Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Po godzinie 14 frank szwajcarski kosztuje 4,91 zł, dolar 4,81 zł. Złoty jest rekordowo słaby, a lipcowa projekcja Narodowego Banku Polskiego nie daje powodów do optymizmu. Szczyt inflacji daleko przed nami, koniunktura gospodarcza stygnie – złotówka jeszcze długo nie wróci do poziomów dających poczucie bezpieczeństwa.
Taka sytuacja rodzi pytanie, co z naszymi oszczędnościami. Kupowanie dolara i franka nie wydaje się w tej chwili najlepszym pomysłem ze względu na ich cenę. Co nam zostaje? Być może trzecia bezpieczna przystań, czyli japoński jen. Co prawda w ostatnim czasie mocno tracił na wartości, ale – jak zakłada konsensus Bloomberga – ma on największą przestrzeń do umocnienia w gronie głównych walut.
– Czarne chmury kłębiące się nad globalną gospodarką nie rozstąpią się z dnia na dzień. W obliczu potencjalnego kryzysu energetycznego perspektywy Starego Kontynentu rysują się w ponurych barwach. Punktem zwrotnym i początkiem odrabiania strat przez japońską walutę może stać się moment, gdy inwestorzy zaczną koncentrować się mocniej na majaczeniu na horyzoncie obniżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. Taki zwrot już w przyszłym roku uzasadniać może ostre hamowanie wzrostu gospodarczego. Potężna przecena jena wzbudziła również niepokój japońskich władz, które mogą przeciwdziałać dalszemu osłabieniu swojej waluty – ocenia w rozmowie z INNPoland.pl Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Obecnie jen kosztuje 0,035 zł. Oznacza to, że za 1000 zł kupimy ponad 28,5 tys, jenów. W relacji ze złotym japońska waluta przez lata utrzymywała podobny poziom. Drgania kursu (na niekorzyść złotówki) miały miejsce w czasie wybuchu epidemii COVID-19 w Polsce oraz krótko po wybuchu wojny w Ukrainie.
W środę 13 lipca w południe Narodowy Bank Polski opublikował tabelę średnich kursów walut. Kolejna zostanie opublikowana jutro – w czwartek 14 lipca. Dane są aktualizowane każdego dnia roboczego ok. godz. 12, na stronie NBP.