Kryzys puka do drzwi polskich przedsiębiorców, a Północna Izba Gospodarcza alarmuje, że nadchodzące jesień i zima mogą być najtrudniejsze dla całej gospodarki od dekad. Zapowiedź przyszłorocznych podwyżek cen gazu, prądu i ogrzewania to realna groźba bankructwa i niewypłacalności zarówno dla małych, jak i dużych firm.
Sytuacja jest bardzo poważna. Wiele firm już teraz odnotowuje wzrosty kosztów prowadzenia działalności, a inne oczekują na nowe rachunki, które, wiele wskazują na to, będą kilkaset procent wyższe. To bardzo demokratyczne zjawisko, bo w podobnej sytuacji znajdują się bardzo małe firmy jak i wielkie fabryki i koncerny. W budżetach zarówno jednych jak i drugich kilkusetprocentowe wzrosty oznaczają dosłownie "taniec na krawędzi opłacalności"
Z sygnałów, które docierają do Północnej Izby Gospodarczej, wynika, że sen z powiek spędzają przedsiębiorcom przede wszystkim rosnące ceny prądu i ogrzewania. W przypadku dużych fabryk i firm produkcyjnych różnice są liczone w milionach złotych w skali miesiąca.
– Małe firmy dostaną podwyżki nieporównywalne kwotowo, ale porównywalne procentowo. Ostatnio rozmawiałam z Panią prowadzącą mały sklep. Dla niej podwyżka ogrzewania z 500 zł do 1900 zł miesięcznie to tragedia – dodaje szefowa Izby.
Marek Dymsza, jeden z zarządzających w Klastrze Metalowym Metalika w Szczecinie, przekonuje, że nastroje wśród przedsiębiorców z branży przemysłowej są niezbyt optymistyczne. Dobijają ich ceny mediów, ale problemem jest także dostępność surowca. W dobie kryzysu wyzwaniem są także relacje z klientami, którzy są nieustannie informowani o kolejnych podwyżkach.
– Wzrost cen surowców musi więc pociągnąć za sobą wzrosty cen zarówno w sferze przemysłowej, budowlanej, jak i w naszym życiu codziennym. W pewnym momencie jednak cena będzie po prostu nieakceptowalna dla klientów, nie można jej podnosić w nieskończoność, to nie jest tak, że możliwości finansowe konsumentów są niewyczerpalne – tłumaczy Dymsza.
Jego zdaniem podmioty, które nie zainwestowały odpowiednio wcześnie w technologie, nie wytrzymają wzrostu cen. Dymsza podejrzewa, że takich historii będzie znacznie więcej. – Obawiam się, że jesień zweryfikuje podstawy działania wielu firm. Obciążenia podatkowe i związane z kosztami np. pozyskania surowców, transportu czy właśnie ogrzewania hal produkcyjnych będą na tyle duże, że firmy przestaną działać w ramach opłacalności – przyznaje.
Inny, równie pesymistyczny scenariusz, to redukcja zatrudnienia. – Nie wykluczam, że możliwe są zwolnienia i próby dostosowania składów personalnych do bieżących potrzeb – ocenia ekspert.
Jednak walka o przetrwanie ma dość wysoką cenę. Firmy, które skupiają się na oszczędzaniu, nie będą się rozwijać. Jednak na nowe inwestycje mogą pozwolić sobie tylko te podmioty, które zgromadziły odpowiednie zapasy finansowe.
– Pierwsze półrocze przyszłego roku to będzie wielki test dla polskiej i europejskiej gospodarki. Najbardziej obawiam się o sektor MŚP. To jest dusza wolnego rynku, jeżeli tu następują drżenia to mamy poważny problem – wskazuje Justyna Osuch-Mallet, rektor Zachodniopomorskiej Szkoły Biznesu.
Jednak jak przyznaje, "najbardziej obawia się o piekarnie i małe sklepy". – Wiele takich firm jest mocno uzależnionych od gazu czy od ogrzewania. Jego cena przekłada się na cenę produktu. Konsekwencje będziemy odczuwać wszyscy w portfelu – dodaje ekspertka.
Tymczasem z branży piekarniczej już dobiegają głośne sygnały świadczące o trudnej sytuacji. Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, Andrzej Piętka, prezes Akademii Wypieków, przewiduje, że pierwsze przedsiębiorstwa mogą zacząć upadać już za 6-12 miesięcy.
Północna Izba Gospodarcza wskazuje, że niektórzy przedsiębiorcy starają się ograniczać koszty i inwestują m.in. w fotowoltaikę, maty grzewcze czy pompy ciepła. Niektórzy starają się oszczędzać na oświetleniu, wprowadzają optymalizację energetyczną. Jednak w tak burzliwych czasach nikt nie jest w stanie zagwarantować, że te działania przyniosą wymierne efekty.
Czytaj także: https://innpoland.pl/184123,podwyzki-cen-pradu-w-miastach