Ri Chun Hi czyli "różowa dama" to legendarna już prezenterka TV z Korei Północnej. Od ponad ponad 50 lat przekazuje wiadomości w reżimowej telewizji. Lider kraju Kim Dzong Un postanowił ją nagrodzić apartamentem. Jest dość luksusowy… przynajmniej mierząc miarą państwa pod komunistyczną dyktaturą.
Ostatnie dni w Korei Północnej pełne są uroczystości i ceremonialnych gestów. 13 kwietnia przecięto wstęgę na nowiutkim, luksusowym osiedlu w Pjongjangu – stolicy Korei Północnej. Mieszkania mają dostawać tam osoby szczególnie zasłużone dla reżimu.
Jak pisze Next Gazeta, już 14 kwietnia dyktator Kim Dzong Un personalnie przekazał jedno z mieszkań w kompleksie na rzecz 79-letniej Ri Chun Hi, czyli "różowej damy", która od ponad pół wieku przekazuje wiadomości w publicznej telewizji kraju. W piątek 15 kwietnia kraj obchodzi zaś 110. urodziny Kim Ir Sena – założyciela północnego reżimu i dziadka Kim Dzong Una.
"Szanowany towarzysz Kim Dzong Un, dla którego śmiech i szczęście ludu to kryteria oceny potęgi narodowej, zainicjował budowę luksusowej dzielnicy mieszkalnej, która będzie służyć jako nowa trampolina dla rozwoju architektury kraju, by sprezentować [mieszkania] osobom zasłużonym, które przyczyniły się do dobrobytu i rozwoju kraju" – brzmi cytowany fragment propagandy.
Ri Chun Hi miała stwierdzić, że jej nowy lokal wygląda "zupełnie jak hotel", a cała jej rodzina "nie spała całą noc, pogrążona we łzach głębokiej wdzięczności". Z reżimowych materiałów można zobaczyć, że mieszkanie rzeczywiście nieco przypomina hotel, ale wcale nie musi być to komplement.
Budynki w nowym kompleksie najpewniej specjalnie są niskie, tylko kilkupiętrowe. Jak pisze Reuters, wiązane na Zachodzie z luksusem penthouse'y są w Korei Północnej koszmarem. Często nie działa w nich elektryczności i nie ma wody, bo ciśnienie w rurach jest zbyt niskie.
Do tego nawet w nowych wieżowcach w kraju nagminne są... problemy z windą. Na ostatnich piętrach mieszka więc biedota, a dobrze postawieni obywatele cieszą się lokalami na parterze.
Kim jest "Pink Lady"?
Jak pisał serwis naTemat.pl, Ri Chun Hi pojawiła się w północnokoreańskiej telewizji KCTV w 1971 roku i niezmiennie w niej tkwi, choć w 2012 roku odeszła na emeryturę. Wróciła na antenę w 2016 roku, by ogłosić próbę nuklearną. Od tamtej pory na dobre jest twarzą propagandy Kim Dzong Una.
– To był idealny sukces – ogłosiła z uśmiechem i dumą. Miękkim głosem, jakby opowiadała bajkę. Takim głosem relacjonowała zresztą wcześniejsze próby. Na ekranie widzimy odpalane rakiety, a prezenterka w radosnej euforii. Najczęściej tradycyjnym stroju hanbok, choć czasem jest to strój bardziej zachodni. Niemal zawsze jednak w kolorze róż.
Prezenterka pochodzi z biednej rodziny, podobno miało to ogromne znaczenie, by taka osoba stała się głosem władzy dla ludu, a nawet wręcz czyniło z niej idealną kandydatkę. Bardzo szybko zrobiła karierę, media zauważają, że inni dziennikarze odchodzili, tracili pracę, a ona ciągle była na stanowisku. "Podkładała swój głos w wielu nagraniach propagandowych" – czytamy w "Daily Mail".
Urzędująca dynastia najwyraźniej ją uwielbia, bo w Korei zmieniali się przywódcy, a ona stała przy każdym. A potem była tą osobą, która na antenie ogłaszała ich śmierć. W czerni. Płacząc przed kamerami. Tak było w przypadku Kim Il Sunga w 1994 roku. Łzy leciały jej ciurkiem, a razem z nią płakał pewnie cały naród. Potem, gdy w 2011 roku zmarł Kim Dzong Il, widać było, jak powstrzymuje płacz.