 24 i doświadczonym inwestorem rozmawia Aleksandra Jaworska.
Czy z każdego długu można wyjść?
Zawsze jest wyjście z długów. Często jest ono trudne i zawiłe, ale jest. Do wychodzenia z własnych długów wykorzystywałem za mało narzędzi. Miałem za małą wiedzę i nie znalazłem właściwych specjalistów, którzy by mi pomogli. Dziś jest idealny rynek dla osób, które mają szereg rozwiązań. W Twój Prawnik 24 łączymy doświadczenia i specjalistów, żeby każdy kto się do nas zgłosi, mógł spać spokojnie.
Jest pan założycielem firmy Twój Prawnik 24, pomagającej osobom z zadłużeniami. Na czym to polega?
Twój Prawnik 24 to sieć kancelarii wyspecjalizowana w oddłużaniu różnego rodzaju długów. Pomagamy dobrać najlepsze rozwiązania prawne zarówno klientom indywidualnym, jak i biznesowym. Konto prywatne na siebie i licznik długu na zero są zatem możliwe, chociaż dla firmy dobrze prosperującej, szczególnie w tych czasach, do finansowej przepaści tylko jeden krok. Aby uniknąć bankructwa firmy, dostępny jest szereg rozwiązań, który może spowodować, że firma wróci na właściwe tory i będzie mogła dobrze prosperować.
Zebrałem w zespole najlepszych prawników, syndyków i adwokatów, a także specjalistów finansowych z różnych dziedzin, których wsparcie jest często konieczne, by sprawę poprowadzić skutecznie. 8 października 2021 roku otworzyliśmy kolejną już lokalizację. Tym razem w centrum Warszawy.
Od jak dawna siedzi Pan w biznesie?
Biznesem zajmuje się przeszło 16 lat. Dość szybko założyłem swoją działalność. Było to właśnie samozatrudnienie oparte na własnej działalności gospodarczej. Na początku byłem przedstawicielem klienta biznesowego firmy Orange, byłem również… Dj’em. Nauczyło mnie to otwartości i przełamania strachu przed wystąpieniami publicznymi.
Jedno to talent, drugie praca. Czyli własny biznes to dużo pracy od początku czy raczej rozwój, inwestycja w siebie?
Nie do wszystkiego jest się predysponowanym. Rozwijając się zaspokoiłem mentalną potrzebę przełamania się w pewnych elementach, w których wiedziałem, że nie mam doświadczenia. Poza tym u mnie od myśli “fajnie by było” do realizacji koncepcji jest czasem bardzo krótka droga. Do tego, uzbierane oszczędności warto inwestować właśnie w siebie.
W jaki sposób został Pan Dj’em? I czy do była ta inwestycja w rozwój?
Za kurs zapłaciłem z własnych oszczędności, właśnie zachęcony myślą, że “fajnie by było”. Przychodząc tam byłem chyba jedyną osobą, która nie miała sprzętu i wcześniej w ogóle nie grała i miksowała tylko na Winamp'ie. Na szczęście sprzęt zapewniał organizator. Kurs trwał parę miesięcy, jego laureaci mieli zapewnione zatrudnienie. Z dnia na dzień, w wieku 17 lat, zacząłem grać w klubach, co w tym wieku jest niełatwe, żeby jednocześnie grać w klubach i utrzymywać zadowalające wyniki w szkole.
Przez kilka lat przeplatała się z innymi działaniami. W moim odczuciu dj’owanie trudno nazwać biznesem. To raczej pasja, hobby, frajda. Moją pierwszą poważną pracą było rozwożenie pizzy przez miesiąc, a pierwszą poważną działalnością lodziarnia, chociaż trwała tylko jeden sezon wakacyjny.
Następnie przyszła realna myśl, że jestem już gotowy, żeby zarobić ciekawsze pieniądze. To był okres w moim życiu, kiedy wysyłałem mnóstwo CV! Efekt? Zacząłem rozwozić pizzę. Patrząc na moje życie jako całość, była to moja najbardziej typowa praca. Wykonywałem ją cały miesiąc. Stwierdziłem, że mnie nie rozwija.
Wygląda na czasy szybkich zmian. Co dalej?
Wybrałem bycie partnerem klienta biznesowego telefonii komórkowej (Orange), chociaż standardowe funkcjonowanie nie kręci mnie w żaden sposób. Początki były trudne, pierwsze dwa miesiące wręcz dokładałem do biznesu. Dopiero w trzecim miesiącu wygenerowałem większe zyski. Dalej były tylko wzrosty do momentu, kiedy po 1,5 roku wygrałem konkurs, który nagradza najlepszych handlowców. Dzięki temu mogłem pojechać na tygodniowy rejs po greckich cykladach.
Można tak powiedzieć, tak to wtedy odebrałem. Miałem ok. 21 lat. Zarabiać na siebie chciałem już po maturze, chciałem być samowystarczalny i niezależny. Zaczęło się udawać.
To Pana przepis na sukces - samodzielność od najmłodszych lat?
Świeżo upieczonym dwudziestolatkom polecam bardziej praktykę niż studia, co nie oznacza, że uważam studia za złe. Po prostu nie traktowałbym tych dwóch doświadczeń jako zamiennika.
Jeśli ktoś wie, w jakim kierunku chce podążać, niech się kształci. Natomiast jeśli ktoś ma żyłkę przedsiębiorczą, nie ma co jej odkładać na później, lecz realizować. Najprawdopodobniej jest to “ten” moment.
Z mojej perspektywy mogłem jednak kilka rzeczy zrobić inaczej. Jako młody człowiek zacząłem zarabiać sensowne pieniądze. Od amatora obsługi klienta stałem się osobą, która wiedziała, co chce robić. Właśnie wtedy trafiłem na firmy od marketingu sieciowego.
Równoległy z Orange. Z punktu finansowego działo się niedużo. Przekonałem się jednak wówczas, że wizja, która była mi przedstawiona, z której czerpię szeroko pojęty rozwój osobisty, może równocześnie być wartościowa, ale i stanowić zagrożenie. Zależy, co z nią zrobimy.
Dla mnie wtedy była bombą, którą sam sobie zresztą stworzyłem. Interpretacja jest kluczem. Myślałem wówczas, że determinacja, zaangażowanie i właściwe myślenie zaprowadzą mnie do sukcesu, że nie ma innej drogi. Owszem, są ważne, ale nikt nie powiedział, że na tej drodze sukcesu mogą zdarzyć się problemy.
Wtedy nie wiedziałem też, że najgorsze co może być, to zmierzać w złym kierunku z entuzjazmem. Nie patrząc do końca na liczby, wziąłem na siebie pierwsze poważne obciążenie. Salonowe auto w wieku 22 lat z kosztami (na dziś) około pół miliona. To była pierwsza, największa cegła moich długów, wzięta w leasing.
Tak zaczęła się spirala zadłużenia?
Właściwie tak. Niedługo później nawiązałem współpracę z firmą, która oferowała ubezpieczenia i inne produkty finansowe. Mój dług zaczął się pogłębiać. Na wejściu miałem zobowiązań na poziomie 130 tys. Mimo tego, że wygenerowałem w tej firmie drugi wynik w Polsce, mój przychód nie mógł załatać bieżących zaległości. Te drugie rosły w tempie, którego nie byłem w stanie dogonić.
Był to brak racjonalnego, biznesowego podejścia. Zbyt pozytywne myślenie. Dług się pogłębiał, kwoty urosły do 300 tys. Myślałem, że gorzej być nie może. Przeniosłem się do firmy doradztwa finansowego i na zasadzie franczyzy otworzyłem oddział Gold Finance oraz w momencie kiedy Play wchodził do Polski, równolegle, doradztwo biznesowe Play oraz inne mniejsze projekty.
Miał Pan już doświadczenie w tego typu finansach. Powinno pójść dobrze.
Powinno, ale przeczytać warunki ubezpieczenia to jedno, a zrozumieć je to drugie, ale nie zawsze większe doświadczenie równa się sukces. Z Play zrezygnowałem, ponieważ robiłem wtedy zbyt wiele rzeczy jednocześnie. Zostało Gold Finance, pierwszy oddział w Gliwicach. I on funkcjonował, to okres przejściowy, choć było to dalekie od moich oczekiwań. Moje długi na mnie naciskały. Na to finalnie nawarstwiły się problemy zewnętrzne. Musiałem zrezygnować ze współpracy z Gold Finance, zmienić lokal.
Przeszedłem do kolejnej firmy doradztwa finansowego. Kiedy zaczęliśmy się rozpędzać i miałem zatrudnionych 10 osób i generowałem największe w historii mojej działalności faktury, firma straciła płynność finansową. To były setki tysiące złotych. Finalnie ogłosili upadłość. Musiałem odpuścić wszystkie swoje zobowiązania.
Próbowałem brać odpowiedzialność chociaż za ludzi, mieli wynagrodzenia do odebrania. Spłaciłem je, tak jak zobowiązania lokalowe. Zostało zadłużenie się u najbliższego otoczenia i w wielu miejscach, w których go nie powinno być. Do czasu, kiedy nie miałem z czego im oddawać, co z czasem wyszło.
Ostatnią cegiełką była firma ze Śląska, w którą wspólnie mieliśmy rozwinąć duży projekt, której miałem pomóc. Podczas współpracy, w kluczowym momencie stwierdzili, że nie są w stanie wyłożyć pieniędzy na ten projekt. Praktycznie rok nie zarabiałem, spłacałem jedne zadłużenia drugimi. Było to już 1,5 mln złotych. Wtedy podjąłem decyzję otworzenia własnej, etycznej i niezależnej firmy finansowej, w której równocześnie zajmowaliśmy się nieruchomościami.
Wynikało to ze zmiany mentalnej?
Nie był to moment filmowy, ale decyzja na bazie doświadczeń. Ciągłe telefony w stylu “co słychać, kiedy będą pieniądze?” nie ustawały. Pomału, pomału zaczęło się to jednak odwracać. Mentalnie wiedziałem, że się uda. Nie brałem pod uwagę kolejnej przegranej, nie wchodziła w grę.
Tym razem mała zmiana i małe kroki?
Pamiętam jak komornik z Dąbrowy Górniczej zapytał mnie, ile mam pieniędzy w portfelu. To była moja granica, ostatni bastion i bodziec do edukacji z tematów prawnych. Chciałem wiedzieć więcej.
Odpowiedzią na pytanie “jak zarabiać pieniądze?” stało się założenie spółki z.o.o. Wyciągnąłem z domu mentalną siłę i rys przedsiębiorczości, dlatego uważam, że już od najmłodszych lat, kwestia mentalna jest kluczowa.
Wiele osób ma raczej myśli, aby wyjechać za granicę i rzucić to wszystko.
“Nie chcę już tego wszystkiego”, takich dni było sporo. Zawsze z tyłu głowy miałem swój dług, ale dbałem o siebie, żeby ładować swoje baterie. Balans jest bardzo potrzebny. Ostatecznie miałem świadomość, że zależy ode mnie ogrom osób i czułem na sobie dużą odpowiedzialność. Także wiedziałem, że tego zaufania nie mogę zawieść.
Czy doświadczenie dłużnika pomaga w wychodzeniu z długów?
Tak, bo błędy się zdarzają. Czasem jest to szereg błędów, trochę głupoty i pozytywnego myślenia. Zresztą powody o każdej osoby są skrajnie inne. Najważniejsze jest to, że doskonale rozumiem, z czym zadłużeni ludzie i firmy się borykają, dzięki czemu dużo łatwiej tworzyć dla nich skuteczne rozwiązania.
Po refleksjach dobrym kierunkiem okazały się dla pana nieruchomości, finanse i... właśnie prawo?
Właśnie tak. Szukałem też więcej, ale najważniejsze wnioski koncentrowały się wokół “mniej znaczy więcej” i skupmy się na liczbach. Oddzieliłem spółkę i długi. Zacząłem odbierać telefony, odpisywać na pisma. Dla wierzyciela prywatnego najgorszy jest brak informacji. Jakaś informacja jest lepsza niż żadna. I najważniejsze, żeby nie stracić zaufania do samego siebie.
Kiedy poradził Pan sobie z zadłużeniem, stworzył Pan na tej kanwie firmę, która pomaga osobom w trudnej sytuacji finansowej?
Kiedy sam szukałem wsparcia, nie znalazłem go na rynku, a już wtedy był ogrom osób i firm w takich tarapatach jak ja. Naturalne było dla mnie to idealne połączenie - biznes na bazie tego co przeżyłem z jednoczesną pomocą innym.