Służby weterynaryjne wykryły już 9 ognisk koronawirusa w hodowlach norek. Dwa ostatnie (w podkarpackim i podlaskim) tuż przed świętami. Norki to jedyne zwierzęta, o których wiadomo, że przenoszą wirusa SARS-CoV2. Niewykluczone, że stada zostaną wybite.
W tym roku na fermach norek odkryto jak na razie 9 ognisk koronawirusa, z czego aż 7 tylko w grudniu. Jeszcze na początku 2021 wybito dwa stada, w sierpniu nieco zmieniły się przepisy. Do tej pory wykrycie ogniska oznaczało konieczność zabicia wszystkich norek w stadzie. Obecnie w norki w hodowli zostają objęte kwarantanną. Jej wymiar określa weterynarz. W tym czasie zwierzęta nie mogą opuszczać fermy, a na jej terenie obowiązuje wzmożona bioasekuracja.
Ale jeśli po kolejnych, dwukrotnie przeprowadzonych badaniach (nie wcześniej niż po 90 dniach od nałożenia kwarantanny w odstępie 14 dni) w hodowli nadal będzie obecny wirus, norki muszą zostać wybite. Taką decyzję weterynarz podejmie też, gdy kwarantanna albo zasady bioasekuracji zostaną złamane.
Ósme i dziewiąte ognisko służby weterynaryjne wykryły w gospodarstwie liczącym 1408 norek, zlokalizowanym w powiecie mieleckim (podkarpackie) oraz w gospodarstwie liczącym 5000 norek, 300 jenotów oraz 190 lisów w powiecie białostockim (podlaskie).
"W gospodarstwach, w których stwierdzono zakażenie, zostały wdrożone wszelkie procedury zwalczania przewidziane w przypadku wystąpienia SARS-CoV-2 u norek, określone w rozporządzeniu Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi" - informują służby weterynaryjne.
Futrzarze nie chcą tracić pieniędzy
Hodowcy norek buntują się przeciw prawu i działaniom służb weterynaryjnych. Zdarzało się już, że likwidacji (czyli wybiciu) musiało ulec na przykład stado zarodowe, co oznacza de facto koniec hodowli. A na dodatek za wybite norki nie należy się odszkodowanie. Hodowca może dostać jedynie niewielką nagrodę za współpracę.
Zdaniem właścicieli ferm władza wykorzystuje COVID-19 do zamknięcia branży i zrealizowania tym samym założeń ubiegłorocznej piątki dla zwierząt – informuje "Gazeta Prawna". Nie chcą podporządkowywać się decyzjom weterynarzy, bo, jak mówią, bronią swojego dorobku życia. Część hodowców deklaruje, że nie będzie wpuszczać do swoich gospodarstw lekarzy weterynarii w celu pobierania próbek na obecność koronawirusa u zwierząt.
Koronawirus a norki
Norki to na razie jedyne zwierzęta, o których wiadomo, iż przenoszą wirusa SARS-CoV-2. Naukowcy obawiają się, że w wielkich hodowlach wirus może szybko zmutować do kolejnej, niebezpiecznej wersji.
Warto zauważyć, że tak właśnie stało się w przypadku słynnego wirusa H5N1 – grypy ptaków. Choroba jest pokłosiem przemysłowej hodowli drobiu – wirus mutował pod koniec lat 90. ubiegłego wieku na gigantycznych fermach kurczaków w Azji, by z pełną mocą zaatakować kilka lat później. Tylko w roku 2003 wybito w Azji 100 milionów sztuk drobiu. Od chorych zwierząt hodowlanych zarażają się dzikie ptaki, które następnie przenoszą wirusa dalej – do kolejnych hodowli.