Do świętej jej daleko, ale wpadła właśnie przez religijność. Do niedawno Joanna S. była najbardziej poszukiwaną Polką – w związku z wyłudzeniem 300 mln zł poprzez piramidę finansową. Utrzymywała jednak kontakty z bliskimi, a nawet uczestniczyła w zdalnych nabożeństwach na WhatsAppie. Detektywi wyśledzili ją przez to w kryjówce w Hiszpanii.
Jak udało się ustalić grupie kierowanej przez detektywa Wojciecha Koszczyńskiego, Joanna S. i jej syn Mikael S. mieszkali od kilku lat w hiszpańskiej miejscowości Ayamonte, która leży w Andaluzji, na granicy z Portugalią. W Hiszpanii ukrywała się od co najmniej 2019 r. – pisze Money.pl.
Kobieta od lat była poszukiwana w związku z organizacją piramidy finansowej "Galleri New Form", za pomocą której miała wyłudzić przeszło 300 mln zł. Zachęcani przez nią inwestorzy przelewali jej sumy od kilkudziesięciu tysięcy do nawet miliona złotych w przekonaniu, ze ta inwestuje środki w dzieła sztuki ze zwrotem na inwestycji rzędu 36 proc.
– Joanna S. była kompletnie zaskoczona. Nie spodziewała się, że policja w końcu trafi na jej trop. Ona i syn zmienili kolor włosów, byli przekonani, że zaczęli już nowe życie, z dala od kłopotów, które zostawili w Polsce – opowiada serwisowi Koszczyński.
Jak matka i syn wpadli? Otóż Joanna S. utrzymywała stałe kontakty z bliskimi i znajomymi i ze Szwecji i Polski. Miała też z nimi uczestniczyć w zdalnych nabożeństwach jednej z gdyńskich organizacji religijnych. Te odbywały się na WhatsAppie.
Co z 300 mln wyłudzonych środków? Ze śledztwa wynika, że kobieta niezbyt dobrze nimi zarządzała, a kolejne pomysły na biznes w ukryciu nie przynosiły zysków. – Nie wiemy, ile zostało tych pieniędzy – mówi wprost detektyw.
Szajka oszustów zatrzymana – wyłudzali pieniądze od firm i seniorów
Przestępcy wykorzystywali metodę "na funkcjonariusza CBŚP". Dzwonili do firm podając się za przedstawiciela Centralnego Biura Śledczego Policji. Przekonywali, że przestępcy właśnie chcą się włamać na firmowy rachunek, więc dla bezpieczeństwa powinno się przelać wszystkie środki na policyjny depozyt – informuje Onet.pl.
– Księgowa jednej z firm przelała na wskazane przez przestępców numery kont bankowych w sumie aż 1,5 mln zł. Kobieta uwierzyła w historyjkę opowiedzianą przez mężczyznę podającego się za policjanta CBŚP – opowiadał podinsp. Robert Szumiata z Komendy Rejonowej Policji Warszawa I.
Kobieta zastosowała się do instrukcji oszustów i przelała środki bez wiedzy szefa. Zdaniem serwisu ma chodzić o jedną z firm z Lublina, zajmującą się projektami technologicznymi.
Przestępcy wpadli jednak w ręce warszawskiej policji. Śródmiejscy policjanci zatrzymali dwie osoby przy próbie wypłaty środków z bankomatu. W ich samochodzie znaleziono aż 157 tys. złotych w gotówce. – Pieniądze były dosłownie wszędzie - w podłokietniku, schowku pasażera, w "boczkach" drzwi, w saszetce jednego z podejrzanych, a nawet w pudełku po butach – wymieniał Szumiata.
Potem posypały się kolejne aresztowania – w sumie ujęto pięć osób, którym grozi nawet 10 lat więzienia. Zablokowano też konto z saldem pół miliona złotych w kradzionych środkach.
W toku postępowania okazało się, że nie jest to pierwsze rodeo tej szajki. Oszukali też seniora z Lublina, który wypłacił im oszczędności życia – przeszło 140 tys. zł.