Ile trzeba zarabiać, żeby normalnie żyć? To pytanie, którym wprawiłam w lekkie zdziwienie prawie każdą osobę, z którą rozmawiałam przy tworzeniu tego tekstu. Na dobrą sprawę trudno bowiem określić, co "normalne" (lub – używając innego, równie chętnie w tym kontekście używanego określenia – "godne") życie oznacza.
Czymś innym jest ono dla singla, czymś innym dla klasycznej rodziny 2+2, czymś innym dla osoby z własną nieruchomością, jeszcze czymś innym – dla kogoś, kto wynajmuje pokój lub całe mieszkanie. Potrzeby i oczekiwania są różne w zależności od tego, czy żyje się w dużym mieście, czy poza nim. Kiedy jednak dalej uparcie pytałam, w końcu odpowiedzi otrzymałam. I były one... zaskakująco podobne.
Według danych GUS w pierwszym kwartale 2023 roku przeciętne wynagrodzenie w Polsce wyniosło 7124,26 zł – to ok. 5186 zł na rękę. Dużo? Na pewno w porównaniu z płacą minimalną, która od 1 lipca 2023 r. wyniesie 3600 zł brutto (2784 zł netto). Problem w tym, że to właśnie ta druga kwota jest bliższa rzeczywistości większości rodaków.
Średnie wynagrodzenie niewiele mówi o płacowych realiach kraju. Znacznie lepiej przedstawiają je raporty o medianie wynagrodzeń – te jednak GUS publikuje raz na dwa lata. Dane upublicznione w ubiegłym roku przedstawiały stan na październik 2020: wówczas mediana wyniosła 4702,66 zł brutto (ok. 3403 zł netto). Aż połowa pracujących Polaków zarabiała więc poniżej 3403 zł na rękę – a w tym zakresie znajdziemy aż 2,2 mln osób zarabiających krajową minimalną.
Przypomnijmy też, że w styczniu 2022 roku szef Rządowego Centrum Analiz Nobert Maliszewski w ferworze obrony rozwiązań Polskiego Ładu opublikował na Twitterze tabelkę, z której jasno wynikało coś, czym niekoniecznie chciał się pochwalić: aż 2/3 pracowników w Polsce zarabia poniżej 6000 zł brutto. Dobrobyt jest więc kwestią względną.
Tyle jeśli chodzi o statystyki. Jak kwestia zarobków wygląda jednak w odczuciach prawdziwych osób z krwi i kości? Anna mieszka w Warszawie ze swoim mężem, dwoma młodymi córkami i psem. Zarówno ona, jak i jej małżonek pracują, zarabiają powyżej średniej krajowej, a ich łączne zarobki na rękę to właśnie tytułowe 15 tys. zł miesięcznie.
– Może i zabrzmi to źle, ale tych 15 tysięcy to naprawdę nie jest w Warszawie bogactwo. Doskonale przy tym zdajemy sobie sprawę z tego, że mamy szczęście i znacznie lepszą sytuację od wielu ludzi – nic nam nie brakuje, jesteśmy w stanie coś odłożyć, spłacamy dwa większe kredyty i nie jest tragedią, jeśli nagle potrzebna jest naprawa samochodu – wylicza.
Jeśli jednak spojrzeć na ich życie z boku – nie ma w nim tak naprawdę nic, co pozwoliłoby zakwalifikować ich do mitycznych "bogaczy". Samochód jest nowy, ale kupiony z pomocą rodziny i jest to marka, w której przedstawiciel "lepszej" Warszawy raczej by się nie pokazał. Dzieciom niczego nie brakuje, ubierane są w rzeczy z sieciówek – na te droższe pieniędzy byłoby zwyczajnie szkoda. Zwłaszcza że kilka tysięcy z budżetu idzie na przedszkole.
Niewiele różnią się finansowe pragnienia Mariusza z Wrocławia, choć w jego wypadku dotyczą one singla mieszkającego w tym mieście.
– Jak mam mieszkanie, to 6000 zł netto jest spoko na życie bez zmartwień, da się coś odłożyć nawet – ocenia. – Jeśli muszę wynajmować, to powiedziałbym, że 8000. Bogactwo "dla mnie" zaczyna się od 10-12 tys. zł netto – dodaje.
Szacuje, że w przypadku Wrocławia koszt życia jest mocno zbliżony do Warszawy. – Wynajem strasznie poszedł w górę, jedzenie drogie wszędzie, knajpy dramat – mówi.
Problem z oceną ma natomiast tłumaczka Anita, która na co dzień mieszka w Bydgoszczy: – Przed inflacją bym powiedziała ze 5000 zł to jak najbardziej ok. Teraz nie mam pojęcia – rozkłada ręce.
Taką samą kwotę "zwykłych" zarobków słyszę od Kamila, pracownika fizycznego z Poznania. On za to nie waha się w kwestii "progu bogactwa" – to cokolwiek powyżej 8000 zł na rękę. Podobnie kwestię wynagrodzeń ocenia Ewa, żyjąca i pracująca w Trójmieście jako bibliotekarka.
– Spoko zarobki to powyżej 4000 na rękę, tyle chciałabym mieć. Za to dla mnie powyżej 8 tysięcy to już bogactwo i nieosiągalne zarobki – wzdycha. Tak samo jak Ewa, porządne zarobki ocenia jej przyjaciółka, pracująca jako nauczyciel akademicki. W jej przypadku budżet domowy ratuje jednak jej mąż, którego 15 tys. zł na rękę klasyfikuje się już jako "bogactwo" – choć nie w jego ocenie.
– On lubi marudzi, że jesteśmy biedni i wszystko wrzuca do oszczędności. O to często się sprzeczamy – opowiada.
Najsmutniejsze jest jednak to, że za rok czy dwa wszystkie te oczekiwania ulegną diametralnej zmianie. Powód jest jeden, odmieniany ostatnimi czasy przez wszystkie przypadki: to inflacja. Póki co wszyscy zmagamy się z szokiem wynikającym z gigantycznego wzrostu cen praktycznie z miesiąca na miesiąc. Chodzimy do szefów po podwyżki, poszukujemy innych ofert pracy, próbujemy znaleźć dodatkowe źródła zarobków.
Prędzej czy później do wzrostu kosztów życia się przyzwyczaimy. Pytanie tylko, w jakim kierunku się do niego jako społeczeństwo zaadaptujemy. Wszystko może skończyć się relatywnie dobrze i uda nam się zachować standard życia, do którego jesteśmy przyzwyczajeni lub do którego wciąż dążymy – bądź też będziemy zmuszeni do weryfikacji naszych oczekiwań "w dół" i Polska stopniowo stanie się znacznie innym krajem, niż była przez ostatnich 20 lat. Co będzie – tylko czas może pokazać.
Czytaj także: https://innpoland.pl/157505,oto-jak-wyglada-zycie-na-pensji-minimalnej-jest-mozliwe-ale-czy-godne