Putin ogłasza częściową mobilizację, rosyjska giełda pikuje, na ulicach części miast protesty, a oligarchowie od miesięcy tracą majątki. Z kolei Ukraina odbija coraz więcej swojego terytorium. To stan wojny rosyjskiego dyktatora po jej 211 dniach.
Choć to Ukrainki i Ukraińcy toczą teraz najtrudniejszy bój, Putin swoją krwawą inwazją chciał wywołać efekt motyla i uderzyć gospodarczo i geopolitycznie w Stany Zjednoczone.
Chciał też wypchnąć je na peryferia, a także uzależnić od siebie Europę. Marzył też, że Rosja stanie się absolutnym hegemonem Starego Kontynentu, głównie poprzez dostawy surowców.
Tyle wizja dyktatora z Kremla. Po blisko 7 miesiącach sprawdzamy stan wojennej gry. Putin przegrywa w wymiarze geopolitycznym, to Rosja została zesłana na peryferia, a Europa przyspiesza prace nad uniezależnieniem energetycznym i, chcąc nie chcąc, szeroko otwiera drzwi Stanom Zjednoczonym.
– Można powiedzieć, że Stany Zjednoczone w ujęciu relatywnym, co się w geopolityce bardzo liczy, wzmocnią swoją pozycję względem Rosji i Europy – mówi w rozmowie z INNPoland Piotr Bujak, główny ekonomista i dyrektor departamentu analiz ekonomicznych PKO BP.
To nie jest tak, że przez globalny kryzys USA przejdą w pełni suchą stopą. Jednak po kryzysie to one mogą dyktować globalne warunki, nawet kosztem Chin. Pamiętajmy, że cios "putinflacji" pojawił się w najgorszym momencie, bo w czasie odbijania się gospodarek po uderzeniu pandemicznym i rekordowym dodruku pieniądza.
– Stany Zjednoczone w jakiejś mierze odczuwają negatywnie ten konflikt. W takim ujęciu bezwzględnym, bo jednak mają problem inflacyjny, który wymaga coraz to bardziej zdecydowanej reakcji banku centralnego. I to jednak uderza w gospodarkę – mówi nam Piotr Bujak.
Jak dodaje, w pewnych obszarach zaczyna się zwijać amerykański rynek nieruchomości. Z kolei rynek pracy, choć na razie relatywnie mocny, pewnie osłabnie i to zauważalnie.
Być może to się skończy jakąś solidną recesją, ale nawet właśnie w takim wariancie solidnej recesji wydaje się bardzo prawdopodobne, że to pogorszenie koniunktury w Stanach Zjednoczonych będzie znacznie mniejsze niż w innych najważniejszych regionach gospodarczych świata, a już na pewno o wiele płytsze i słabsze niż w Rosji.
Zdaniem głównego ekonomisty PKO BP, patrząc z geopolitycznego punktu widzenia, Stany Zjednoczone wzmocnią swoją pozycję względem Rosji i Europy. I z pewnością cieszą się z tego, że zyskają jako dostawca surowców energetycznych na Stary Kontynent.
W całej tej podłej rozgrywce o wpływy gospodarcze i układach na linii Rosja-Chiny oraz Rosja-Indie, zdecydowanie większe szanse na "zwycięstwo" mają Stany Zjednoczone.
– Chiny też negatywnie odczuwają to echo wojny. W różny sposób osłabienie globalnego popytu uderza w chiński sektor eksportowy. Sprawia to, że Chiny, ale też Indie, czyli kraj aspirujący do miana potęgi gospodarczej, gorzej niż Stany Zjednoczone znoszą ten konflikt – podkreśla Piotr Bujak.
– W ujęciu relatywnym, na pewno Stany Zjednoczone są dużym wygranym – dodaje ekonomista w rozmowie z INNPoland.
Europa ma jednak wiele do nadrobienia. Póki co musi mocno otworzyć się na Stany Zjednoczone i dostawy surowców zza oceanu. Szczególnie pierwsza zima, czy pierwsze zimy, będą tego najlepszym dowodem.
Pytanie, czy Europa ma w ogóle szansę na samowystarczalność energetyczną, czy też na zawsze pozostanie zależna od zewnętrznych dostaw.
– W krótkim terminie, w takim okresie przejściowym, to będzie konieczne. Europa będzie musiała się częściowo uzależnić od Stanów Zjednoczonych, jeśli chodzi o dostawę węglowodorów, przede wszystkim gazu ziemnego i skroplonego LNG – podkreśla Piotr Bujak.
Jak dodaje, Polska nie ma z tym większego problemu, bo od lat aktywnie zabiegała o lepsze kontakty z USA. Podobnie Wielka Brytania, dla której strategicznie to jest w porządku. Niemniej są kraje, którym może się to mocno nie podobać.
Dla Niemców czy Francuzów to na pewno jest takie geopolityczne wyzwanie. Oni oczywiście traktują Stany Zjednoczone jako bardzo ważnego sojusznika. Partnera, któremu można zaufać. Na pewno jest to dla nich zupełnie inna orientacja geopolityczna niż Rosja. Mimo wszystko, tu też rozgrywają się poważne interesy gospodarcze i jest duża konkurencja na różnych poziomach.
Dlatego też, jak podkreśla Piotr Bujak, zarówno Niemcy, jak i Francja, ale też Włochy czy Hiszpania nie będą chciały się uzależniać od Stanów Zjednoczonych na trwałe. Ani też w ogóle od dostaw surowców energetycznych z jakiegokolwiek jednego kierunku.
Jednak, jak dodaje, Europa nie ma własnych zasobów, nie może prowadzić własnej produkcji. Poza punktową, jak choćby Norwegia, co nie pokryje potrzeb całej Europy. Generalnie Europa jest i będzie importerem surowców, węglowodorów. Wydaje się, że to impas, ale jest rozwiązanie.
– Żeby Europa nie była skazana na bycie importerem, to w takiej sytuacji geopolitycznej i przy podwyższonej świadomości, bo w ogóle nie można ufać Rosji, a niektórzy nie we wszystkim ufają Stanom Zjednoczonym, to myślę, że będziemy widzieć przyspieszoną transformację energetyczną – ocenia Piotr Bujak.
Główny ekonomista PKO BP podkreśla, że oznaczało to będzie przejście na odnawialne źródła energii oraz, jak na przykład w Polsce, otwarcie się na atom i elektrownie jądrowe, mimo wcześniejszych obaw.
– W wymiarze gospodarczym i geopolitycznym tak, wydaje się, że Stany Zjednoczone, nawet jeśli będą trochę poturbowane przez różne pośrednie skutki tej wojny wytoczonej Ukrainie i tego konfliktu geopolitycznego, to względem swoich głównych konkurentów gospodarczych i geopolitycznej wyjdą wzmocnione – podsumowuje rozmowę z INNPoland Piotr Bujak, główny ekonomista i dyrektor departamentu analiz ekonomicznych PKO BP.
Spadek PKB Rosji w II kwartale tego roku szacuje się na 4 proc., a w całym 2022 – na ok. 6 proc. Analitycy i urzędnicy Białego Domu mają nadzieję, że sankcje nałożone na ten kraj odniosą spodziewany skutek w pierwszym półroczu 2023.
Ich efekt był dotychczas gaszony przez wysokie ceny surowców, zgromadzone przez Rosję zapasy i przez mniejszy niż zakładano spadek eksportu, głównie ropy.
Z kolei amerykański Fed zapowiada konieczność dalszego podnoszenia stóp procentowych w walce z inflacją, ale na krótko. Prognozy dotyczące samej inflacji podniesiono do poziomu 5,4 proc. na 2022, ale już mediana prognoz na lata 2023-2024 wynosi kolejno: 2,8 proc. i 2,3 proc.
Wynika z tego, że najbliższe rok-dwa ogólnoświatowo mogą upływać pod znakiem polityki zaciskania pasa, ale to właśnie Stany Zjednoczone mają największe szanse wzmocnienia się na tym kryzysie.