Cyfrowa szkoła to przyszłość - eksperci nie mają co do tego wątpliwości. W trybie przyspieszonym stała się ona doświadczeniem również polskich uczniów. Co jednak powinniśmy zrobić, żeby nie zaprzepaścić wszystkiego, co osiągnęliśmy w pandemii? Rozmawiamy o tym z Wojciechem Sakiem, wiceprezesem zarządu VULCAN oraz dyrektorem ds. rozwoju biznesu w Nowej Erze.
Reklama.
Reklama.
Minęły lockdowny, uczniowie i nauczyciele - zdaje się, że już na dobre - powrócili do szkolnych budynków i starają się zapomnieć o doświadczeniu lekcji zdalnych... A może wcale nie powinni? Co pozostanie z nami z tego wielkiego eksperymentu, którym było zdalne nauczanie?
Wbrew pozorom, okres nauki zdalnej przyniósł nam wiele dobrego. Po pierwsze w ogóle zobaczyliśmy, że można uczyć inaczej niż tylko w tradycyjny sposób i na terenie szkoły. Powstało wiele nowych treści cyfrowych, uczyliśmy się lepiej wykorzystywać nowe technologie w służbie edukacji, a nauczyciele i uczniowie poszerzali swoje kompetencje cyfrowe. To był ważny impuls do rozwoju nowoczesnej szkoły cyfrowej w Polsce.
Te doświadczenia możemy teraz wykorzystywać, by dalej wspierać uczniów i nauczycieli zarówno w nauce zdalnej lub hybrydowej, jak i w zwykłym procesie edukacyjnym w samej szkole oraz w kształceniu umiejętności potrzebnych w przyszłym życiu dzieci. Warto przypomnieć, że organizacje międzynarodowe już od ponad 10 lat poruszają tematykę edukacji i kompetencji cyfrowych w odniesieniu do transformacji cyfrowej.
Według Komisji Europejskiej silna gospodarka cyfrowa ma ogromne znaczenie dla innowacji, wzrostu zatrudnienia i konkurencyjności. Międzynarodowy Związek Telekomunikacyjny (ITU), jedna z organizacji wyspecjalizowanych ONZ, określił umiejętności cyfrowe jako priorytetowe ze względu na wiodącą rolę w świecie nowoczesnych technologii. Już w dokumencie z 2018 roku wyraźnie podkreślono, że powinny być one traktowane jako niezbędne, powszechne i dostępne dla wszystkich obywateli. Tych przykładów jest oczywiście dużo więcej.
Na samym początku masowa edukacja zdalna w Polsce była jedną wielką improwizacją. Czy po dwóch latach pandemii polska szkoła jest lepiej przygotowana do "przełączania się" w miarę potrzeby na nauczanie zdalne?
W ciągu ostatnich dwóch lat nauczyciele, eksperci, wydawcy edukacyjni i firmy technologiczne wypracowali wiele rozwiązań i pomysłów na to, jak usprawnić proces edukacji zdalnej. Jednak żeby te rozwiązania nie straciły na aktualności, cały czas trzeba trzeba je aktualizować, unowocześniać i dostosowywać do bieżących potrzeb, ponieważ rynek nowych technologii jest bardzo dynamiczny.
Zauważyliśmy np. że na rynku jest wiele różnych rozwiązań cyfrowych dla szkół, żadne jednak nie zaspokaja ich potrzeb w sposób kompleksowy. Przykładowo, jeśli chodzi o oprogramowanie, na rynku edukacyjnym dominują wielcy gracze, jak Microsoft i Google. Ich rozwiązania były budowane dla biznesu i choć dostosowano je pod wymogi edukacyjne, wciąż nie wypełniają one w 100 procentach tych potrzeb, które ma szkoła.
Skłoniło nas to pracy nad eduOne - innowacyjnym systemem, który integruje procesy dydaktyczne oraz zarządzanie placówką. Dzięki temu nauczyciel w jednym miejscu może - samodzielnie lub z wykorzystaniem biblioteki zasobów Nowej Ery i partnerów - tworzyć angażujące materiały merytoryczne do lekcji, udostępniać je uczniom, ale też rejestrować ich postępy czy przeprowadzać testy online. Automatyzacji podlegają także procesy administracyjne, dzięki czemu dyrektor zyskuje możliwość szybkiego i skutecznego monitoringu sytuacji w szkole (frekwencja, oceny, różnorodne krytyczne sytuacje).
I to wystarczy?
Niestety, nasycenie szkół nowymi technologiami jest ciągle za małe. Mamy za sobą kilka doraźnych rządowych i samorządowych programów wsparcia na zakup sprzętu dla placówek edukacyjnych - szkoły wyposażone są w podstawowym stopniu w różne urządzenia elektroniczne: są to głównie rzutniki i białe tablice oraz laptopy wykorzystywane przez nauczycieli i uczniów.
W większości placówek nadal funkcjonują tak zwane pracownie komputerowe, w których uczniowie mają dostęp do komputerów stacjonarnych starej generacji i niestety, poza nauką zdalną, dla znaczącej części dzieci to jedyna forma kontaktu z nowymi technologiami w szkole.
Dla porównania, w Wielkiej Brytanii, czy Holandii ponad 90 proc. klas szkolnych jest wyposażonych w interaktywne nowoczesne monitory dotykowe. W Polsce będzie to może 10 proc. wszystkich klas - programy dotacyjne dla szkół pozwalają im zakupić często nie więcej niż jedno takie urządzenie na cały szkolny budynek.
Co jest jeszcze do zrobienia? Jak rząd mógłby wspomóc dalszą cyfryzację szkół?
Brakuje nam długofalowego i systemowego myślenia państwa o cyfrowej szkole. Pandemia spowodowała, że doraźnie na doposażenie szkół zostały przeznaczone bardzo duże środki z budżetu państwa. W 2020 roku w ramach Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa przekazano 180 milionów złotych na zakup laptopów i tabletów oraz mobilnego dostępu do internetu dla szkół. Obecnie szkoły mogą skorzystać z dwóch programów rządowych - "Laboratoria Przyszłości", wspierającego zakup innowacyjnych pomocy dydaktycznych, gdzie wielkość dofinansowania jest uzależniona od liczby uczniów w szkole i "Aktywna Tablica", który umożliwia wymianę tradycyjnych białych tablic na interaktywne monitory - tu wielkość dofinansowania uzależniona jest od tego, czy szkoła posiada uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi i wymaga także wkładu własnego.
Minusem tych programów jest ich krótkoterminowy lub wręcz jednorazowy charakter. Na zachodzie Europy szkoły otrzymują stałe wsparcie finansowe na cyfryzację, w wysokości kilkuset euro na ucznia rocznie - tak dzieje się np. w Holandii. To są fundusze, które umożliwiają wieloletnie planowanie wydatków jednostkom oświatowym. W Polsce stałe wsparcie finansowe dla szkół ze strony państwa w pierwszej kolejności umożliwiłoby planowane wymiany sprzętu. Ten kupowany na początku pandemii już niedługo nie będzie spełniał wymogów najnowszego oprogramowania.
Regularne finansowanie pomogłoby także w stworzeniu całej infrastruktury niezbędnej do funkcjonowania cyfrowej szkoły: podłączeniu szkół do internetu szerokopasmowego, stworzeniu w obrębie budynków szkolnych profesjonalnych sieci, zatrudnieniu fachowców, którzy będą wspierali nauczycieli od strony technicznej - stworzą te sieci, zadbają o sprzęt, naprawy gwarancyjne, aktualizacje oprogramowania, zabezpieczenie sieci przed atakami hakerskimi, ale także o pilnowanie standardów technicznych, które musi spełniać kupowany przez szkoły sprzęt. To nie jest zadanie nauczycieli informatyki i z tego wszyscy powinniśmy zdawać sobie sprawę.
Czy jest to kwestia "tylko" technologii czy też może odpowiedniego dostosowania programów nauczania?
Bardzo ważne jest również dalsze doskonalenie kompetencji cyfrowych, zarówno nauczycieli, jak i uczniów. Fakt, że do szkół wkroczyło właśnie pokolenie Alfa, które wychowywało się ze smartfonem w ręku, nie oznacza, że te dzieci są od urodzenia specjalistami od nowych technologii. Ich umiejętności zwykle ograniczają się do korzystania z social mediów i najpopularniejszych aplikacji. A przecież równie ważna jest umiejętność rozpoznawania fake newsów, wyszukiwania wiarygodnych źródeł informacji, czy też na koniec umiejętność oderwania się od technologii i kształcenia kompetencji miękkich. Tak samo należy zadbać o kompetencje cyfrowe nauczycieli, zarówno na etapie ich przygotowania do zawodu nauczyciela, jak i w ciągu całego ich życia zawodowego. Tylko w szkoleniach organizowanych przez Vulcan rocznie bierze udział około 50-60 tysięcy pracowników oświaty, w tym pracowników administracyjnych.
Zapewnienie stałych środków na rozwój cyfrowych szkół pozwoliłoby także rozwinąć skrzydła dostawcom kompleksowych rozwiązań cyfrowych dla edukacji. Proces wprowadzania na rynek nowych produktów, łączących w sobie zarówno treści cyfrowe, oprogramowanie oraz dedykowany sprzęt, wymaga inwestycji finansowych idących w miliony złotych. To projekty, nad którymi praca zajmuje czasem kilka lat. A w przypadku szkół musimy myśleć właśnie o rozwiązaniach dedykowanych specjalnie edukacji: zarówno jeśli chodzi o dobór treści, jak i kompatybilność oprogramowania i sprzętu. Lekcja ma tylko 45 minut - nie można przekładać na nauczycieli obowiązku konfigurowania sprzętu, wyboru najlepszego oprogramowania i dostosowywania treści dydaktycznych do narzędzi cyfrowych.
A jak inne kraje poradziły sobie z wyzwaniem szkoły cyfrowej? Może są rzeczy, których powinniśmy się od nich nauczyć?
Można podać szereg przykładów na wspieranie cyfryzacji - w Holandii większość uczniów podczas zajęć korzysta z laptopów lub tabletów. Szwecja wprowadza właśnie system cyfrowych egzaminów. W Korei Południowej w ubiegłym roku pojawił się kolejny program wykorzystania robotów w edukacji, tym razem przedszkolnej (około 10 lat temu testowano tam naukę angielskiego prowadzoną przez roboty).
W większości państw europejskich od kilku lat trwają reformy programów nauczania dotyczących kompetencji cyfrowych. Ich celem jest wprowadzenie kompetencji cyfrowych do programów nauczania albo zwiększenie ich zakresu. Jest to powszechny trend, a dla nas najważniejsze jest nie to, by przyjmować od innych krajów pojedyncze rozwiązania, ale żebyśmy patrzyli na cyfryzację szkół patrzyli kompleksowo, jak na system naczyń połączonych: za reformą powinny iść konkretne rozwiązania prawne, system finansowania rozwoju cyfrowych szkół, odpowiednie przygotowanie nauczycieli, rozwijanie kompetencji uczniów i przygotowanie szkół od strony infrastruktury. Wszystkie te tematy są ściśle ze sobą powiązane i wymagają ze strony państwa długofalowego i strategicznego podejścia do edukacji, bez rewolucyjnych zmian co kilka lat.
Wystarczy przyjrzeć się dwóm krajom, które konsekwentnie od lat inwestują w edukację. Finlandii w ciągu kilkudziesięciu lat udało się stworzyć jeden z najbardziej innowacyjnych systemów edukacyjnych na świecie. Nowe technologie wykorzystuje się tam na wszystkich szczeblach edukacji i w nauczaniu wszystkich przedmiotów. Nawet na zajęciach ręcznych uczniowie mają do dyspozycji drukarki 3D, czy też wycinarki laserowe. W Estonii rozwój kompetencji cyfrowych już od końca lat 90-tych jest traktowany jako priorytet - to kraj, który jako jeden z pierwszych na świecie uznał dostęp do sieci jako prawo człowieka. To dlatego Estonia nie tylko bez większych problemów przeszła na edukację zdalną w 2020 roku, ale także zaproponowała potrzebującym krajom pomoc w adaptacji ich narzędzi i rozwiązań cyfrowych.
Wiele firm po doświadczeniu pracy zdalnej wcale nie wróciło do poprzedniego modelu - zamiast tego popularność zyskała praca hybrydowa. Czy możliwe byłoby osiągnięcie czegoś podobnego w przypadku edukacji?
W tej chwili szkoły są mocno ograniczone przepisami i nie mogą samodzielnie zadecydować o przejściu na naukę hybrydową. Uważam jednak, że nauczyciele powinni mieć dużą swobodę kształtowania sposobu nauczania, ponieważ najlepiej wiedzą, jak zaspokajać potrzeby swoich uczniów. Mamy już doświadczenia nauki hybrydowej z pandemii, nauczyliśmy się wykorzystywać nowe technologie, nauczyciele i uczniowie mają podstawowe kompetencje cyfrowe. Moglibyśmy organizować naukę zdalną choćby dla dzieci, które z przyczyn takich jak długotrwała choroba, złamanie ręki czy nogi, przez długi czas nie mogą uczestniczyć w zajęciach szkolnych.
Nie zapominajmy też, że jest coraz więcej dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, po pandemii zanotowaliśmy również wzrost różnego rodzaju problemów psychologicznych u dzieci. Dlaczego uczniowie, którzy gorzej funkcjonują w środowisku szkolnym, nie mogliby czasowo korzystać właśnie z dobrodziejstw nauki hybrydowej?
Pamiętajmy, że nauka hybrydowa to też taki model nauczania, w którym dzieci mogą być w szkole lub domu i łączyć się zdalnie nie tylko z nauczycielem, który jest w klasie, ale z jakimkolwiek ekspertem, który znajduje się w dowolnym miejscu na świecie. Daje nam to nieograniczone możliwości zdobywania wiedzy, oglądania na żywo różnego rodzaju wydarzeń, zjawisk zachodzących w środowisku naturalnym, czy obserwacji zwierząt.
Przyznam, że nauczanie zdalne kojarzy mi się z szeregiem "głów”" wpatrujących się w siebie na ekranie monitora. Czy istnieją rozwiązania, które edukację cyfrową mogłyby urozmaicić i uatrakcyjnić?
Na pewno takim rozwiązaniem są narzędzia wykorzystujące wirtualną rzeczywistość. W ubiegłym roku Nowa Era i Vulcan wprowadziły na rynek Empiriusza, czyli pierwsze wirtualne laboratorium do przeprowadzania doświadczeń z chemii. Jest to wyjątkowe w skali światowej rozwiązanie, zaprojektowane specjalnie do użytkowania w procesie edukacyjnym i na terenie szkoły. To oznacza, że Empiriusz łączy w sobie wszystkie istotne elementy: zgodne z podstawą programową treści doświadczeń dla klasy 7 i 8 szkoły podstawowej, odpowiednie oprogramowanie oraz gogle VR i jednostkę centralną. Empiriusz jest urządzeniem typu plug and play - nauczyciel nie musi niczego konfigurować, dostaje gotowy do użycia sprzęt elektroniczny - wystarczy minuta od uruchomienia i wirtualne laboratorium jest gotowe do działania. To bardzo ważne, jeśli lekcja trwa tylko 45 minut i jest ponad 20 uczniów w klasie.
Empiriusz łączy nowe technologie z potrzebami współczesnej szkoły. Dlatego obecnie pracujemy nad poszerzeniem jego funkcjonalności. Po pierwsze dotyczy to treści - będziemy chcieli wprowadzić możliwość nauki kolejnych tematów z przedmiotów, w których świetnie sprawdzi się technologia VR, czyli np. biologii, geografii, czy matematyki. Dodatkowo pracujemy także nad połączeniem funkcjonalności Empiriusza z innymi urządzeniami, np. drukarką 3D, dzięki której uczniowie będą mogli projektować, a potem drukować bryły przestrzenne i pracować w klasie nad ich przekrojami.
Mam wrażeniem że niewiele mówi się o szkole cyfrowej w kontekście uczniów, dla których już ta “zwykła” szkoła jest często wyzwaniem. Jak można w niej wspierać uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi?
Według badań na 25-osobową klasę przypada średnio 8 uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. 70 proc. uczniów z orzeczeniem uczy się w szkołach ogólnodostępnych. Pokolenie Alfa, które wkroczyło już do szkół podstawowych, to pokolenie rosnącej neuroróżnorodności. Uczniowie potrzebują indywidualizacji, empatii i różnorodnego podejścia w nauczaniu. Dobrze wykorzystana technologia pomaga w realizacji założeń edukacji włączającej i zindywidualizowanej, która wcale nie jest łatwa w warunkach nauki stacjonarnej. W klasach mamy czasem po 20-30 uczniów, a w szkołach podstawowych nawet więcej. Ciężko sobie wyobrazić, że w ciągu 45 minut lekcji nauczyciel będzie indywidualnie uczył jedną trzecią uczniów.
Dlatego też specjalne potrzeby edukacyjne to obszar, któremu Vulcan i Nowa Era poświęcają szczególną uwagę. Jako lider na rynku edukacyjnym, inwestujemy nie tylko w szerokość oferty SPE, ale też i jej jakość, dbając również o wykorzystanie najnowszych rozwiązań technologicznych, które wspierają specjalistów pracujących z dziećmi o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Należąca do wydawnictwa Nowa Era marka "eduSensus" jest doskonale rozpoznawalna wśród specjalistów - pedagogów specjalnych, psychologów szkolnych i terapeutów, m.in. za sprawą - obecnej na rynku od ponad 20 lat - serii programów LOGOPEDIA PRO, a także zestawu do terapii według metody prof. Tomatisa "Uwaga Słuchowa PRO".
Nowa Era jest także twórcą "Spektrum Autyzmu PRO" - pierwszego na rynku, multimedialnego programu do pracy z dziećmi ze spektrum autyzmu, który ma status wyrobu medycznego i udowodnioną w opinii klinicznej skuteczność. Nasze produkty z obszaru SPE adresowane są zarówno do szkół oraz przedszkoli ogólnodostępnych, jak i są wykorzystywane w pracy placówek specjalnych. W 2021 roku Nowa Era zdobyła także certyfikat ISO 9001 na produkty specjalnych potrzeb edukacyjnych, a większość naszych programów multimedialnych ma status wyrobu medycznego.
Jak Państwo sądzą: uda nam się wykorzystać szansę na stworzenie nowoczesnej, cyfrowej szkoły?
Znajdujemy się w kluczowym momencie dla rozwoju cyfrowych szkół w Polsce i musimy się wziąć ostro do pracy, żeby nie wrócić do stanu sprzed pandemii.