Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Stan w wody w Wiśle jest niski i zmierza do rekordu z 2015 i 2018 r., gdy zanotowano zaledwie 26 centymetrów wody. Głowna rzeka w kraju to jednak tylko pierwszy ze zwiastunów problemu suszy w Polsce. Po Sanie można już podobno przejść w Bieszczadach suchą nogą.
– Niebezpiecznie blisko dochodzimy do rekordu najniższego stanu na stacji (pomiarowej) w Warszawie – mówił w Polsat News Grzegorz Walijewski, hydrolog i rzecznik Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej PIB.
Jak dodaje, w niedalekiej przyszłości z Wisłą ma być tylko gorzej.
– Stan wody Wisły w Warszawie jest jak na całej jej długości bardzo niskim stanem. W tym momencie wynosi około 40 centymetrów i spada. Poziom ten będzie się obniżał przez kolejne dni i według prognoz wyniesie nawet 34 centymetry – wyliczał ekspert.
200 na 500 stacji hydrologicznych w Polsce zgłasza suszę hydrologiczną. Najgorsza sytuacja z rzekami występuje obecnie na zachodzie kraju. Całe dorzecze Odry ma do czynienia z suszą, a odpowiednie ostrzeżenia wydało już dla 50 zlewni rzek. – To jest rekord jeżeli chodzi o Polskę – przekonywał hydrolog.
Czym jest susza hydrologiczna? Na początku specjaliści mówią o suszy meteorologicznej, czyli braku deszczu. Potem mówi się o tzw. suszy rolniczej, a trzecim etapem jest ta hydrologiczna.
– Nadchodzi susza hydrogeologiczna, kiedy obniża się poziom wód gruntowych. Otrzymujemy już informacje z północnej części woj. mazowieckiego, miejscami również z woj. lubelskiego i wielkopolskiego, że poziom wód gruntowych obniżył się tam na tyle, że w studniach przydomowych nie ma wody – poinformował rzecznik OMGW-PIB.
Na piątek i weekend zapowiadane są deszcze, ale nawet one nam nie pomogą. – Niestety to są za małe opady i są to opady burzowe notowane bardzo lokalnie. Nie poprawiają one tej sytuacji ekologicznej – tłumaczył Walijewski.
Na ten moment 300 gmin apeluje już o oszczędzanie wody wodociągowej. Ekspert przewiduje, że mogą się pojawić problemy z dostawami wody pitnej.
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, 27 czerwca Warszawa ogłosiła, że w 8 punktach miasta staną kurtyny wodne. Część mieszkańców cieszy się z możliwości ochłody, ale inni wypominają samorządowcom, że to oni zgotowali nam ten los.
"Drzew nasadźcie, zamiast wodę marnować co roku. Przecież będzie tylko gorzej. Kurtyny OK, ale po co wycinać drzewa? Niech więcej wycinają, to dopiero będzie skwar. Lekarstwem na katastrofę jeszcze większa katastrofa. A wycina się drzewa przy ulicy Górskiej. Wielkie topole dające ogromny cień. Dziękujemy…" – komentują mieszkańcy.
Podobne zdanie mają mieszkańcy Częstochowy, którzy jeszcze ostrzej komentują wyjazd na ulicę polewaczek.
"W całej Polsce susza, zabraniają podlewać ogródki, lać wodę do basenów, a tutaj będą gasić pragnienie bruków i betonów. Nam na działkach wodę przykręcają, aby nie podlewać roślin, a tu takie marnotrawstwo. Nakazują przesiąść się na elektryczne samochody, a leją wodę na chodnik ze starego diesla. Szkoda wody na takie bezmyślne polewanie dróg i chodników" – oceniają internauci.
Postanowiliśmy więc sprawdzić, co na to eksperci. Czy lanie wody na beton to jedynie marnotrawstwo, a może jakoś pomaga to w walce z upałem? Czy więcej na tym zyskujemy, czy tracimy?
– Polewaczki czy kurtyny wodne to walka ze skutkiem, a nie przyczyną. To jest rozwiązanie z końca listy, które powinno stosować się w ostateczności. Na początku powinniśmy pomyśleć o odbetonowaniu miast, zazielenieniu metropolii. A tymczasem lejemy ulicami cenną wodę – mówi nam dr Sebastian Szklarek, ekohydrolog z Polskiej Akademii Nauk i autor bloga Świat Wody.
Zdaniem eksperta najgorszym elementem jest to, jakiej wody używa się w takich działaniach. Więcej o problemie przeczytacie w tym miejscu.