Wiemy już, że inflacja w maju wyniosła 13,9 proc. Wzrosła z 12,4 proc. w kwietniu. Jednocześnie bardzo niepokojące jest to, że wzrosła inflacja bazowa - z 7,7 proc. w kwietniu do 8,5 proc. w maju. To wskaźnik, na który nie mają wpływu wojna, Putin i inne plagi.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wiemy już, że inflacja w Polsce sięgnęła w maju 13,9 proc. W kwietniu licznik zatrzymał się na 12,4 proc. W oficjalnych danych Głównego Urzędu Statystycznego jest jeszcze jedna bardzo niepokojąca wiadomość. Wynika z niej, że szybko rośnie inflacja bazowa - z poziomu 7,7 proc. w kwietniu podskoczyła do 8,5 proc. w maju.
- Coraz większym problemem staje się inflacja bazowa, czyli miernik wewnętrznej presji inflacyjnej, na którą to w największym stopniu wpływ ma polityka pieniężna prowadzona przez NBP. W oparciu o dzisiejsze dane szacujemy, że inflacja bazowa z wyłączeniem cen żywności i energii wzrosła w maju do 8,5 proc. r/r z 7,7 proc. r/r w kwietniu, osiągając najwyższy poziom od co najmniej dwóch dekad - piszą w komentarzu do danych GUS ekonomiści Pekao. Co to oznacza?
Inflację bazową najprościej można określić jako wskaźnik inflacji odarty ze wzrostu cen energii, gazu, żywności. Słowem: wszystkiego, co można zrzucić na politykę klimatyczną, pandemię lub nazwać putinflacją.
Cała inflacja wzrosła o 1,5 proc., bazowa - o 0,9 proc. Obecnie ponad 60 proc. inflacji to właśnie bazowa, nasza wewnętrzna. Tak było zresztą również miesiąc wcześniej. To bardzo zła wiadomość - przyczyn jest kilka.
Po pierwsze - rządowi czy NBP trudno jest okiełznać tę część inflacji, za którą odpowiada wojna i inne, niezależne od nas czynniki. Z inflacją bazową państwo powinno sobie radzić. Nie radzi. Miesiąc temu bardzo plastycznie opisali to ekonomiści mBanku. "Brak śladów hamowania" - tak skomentowali dane o inflacji bazowej. To samo mogliby napisać dziś.
Po drugie: inflacja bazowa jest tym wskaźnikiem, którym NBP posługuje się do planowania podwyżek stóp procentowych. Skoro nie hamuje, to potrzebne będą kolejne podwyżki. To może zarżnąć część kredytobiorców i przesuwa w czasie odzyskanie zdolności kredytowej przez osoby, które dopiero planują kupno nieruchomości.
Po trzecie: te dane powinny spowodować jakąś refleksję wśród rządzących. Od grudnia 2021 do marca 2022 r. inflacja bazowa w Polsce była najwyższa w całej Unii. Sięgnęła aż 14,3 proc., przy średniej unijnej 4,3 proc. Oznacza to, że inflacja była z nami na długo przez atakiem Rosji na Ukrainę. I już wtedy była ponadprzeciętnie wysoka.
Z wyliczeń ekspertów Pekao wynika, że decyzje Władimira Putina odpowiadają za około 1/3 obecnej inflacji w Polsce. Presja na wzrost cen wywołana cenami gazu rozpoczęła się już w połowie 2021 roku.
Wzrost cen gazu miał parę źródeł, ale specjaliści jasno wskazują na jednego winnego. "70 proc. odpowiedzialności przypisujemy Putinowi, gdyż opróżniając rezerwy gazu w Europie zadziałał na wyobraźnię i wywołał niemal panikę na rynku."
Co dalej z inflacją?
Wkaźniki inflacji pokazują, że będzie ona jeszcze wyższa i zostanie z nami na jeszcze dłużej. Niestety trudno czegoś innego spodziewać się w sytuacji, gdy przez długi czas jedyną (spóźnioną zresztą) reakcją banku centralnego było podnoszenie stóp procentowych. Dopiero od dwóch tygodni Polacy mogą kupować specjalne obligacje nieco obniżające straty na oszczędnościach spowodowane inflacją.
– Rząd łupi Polaków bez skrupułów podatkami inflacyjnymi, które są ukryte m.in. w VAT i CIT. Do tego, dzięki znaczącym podwyżkom płac, rosną też nadplanowo wpłaty do ZUS. Duszenie inflacji jest więc teraz bardzo nie na rękę temu rządowi – ostrzega w Money.pl prof. Dariusz Rosati, ekonomista i były członek Rady Polityki Pieniężnej.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl