"Baby shark", dziecięca piosenka, która atakuje uszy ludzi na całym świecie, będzie miała kinową wersję. Oczywiście już nie w formie teledysku - który na YouTube obejrzano ponad 10 miliardów razy! - ale jako pełnometrażowy film.
Infantylną - bo dziecięcą - piosenkę zna chyba każdy rodzic. I nie tylko, bo jej popularność wystrzeliła kilka lat temu jak potężna zaraza. Raz usłyszana, nie da się "odsłyszeć" i po prostu trzeba ją nucić.
"Baby Shark" jest prawdopodobnie największym hitem serwisu YouTube. Obejrzano ją prawie 10,2 miliarda razy. Pod tym względem na głowę bije słynne "Despacito" - ten światowy not odtworzono na YT zaledwie 7,7 miliarda razy.
W oryginale ma 2 minuty i 16 sekund. Wytwórnia Paramount zdecydowała się zrobić z tego pełnowymiarowy kinowy film. Nie będzie to pierwsza adaptacja przygód małego rekina i jego rodziny. Powstały już godzinne filmy o rekinku, ale ich cykl kinowy był ograniczony, podobnie jak adaptacja dla Netfliksa.
Na razie nie znamy praktycznie żadnych szczegółów na temat tego, jak będzie wyglądała nowa animacja. Koproducentami mają być Nickelodeon Animation i Pinkfong Company. Przypuszczalnie film będzie zawierał sporo piosenek, które utkną ci w głowie na wieczność. I przez wieczność trzeba będzie puszczać je dzieciom.
Kilka miesięcy temu Pinkfong (właściciel praw do "Baby shark") wypuścił też tokeny NFT. Rozeszły się jak świeże bułeczki, osiągając ceny do... 60 tys. dolarów.
Co to jest NFT?
Stworzony przez Republic Realm Metaflower to NFT (non-fungible token), czyli obiekt zakodowany i certyfikowany za pomocą technologii łańcucha bloków. Blockchain to ta sama technologia kryptograficzna, która jest fundamentem działania kryptowalut. Tu jednak używana jest do potwierdzenia, że dana osoba jest właścicielem konkretnego przedmiotu o wartości kolekcjonerskiej.
Entuzjaści NFT wskazują, że tokeny są unikalne, niewymienne i niemożliwe do skopiowania. Ich oryginały mają więc określoną wartość. Jak się okazuje – są chętni, by płacić za nie grube miliony.
Sceptycy wskazują zaś, że autorzy kolejnych obiektów NFT często żądają ogromnych sum za swoje tokeny.
Tymczasem w przypadku m.in. obrazów i wirtualnej sztuki NFT, "niepowtarzalny i niekopiowalny" obiekt każdy internauta może w dość prosty sposób ściągnąć na swój pulpit. Nie będzie wtedy może certyfikowanym "właścicielem", ale w istocie ma dostęp do tego samego pliku, za certyfikat do którego ktoś inny słono zapłacił.