Google Polska od lipca ma nową szefową, która z firmą związana jest od dekady. Jakie ma plany względem rozwoju koncernu w naszym kraju? Czy Google kształtuje nam społeczeństwo? I jak to się stało, że garstka polskich inżynierów doprowadziła do tego, że Warszawa została chmurową stolicą Europy? Z Magdaleną Kotlarczyk, dyrektorką Google Polska, rozmawia Iga Kołacz.
Trwa pandemia, firmy ograniczają powierzchnie biurowe, tymczasem Google Polska chwali się kolejną siedzibą w sercu Warszawy. Jest aż tak dobrze?
Odkąd 15 lat temu weszliśmy do Polski sporo rzeczy się zmieniło, ale nie nasze przekonanie, że Polska ma ogromny potencjał. Chcemy, aby do Warszawy zjeżdżali eksperci nie tylko z całego kraju, ale ze świata. I to przekonanie - o tym, że Polska może być hubem technologicznym i miejscem rozwoju talentów - znajduje odzwierciedlenie w naszych inwestycjach: w kwietniu otworzyliśmy region Google Cloud Warszawa, teraz otwieramy Centrum Rozwoju Technologii Google Cloud.
Eksperci przyjadą i będą siedzieć w biurze, wbrew trendowi na pracę zdalną.
Pandemia przyspieszyła przede wszystkim trend na pracę elastyczną - coś, co w Google działa od dawna. Niektórzy z nas pracują z biura pięć dni w tygodniu, niektórzy rzadziej, a niektórzy na stałe z domu. Dlatego w warszawskim biurze nasi pracownicy też będą pracować w modelu hybrydowym, który zostanie z nami po pandemii, jako element tego co nazywamy “Future of work”, która bazuje na łączeniu pracy zdalnej z możliwościami jakie daje praca w biurze.
Jaka będzie ta praca przyszłości?
Pracą, w której jest więcej elastyczności. Taka, w której możemy wybierać, czy i kiedy będziemy pracować z biura. W Google od stycznia będziemy funkcjonować w domyślnym modelu dwóch dni pracy z domu i trzech dni pracy z biura, ale dopasowywanym do potrzeb różnych ludzi i zespołów.
Nie odczuliście skutków kryzysu gospodarczego?
W czasie pandemii firmy technologiczne miały więcej pracy niż kiedykolwiek wcześniej i pokazały, jak bardzo mogą pomóc społeczeństwu odnaleźć się w tak trudnych chwilach. Technologia stanęła przed egzaminem dojrzałości i moim zdaniem go zdała. Dzięki m.in. naszej technologii dzieci mogły kontynuować naukę, zaś dorośli - pracować, instytucje publiczne mogły obsługiwać obywateli, a sklepy sprzedawać, chociaż fizycznie zostały zamknięte.
Alphabet, właściciel Google, w ub.r. zanotował dwucyfrowe wzrosty przychodów, również w segmencie reklamowym czy chmurowym - w tym ostatnim aż o 45 proc., do blisko 4 mld dolarów. W Polsce było równie dobrze?
Nie przedstawiamy wyników w rozbiciu na poszczególne kraje, bo nasza działalność - tak jak internet - ma charakter globalny. Wyniki Google na świecie pokazują jednak, jak bardzo nasze produkty były pomocne w budowaniu biznesu naszych kontrahentów. Model biznesowy Google skonstruowany jest w ten sposób, że mamy się dobrze tylko wtedy, gdy cały ekosystem partnerów, którzy korzystają z naszych produktów i usług ma się dobrze. Dla przykładu: Google zarabia, jeśli zarabiają sklepy internetowe, do których pomagamy przyprowadzić klientów. Pomogliśmy im, kiedy najbardziej tego potrzebowali.
A jak to się stało, że grupka polskich inżynierów doprowadziła do tego, że Warszawa została chmurową stolicą Europy?
Początkowo nasz zespół stanowił zaledwie kilka osób. Polscy inżynierowie i inżynierki najpierw pracowali głównie nad technologiami pozwalającymi na działanie wewnętrznej infrastruktury Google. Z czasem zrozumieliśmy, że takich technologii potrzebują też inni - i to był zalążek chmury obliczeniowej, czyli usług które teraz udostępniamy naszym partnerom i klientom. W tej chwili sam dział inżynierski liczy już ponad 500 osób, przy czym tylko w ciągu trzech ostatnich lat nasze warszawskie biuro rozrosło się trzykrotnie.
Co zyskamy na tym jako użytkownicy, że wdrażane w Europie rozwiązania chmurowe tworzone są w Warszawie?
Nowe biuro jest nie tylko zapleczem inżynieryjnym, ale jako Centrum Rozwoju Technologii Google Cloud będzie spełniało ważny punkt w budowaniu kompetencji chmurowych dla naszego kraju. Będziemy szybciej i w większym stopniu budować te kompetencje.
Z najnowszego raportu McKinsey & Company wynika, że chmura jest dla Polski szansą, która do 2030 roku może nam przynieść wartość dodaną nawet 120 miliardów złotych, czyli około 4 proc. produktu krajowego brutto. Ale żeby się to wydarzyło, nie wystarczają tylko inwestycje. Potrzebne jest również budowanie kompetencji i temu również służyć będzie nowe Centrum Rozwoju Technologii. Tu w Polsce będziemy nie tylko z tych technologii korzystać, ale też je współtworzyć.
Im więcej chmury w naszym życiu - tej od Google czy innej - tym technologia, którą użytkujemy może być szybsza, bezpieczniejsza i powszechniejsza. To korzyść dla wszystkich użytkowników internetu.
Powszechniejsza oznacza również - tańsza?
Istotą chmury jest, że korzystamy tylko z tego, czego potrzebujemy i tylko za to płacimy. Zamiast inwestować w drogi sprzęt i oprogramowanie, mamy zawsze dostępne te narzędzia, których potrzebujemy. Oferta i narzędzia stają się coraz lepsze i przez to powszechniejsze, bo to niezwykle konkurencyjny i szybko rosnący sektor.
Stanęła Pani na czele Google Polska w lipcu br. Jakie są Pani ambicje względem rozwoju firmy w Polsce?
Bardzo chciałabym, aby polski Google pod moim przywództwem mógł powiedzieć za jakiś czas: „Cieszymy się, że mogliśmy odegrać ważną rolę w cyfrowej transformacji Polski”. Rzadko się zdarza stać u progu takiej szansy.
Polska jest szóstą gospodarką Unii Europejskiej, a piątym krajem pod względem liczby mieszkańców - to znaczy, że jesteśmy dużym krajem z dużymi możliwościami. Relatywnie bezpiecznie na tle innych krajów przechodzimy przez kolejny kryzys gospodarczy - pewnie za sprawą głodu innowacji i wrodzonej polskiej przedsiębiorczości. Połowę polskiego PKB stanowią przecież firmy z sektora małych i średnich przedsiębiorstw.
Kilka lat temu McKinsey opublikował raport, w którym nazwał Polskę i kraje z naszego regionu cyfrowymi challengerami, czyli krajami, w których dynamiczny rozwój gospodarki cyfrowej przewyższył tempo zmian zachodzących w największym gospodarkach zachodnioeuropejskich, ale jednak wciąż jest niższy niż u cyfrowych liderów z Europy Północnej. Biorąc pod uwagę potencjał polskiej gospodarki i polskich kadr, mamy wszystkie składniki, które są potrzebne, by przyjąć wyzwanie i wykorzystać szansę na dołączenie do cyfrowych liderów.
Na czym chce się Pani skoncentrować?
W pierwszej kolejności chciałabym skupić się na pomocy małym i średnim przedsiębiorcom, bo oni najbardziej ucierpieli w pandemii, a jednocześnie są najbardziej głodni innowacji. Chcę, aby z pomocą narzędzi cyfrowych wyszli na post-pandemiczną prostą.
Pierwszą nowością, którą miałam przyjemność ogłosić w nowej roli było uruchomienie w Polsce narzędzi stworzonych głównie dla MŚP. To bezpłatne narzędzia, z których każdy przedsiębiorca może skorzystać w dowolnym momencie, a przynoszą realną korzyść. “Grow My Store” przeprowadza błyskawiczny audyt strony internetowej pod względem łatwości obsługi przez użytkownika, dzięki czemu można szybko znaleźć miejsca, w których potencjalni klienci opuszczają stronę nie dokonując zakupu. A „Nawigator wyszukiwań lokalnych” to bezpłatne narzędzie dostarczające spersonalizowane wskazówki, które pomogą wyróżnić się firmie w wyszukiwarce i Mapach Google.
Chcę odczarować cyfrową transformację, która odmieniana jest przez wszystkie przypadki, ale nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, czym właściwie jest. A dla firm oznacza to na przykład to, że mają więcej telefonów od kontrahentów, którzy znaleźli telefon do nich dzięki poprawnie skonfigurowanej wizytówce Moja Firma w Mapach Google. Albo może oznaczać więcej klientów, którzy przyszli do sklepu stacjonarnego tylko dlatego, że będąc jego właścicielką potrafiłam zintegrować stan magazynowy z system reklamowym i w efekcie klientowi wyświetliła się informacja, że produkt, którego szuka jest dostępny 350 metrów od miejsca, w którym obecnie się znajduje. Albo, że moja mama potrafi telefonem zdalnie otworzyć paczkomat. To jest cyfrowa transformacja w praktyce.
Częściowo nam się to udaje, a zwłaszcza przez ostatnie półtora roku, gdy zanotowaliśmy skok technologiczny o dekadę. Społeczeństwo nauczyło się kupować w sieci. Jak chcecie wykorzystać ten przyspieszony rozwój?
Polacy nauczyli się kupować w sieci: w 2020 roku kupujący po raz pierwszy w sieci stanowili ponad 6 proc. wszystkich zaopatrujących się przez internet i odpowiadali za prawie 18 proc. wzrostu liczby przeprowadzonych transakcji online, ale wciąż jeszcze nie kupują tak często, jak to ma miejsce w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Podróż w świat e-commerce czy omnichannel jest jeszcze przed nami.
Zależy nam, aby wraz ze wzrostem liczby osób kupujących w sieci, rósł standard tych zakupów. Dlatego pracujemy z przedsiębiorcami nad tym, by zanim pomyślą o kampanii reklamowej, poprawili jakość swojej strony internetowej, zwłaszcza tej mobilnej, która często pozostawia wiele do życzenia.
Pod koniec października Google pozwolił na usuwanie zdjęć niepełnoletnich z wyszukiwarki. Jaka jest skala problemu?
Jest to właściwa decyzja, bez względu na liczbę zgłoszeń w tej sprawie. To tylko jedno z wielu narzędzi jakie dajemy użytkownikom, by mieli kontrolę nad informacjami, które ich dotyczą.
Nikt nie wie o Polakach tyle co Google?
Polacy, jak wszyscy, nie przestają nas zaskakiwać. Obecnie Google obsługuje miliardy zapytań rocznie. Aż 15 proc. wyszukiwanych haseł, które przetwarzamy każdego dnia, to zapytania, z którymi nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy.
Polacy pytają i przy okazji zostawiają ślady, które są zbierane w postaci ciasteczek.
Google, jak każda internetowa usługa, potrzebuje wybranych informacji do tego, żeby produkty działały lepiej. Aby Mapy Google mogły podpowiedzieć, za ile podjedzie po nas taksówka, musimy udostępnić im naszą lokalizację.
Jednocześnie ciągle pracujemy nad technologiami, które chronią prywatność użytkowników, dostarczając jakości, usług jakiej oczekują. Przykładem jest Privacy Sandbox, czyli open-sourcowa inicjatywa, opracowywana razem z branżą internetową, która ma zapewnić odpowiednią prywatność użytkownikom, a jednocześnie wspierać reklamodawców i wydawców. Zawsze działamy w przejrzysty sposób - każdy użytkownik samodzielnie decyduje, jakie dane są przechowywane, jednocześnie od ubiegłego roku dla wszystkich kont uaktywniliśmy opcję automatycznego kasowania zapisanych danych, najpóźniej po 18. miesiącach.
Wyszukiwarka Google kształtuje nam społeczeństwo?
Larry Page kiedyś powiedział, że idealna wyszukiwarka, to taka która rozumie, co użytkownik ma na myśli i wyświetla dokładnie to, czego potrzebuje. Google więc nie kształtuje, ale kształci, bo dostarcza Polakom wiedzy, której szukają. Ale nie tylko Google, lecz także YouTube.
Właśnie opublikowaliśmy wyniki badania etnograficznego, które przeprowadzaliśmy, bo chcieliśmy zrozumieć czym jest YouTube dla Polaków. I okazało się, że jest… wszystkim. Użytkownikom internetu trudno jest sobie wyobrazić świat bez YouTube. To, jak ważną rolę w życiu konsumentek i konsumentów pełni, widać po metaforach, jakimi użytkownicy opisują platformę. YouTube jest jednocześnie kołderką i plasterkami na rozmaite życiowe bóle, jest też jak Adam Słodowy i jak MacGyver - pomoże rozwiązać każdy problem.
Wzruszyła mnie opowieść 60-latków, którzy z pomocą YouTube zażegnali konflikt małżeński, bo udało im się znaleźć wideo o tym, jak zamontować kabinę prysznicową, której to montaż był przedmiotem ich sporu. I z badania jednoznacznie wynika, że za YouTube tęskniłoby cztery razy więcej osób niż za telewizją.
Młodzi zazwyczaj nie mają telewizora, więc tęsknić nie muszą.
Nie jest tak, że pozycjonując słowa w wyszukiwarce zakrzywiacie rzeczywistość? Bo kto płaci, ten jest widoczny.
Nikt nie próbuje zakrzywić rzeczywistości. Musimy rozdzielić dwie rzeczy: reklamy i wyniki wyszukiwania. To jakie reklamy nam się wyświetlają jest określone przejrzystymi zasadami. Reklamodawcy mogą zapłacić za wyświetlanie reklam w wyraźnie oznaczonych częściach strony, ale nie mogą wykupić lepszego miejsca w wynikach wyszukiwania.
Jeżeli chodzi o wyniki wyszukiwania w Google, zasada jest taka, jak w świecie akademickim: jeśli pewne zagadnienia czy wypowiedzi są częściej przytaczane, pochodzą z wiarygodnego źródła, prawdopodobnie lepiej dadzą odpowiedź na zadane pytanie. I tak działa wyszukiwarka.
Macie listę słów zakazanych, które są niżej pozycjonowane albo w ogóle nie są promowane?
Zakazujemy promowania za pośrednictwem reklam pewnych grup produktów, bo w ten sposób dbamy o użytkowników internetu.
W 2020 roku zablokowaliśmy lub usunęliśmy 3,1 mld reklam, które naruszały nasze zasady - to 5,9 tys. reklam na minutę. Choćby dlatego, że wprowadziliśmy nowe zasady dotyczące wyświetlania reklam dotyczących tak zwanych wydarzeń wrażliwych. Jednocześnie ze względu na kolejne pojawiające się w internecie teorie spiskowe na temat pochodzenia koronawirusa, wprowadziliśmy też zasadę zakazującą reklam treści związanych z COVID-19 i innymi zagrożeniami zdrowotnymi na świecie, które zawierają informacje sprzeczne z nauką.
W sumie zablokowaliśmy wyświetlanie 99 mln reklam związanych z pandemią koronawirusa, wśród nich były m.in. próby oszustwa, zawyżanie cen oraz chęć wzbogacenia się na globalnych brakach maseczek, nieistniejących lekarstwach czy fałszywych programach szczepień.
Producenci maseczek o tym wiedzieli?
Ci, którzy chcieli się w ten sposób promować, wiedzieli. Mówimy jednak o kryzysowej sytuacji, która mam nadzieję, że się nie powtórzy. Zasady reklamowe Google uwzględniają też lokalne ustawodawstwo, więc na przykład niektórych produktów dozwolonych we Francji nie można za naszym pośrednictwem reklamować w Polsce i odwrotnie.
Czego jeszcze nie pozwalacie promować?
Niektórzy producenci leków zarzucają nam, że mają spore ograniczenia w korzystaniu z możliwości reklamy online. Naszym zdaniem w tej branży zachodzi jednak spore ryzyko nadużyć i nieuczciwej konkurencji. Można powiedzieć, że reklamodawcy na tym cierpią, ponieważ nie mogą promować niektórych produktów, natomiast dla nas najważniejszy jest użytkownik i jego bezpieczeństwo.
Gdy wprowadzaliśmy na YouTube reklamę TrueView, którą można pominąć, reklamodawcy nie byli zadowoleni. Mówili: „Halo, jak to? Ja chcę, aby całe 60 sekund reklamy się wyświetliło, a wy dajecie opcję jej pominięcia?” Dajemy, bo dla nas najważniejszy jest użytkownik. Zaczęliśmy edukować i mówić: “Drogi reklamodawco, spraw, aby ten użytkownik chciał obejrzeć twoją reklamę, a wtedy sukces biznesowy będzie większy, niż w wypadku wymuszonego przykucia uwagi”.
W październiku w Parlamencie Europejskim pojawił się raport wskazujący, aby zakazać reklam spersonalizowanych, uznając je za wyjątkowo szkodliwe. Branża oczywiście protestuje. Ale jak wytłumaczycie to Kowalskiemu?
Świat, w którym żyjemy wymaga ram regulacyjnych w każdym sektorze i od zawsze jesteśmy za tym, aby także w naszym takie istniały, lecz zróbmy to mądrze. Istotą spersonalizowanej reklamy jest, aby dotarła do Kowalskiego wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebuje, i by była to reklama na przykład sklepu, który chce dotrzeć tylko do określonego typu Kowalskich - np. zainteresowanych kupnem butów. Jeśli powstanie regulacja, która nie dopuszcza reklam spersonalizowanych, zastanówmy się, jaka czeka nas alternatywna rzeczywistość.
Zrobiłam taki eksperyment: na moim koncie Google wyłączyłam opcję personalizacji reklam i wtedy mój internetowy świat stał się po prostu gorszy. Zaczęły mi się wyświetlać reklamy pozbawione kontekstu - i ja takich reklam nie chcę. Kotlarczyk, która ma psa, nie chce widzieć reklam jedzenia dla kota.
Ale jak chcecie przekonać Kowalskiego, że widzi daną reklamę dlatego, że jest do niego lepiej dopasowana, a nie dlatego, bo akurat ten reklamodawca więcej zapłacił?
To użytkownik powinien decydować, czy i jakie chce oglądać reklamy i czy chce korzystać z serwisów, w których są reklamy. Tak jak decyduje o tym, czy kupi reklamowany produkt.
Reklamy personalizowane, w tym reklamy oparte na zainteresowaniach lub reklamy, które opierają się na domysłach dotyczących zainteresowań użytkowników, należą do najbardziej opłacalnych, prostych i dostępnych strategii rozwoju, jakie mogą mieć przedsiębiorcy. Są wielką możliwością dla mniejszych firm, też polskich, by przy małych budżetach sprzedawać więcej, myśleć o eksporcie na skalę globalną.
Akurat technologia wyrównuje szanse pomiędzy wielkimi koncernami, które mają miliony dolarów na wielkie kampanie reklamowe, jak i małymi i średnimi przedsiębiorstwami, które mają zdecydowanie mniejsze budżety na mówienie o swoich produktach.
A co powiecie tym, którzy obawiają się spersonalizowanej reklamy ze względu na dane, które musicie pozyskać?
Niektórzy krytycy twierdzą, że reklamodawcy powinni polegać wyłącznie na tak zwanych reklamach kontekstowych, czyli wyświetlanych głównie na podstawie kontekstu strony, a nie informacji pochodzących z anonimowych, zagregowanych sygnałów użytkownika. Problem polega na tym, że nie wszystkie strony są takie same. Przecież jest różnica między emisją reklamy z butami na stronie dotyczącej oceanarium, a na stronie z modą.
Trzeba stawiać bardzo wysoko poprzeczkę technologii w zakresie bezpieczeństwa, bo tylko wtedy będzie ona miała szansę na dobre zagościć w naszych domach i nam pomóc. Uruchamiając jakąkolwiek aplikację - bankową czy internetowe konto pacjenta - nie powinnam myśleć o tym, czy to jest bezpieczne rozwiązanie, lecz mieć przekonanie, że tak jest.
W Google wykorzystujemy najnowocześniejsze zabezpieczenia techniczne, szyfrowanie, rozwijamy technologię prywatności różnicowej, ale zawsze sugerujemy też że trzeba brać sprawy w swoje ręce. Kiedy ostatnio zmieniła pani hasło do konta mailowego czy bankowego? Czy ma pani dwuetapowy system weryfikacji tych kont? Ogłosiliśmy ostatnio, że weryfikacja dwuetapowa będzie obowiązkowa, a nie opcjonalna.
Jak wytłumaczycie Kowalskiemu, który boi się, że słowa kluczowe w informacjach głosowych, w wiadomościach prywatnych są wychwytywane i targetowane pod reklamy?
Przede wszystkim zwracajmy uwagę na to, w co klikamy i co akceptujemy. Sprawdzajmy, jakim programom daliśmy dostęp do używania mikrofonu w telefonie. Nie zezwalajmy na to w przypadku aplikacji, których źródła pochodzenia nie znamy, które nie są zweryfikowane.
Obecnie technologia sprawia, że nie trzeba zbierać ogromnej ilości danych o użytkownikach, aby dobrze serwować spersonalizowane reklamy. A to dlatego, że potrafimy z pomocą sztucznej inteligencji agregować i anonimizować dane w taki sposób, by użytkownik był całkowicie chroniony, zaś reklamodawca może dotrzeć do odbiorców, na których mu zależy. Jest to rozłączanie dwóch światów.
Lepiej już sobie radzicie z tym, by osoby, które kupiły dany produkt, nie musiały widzieć wszędzie jego reklamy?
System radzi sobie z tym świetnie jeśli jest dobrze skonfigurowany przez reklamodawców. I chętnie pomagamy w tej konfiguracji, bo reklamy już zakupionych produktów to wyrzucone przez reklamodawcę pieniądze.
Asystenta Google należy traktować jak wyszukiwarkę internetową, tyle że głosową?
Jest on czymś o wiele większym niż wyszukiwarką głosową. Ja na przykład często zaczynam dzień z Asystentem Google - budzi mnie, następnie podaje mi skrót wiadomości z serwisów, które sobie wybrałam oraz przypomina, jakie mam umówione danego dnia spotkania. Z jego pomocą włączam też YouTube czy Netfliksa na dużym ekranie.
Na argument, że Asystenta Google należy traktować jak wyszukiwarkę internetową powołał się Mariusz Gołda, dyrektor Grupy RMF FM twierdząc, że asystenci głosowi i smart speakery powinny zostać uwzględnione w rozporządzeniu unijnym o rynkach cyfrowych. Będziecie się sprzeciwiać temu?
Otwarcie bierzemy udział w konsultacjach unijnego prawa dotyczącego sektora nowych technologii, podobnie jak przedstawiciele innych, w tym wspomnianych tu firm. Projektowane regulacje ukształtują cyfrową przyszłość Europy - dlatego istotne jest, by nie utrudniały innowacji i nie szkodziły przede wszystkim małym firmom. Nasze stanowisko jest takie: konstruktywnie rozmawiajmy.
Dyrektor Grupy RMF FM uważa, że jest to niebezpieczne dla pluralizmu, ponieważ nie ma regulacji, które uniemożliwiałyby producentom tego typu urządzeń utrudniania dostępu do konkretnej stacji radiowej. Co Pani sądzi o takim stawianiu sprawy?
Trudno zrozumieć taki argument, bo mój asystent głosowy gra dla mnie taką stację radiową, jaką ja chcę, a mam ich do wyboru wiele. W internecie mamy teraz brak jakichkolwiek utrudnień w dostępie do stacji radiowych, także tych internetowych - które nie muszą występować o koncesje, inwestować w ogromną infrastrukturę - na co pozwolić sobie mogą duże podmioty. W internecie nagle to środowisko radiowe jest o wiele bardziej konkurencyjne, a co za tym idzie - ciekawsze dla nas, słuchaczy.
Zakładam, że radiowcy obawiają się, iż firmy technologiczne w pewnym momencie będą dawały dostęp do tych urządzeń tym stacjom, które zapłacą więcej albo po prostu do nich należą. Nie ufają wam.
Może na to zaufanie trzeba więcej pracować, ale trzymałabym się zasady, że firmy technologiczne działają tak, że użytkownik jest dla nich najważniejszy. Nadawcy radiowi powinni się natomiast upewnić, że ich radio nie ma technicznych ograniczeń, aby było dobrze streamowane i że dla nich też najważniejszy jest ich użytkownik - czyli słuchacz.
W pandemii jednym z beneficjentów Google było Radio Elka Głogów, które dostało 26 tys. zł. Jaki jest wasz klucz doboru instytucji, które chcecie wspierać?
Na początku pandemii uruchomiliśmy fundusz wsparcia dla wydawców lokalnych i bardzo cieszy mnie, że Radio Elka Głogów, które nie jest radiem mainstreamowym, też znalazło się na tej liście. Fundusz był otwarty dla wszystkich małych wydawców lokalnych - wsparcie dostało aż 150 redakcji z Polski, w wysokości od 5 do 30 tys. dolarów. To jest przykład wyrównywania szans - nie trzeba być radiem RMF czy Zetką, aby być beneficjentem programów firm technologicznych. Z rozwoju technologicznego i wsparcia w trudnych czasach wszyscy powinni mieć szansę korzystać.