Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Inwazja Rosji na Ukrainę, kryzys energetyczny, brak unijnych środków na Krajowy Plan Odbudowy, zmagania banków centralnych z inflacją – katalog problemów, na które polska waluta wydaje się szczególnie wrażliwa, jest naprawdę obszerny.
Na początku marca br., czyli w apogeum krachu po wybuchu wojny, kurs euro i franka wynosił po ok. 5 zł. Dolar przez moment był wyceniany na ponad 4,60 zł. Chociaż w minionych tygodniach kondycja złotego wyraźnie się poprawiła, to za euro i funta płacimy obecnie po ok. 5 proc. więcej niż w czerwcu 2021 r. Frank podrożał w tym czasie aż 15 proc., ale w gronie głównych walut palmę pierwszeństwa dzierży dolar, który zyskał przeszło 22 proc.
Ostre przetasowania na rynkach, widmo recesji i walka z rekordową inflacją nie tworzą sprzyjającego środowiska do umocnienia walut rynków wschodzących, a to do tego katalogu zaliczany jest złoty.
– Wymarzony dla polskiej waluty scenariusz inflacji znikającej jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki można włożyć między bajki. Wszystko będzie natomiast lepsze niż uporczywa stagflacja, czyli długie utrzymywanie się wysokiej dynamiki cen przy anemicznej koniunkturze. Oznacza to, że na poturbowanego złotego inwestorzy powinni spojrzeć bardziej optymistycznie w momencie minięcia szczytu inflacji. Wtedy też na krajowy rynek obligacji powinien szerszym strumieniem napływać zagraniczny kapitał – zapowiada analityk Cinkciarz.pl.
Jak podkreśla Cinkciarz.pl, za dobry znak dla złotego można postrzegać fakt, że nawet w chwilach najgorszych nastrojów na rynkach kurs EUR/PLN nie przekroczył 4,75. Nastroje inwestorów wciąż pozostają rozchwiane, a czynników ryzyka nie ubywa. Gdy jednak wygaśnie awersja do ryzyka i minie inflacyjny szczyt, pojawi się przestrzeń do zniżki kursu euro. Za wspólną walutę moglibyśmy jeszcze w tym roku płacić nieco poniżej 4,50.
– Dodatkowym pozytywnym czynnikiem będzie uruchomienie Krajowego Planu Odbudowy. Zacznie on pozytywnie oddziaływać na dynamikę PKB dopiero w kolejnym roku, ale strumień funduszy UE już tej jesieni może zacznie poprawiać sytuację w bilansie płatniczym i stanowić źródło dodatkowego popytu na złotego – ocenia analityk Cinkciarz.pl.
Polska waluta mogłaby wówczas nadrobić także straty wobec rekordowo silnego dolara. W perspektywie kilku najbliższych miesięcy nie można jednak spodziewać się kursu amerykańskiej waluty poniżej 4 zł czy nawet zbliżenia się do tego progu.
– Zakładamy, że amerykańska waluta szczyty mocy ma już za sobą, ale w tym roku nie liczymy na więcej niż spadek poniżej 4,20 zł. Atuty dolara nadal będą w cenie: warunki, które powinny panować na rynku w drugiej części roku, nie predysponują do oddawania zdobytego pola. Amerykańska waluta ostro może zacząć tracić dopiero gdy obniżka stóp procentowych w USA zacznie majaczyć na horyzoncie, ale to wciąż odległa wizja. Podwyżki nie dotarły tam wszak nawet do półmetka – zauważa Bartosz Sawicki.