Do tej pory przedstawiciele obozu rządzącego bagatelizowali wpływ inflacji na portfele Polaków, twierdząc, że póki rosną płace, nic złego się nie dzieje. Zła wiadomość - oba wskaźniki prawie się zrównały. Biorąc poprawkę na wzrost wynagrodzeń, który nie dotyczy wszystkich pracowników, inflacja mogła już wyprzedzić podwyżki pensji.
Główny Urząd Statystyczny podał właśnie wysokość wynagrodzeń w styczniu 2022 roku. Średnie zarobki w sektorze przedsiębiorstw wyniosły 6 064,24 zł brutto. To aż o 8,7 proc. mniej niż w grudniu zeszłego roku. GUS twierdzi, że nie jest to miarodajny wynik, bo grudzień to na ogół czas wypłacania nagród i premii. Trudno więc porównywać bezpośrednio te dwa miesiące.
"Spadek wynagrodzeń w styczniu 2022 r. względem grudnia 2021 r. jest efektem zmniejszenia skali lub wręcz niewystępowania w styczniu wypłat, które miały miejsce w poprzednim miesiącu, m.in. premii kwartalnych, świątecznych, nagród z okazji Dnia Górnika, nagród rocznych, uznaniowych, jubileuszowych, dodatkowych nagród jednorazowych, rozliczenia wynagrodzeń za pracę w godzinach nadliczbowych oraz odpraw emerytalnych (które obok wynagrodzeń zasadniczych również zaliczane są do składników wynagrodzeń)" - czytamy w komunikacie GUS.
Ale w porównaniu do stycznia 2021 pensje Polaków wzrosły o 9,5 proc. Nie byłyby to zły wynik, gdyby nie inflacja - 9,2 proc. Realny wzrost wynagrodzeń wyniósł więc 0,3 proc. W realnych pieniądzach oznacza to 18 zł brutto więcej w odniesieniu do średniej pensji.
To jednak statystyka, która uwzględnia jedynie tzw. sektor przedsiębiorstw. Mowa więc o firmach zatrudniających powyżej 9 osób, z wyłączeniem budżetówki. Statystyka obejmuje nieco ponad 6 milionach pracowników. Pozostałe 10 mln mogło dostać o wiele mniejsze podwyżki – tak przynajmniej można wnioskować z danych historycznych.
W styczniu 2022 r. przeciętne zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw względem grudnia 2021 r. wzrosło o 1,5 proc., podczas gdy w grudniu 2021 r. pozostało na poziomie zbliżonym do odnotowanego w listopadzie 2021 r. Jak wyjaśnia GUS, wzrost przeciętnego zatrudnienia był wynikiem m.in. przyjęć w jednostkach i powrotu pracowników z zasiłków chorobowych.
Mniej zarabiający bardziej cierpią
Rosnące ceny żywności silniej uderzają w mniej zarabiających. Im niższe dochody danej osoby czy gospodarstwa domowego, tym procentowo więcej wydaje ona na żywność.
Tymczasem jak wynika z cyklicznego monitoringu prawie 27 tys. cen detalicznych, styczeń br. mocno zaskoczył Polaków w sklepach podwyżkami. Średnio wyniosły 17,6 proc., patrząc na dane z tego i zeszłego roku. Zdrożała dosłownie każda z 12 obserwowanych kategorii. Na szczycie tabeli znalazły się produkty tłuszczowe ze wzrostem o 58,7 proc. Wśród nich rekordzistą jest olej, który podrożał aż o 73,5 proc.
– Wszyscy odczuwamy inflację, ale w różny sposób. Wszyscy kupujemy żywność, w jakimś stopniu korzystamy z prądu, gazu, bezpośrednio lub pośrednio płacimy za paliwo. Inflacja wpływa na nas wszystkich, bo ona dotyczy wydatków konsumpcyjnych. Najsilniej odczuwają ją najbiedniejsze gospodarstwa domowe, które na konsumpcję wydają największą część swojego budżetu. To w dużej mierze elektorat PiS – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
To znane z ekonomii prawo Engla. Niemiecki badacz już w XIX wieku wyliczył, że w miarę wzrostu dochodów wydatki na żywność stają się coraz wyższe, ale stanowią coraz mniejszy procent wydatków w ogóle.