Żartobliwy pomysł polskich internautów, by po przegranej Rosji oddać część obwodu kaliningradzkiego Czechom, wzbudził radość naszych południowych sąsiadów. - I jak tu nie kochać Polaków – piszą. Ale Kaliningrad w obecnej formie to tykająca bomba, będąca sporym problemem również dla Rosji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Polscy internauci żartują, że po przegranej Rosji część obwodu kaliningradzkiego powinna przypaść Czechom
Obwód to przyczółek Rosji w Europie, który dziś pełni jedynie rolę militarną
Sankcje sprawiły, że Kaliningrad stał się w pełni zależny od dostaw z Rosji
W obwodzie brakuje paliwa, jedzenia, stanęła produkcja konserw rybnych, bo nie ma pomidorów
Transporty z Rosji są opóźnione o 2-3 miesiące
Najnowsze żarty, propagowane przez polskich i podchwycone przez czeskich internautów nie tylko zbliżyły do siebie dwa słowiańskie narody, ale i zwróciły uwagę opinii publicznej na zapomniany ostatnio obwód kaliningradzki.
To było okno Rosji na Europę, od lat stanowiące przyczółek Kremla w naszym rejonie. Przyczółek zbliżający Rosję do świata zachodu, z całym bagażem problemów i kłopotów. Czysto teoretycznie – oddanie Czechom fragmentu tego terytorium, by w końcu mieli dostęp do morza, byłoby niedźwiedzią przysługą. Obwód to jedna wielka baza wojskowa, w pełni zależna od dostaw z Rosji.
Przypomnijmy, obwód kaliningradzki to stosunkowo niewielka eksklawa rosyjska w Europie. Oddanie jej całości lub części nie byłoby największą zmianą charakteru tych ziem. Ale ta żartobliwa propozycja jest jednocześnie drwieniem z Rosji i uderzaniem w jej niebywale czułe podbrzusze. Bo obwód to ziemie dla Rosji niezwykle cenne militarnie. Obecnie cofnął się jednak de facto do stanu sprzed 1991 roku – podróżowanie z niego i do niego jest praktycznie niemożliwe. Jest trochę jak Nord Stream – drogi, bezużyteczny, ale może wybuchnąć.
Czy Kaliningrad był polski?
Był. Był też niemiecki i radziecki, teraz jest rosyjski. Dla nas jest Królewcem, dla Niemców Königsbergiem, dla Rosjan Kaliningradem. Warto zauważyć, że "nowa" nazwa miasta została mu nadana od nazwiska Michaiła Kalinina, współodpowiedzialnego za wiele komunistycznych zbrodni – w tym ludobójstwo w Katyniu. W skrócie: założyli go krzyżacy, potem był polski, następnie niemiecki. A jeszcze potem radziecki, zaś na końcu rosyjski.
Historycznie był miastem dość reformatorskim, protestanckim. Niemcy prowadzili politykę germanizacji wobec mieszkających w Królewcu (czy raczej Königsbergu) Polaków i innych nacji, potem sami musieli uciekać przed Armią Czerwoną. Ci, którzy zostali, zostali wysiedleni. Po wojnie Stalin dostał więc puste, zniszczone miasto, które zasiedlano Rosjanami. Obecny stan posiadania na tych terenach jest więc wynikiem powojennych ustaleń.
Trzeba zauważyć, że pierwotnie Królewiec miał przypaść Polsce, ale Stalin zawalczył o ten kawałek terenu, żeby mieć oko na Bałtyk. Polska, Litwa, Łotwa i Estonia rzecz jasna pozostawały w radzieckiej strefie posiadania, ale nie bezpośrednio. Związek Radziecki musiał mieć własny przyczółek. Kaliningrad stał się miastem w miarę otwartym dopiero na początku lat 90. ubiegłego wieku. Wcześniej dostać mogli się tam praktycznie tylko Rosjanie i radzieckie statki handlowe i okręty wojenne.
Bliżej Europy, niż Rosji
Obwód kaliningradzki jest solą w oku zarówno Europy, jak i Rosji. Dlaczego? Dla nas jest przyczółkiem Putina, strefą silnie zmilitaryzowaną. To dzięki 147 km wybrzeża Putin może kontrolować część Bałtyku. Ale to też problem dla Rosji, bo w obwodzie od dawna narastały tendencje a to separatystyczne, a to proeuropejskie. Dość powiedzieć, że Rosjanie z obwodu tłumnie przyjeżdżali do Polski, zasilając nasze sklepy gotówką. A przy okazji widzieli, jak się żyje "na zachodzie".
Do 2016 roku mieszkańcy obwodu mogli spokojnie jeździć do Polski. Kupowali u nas przede wszystkim żywność – lepszą i tańszą, niż sprowadzana do Kaliningradu z Rosji. Z kolei Polacy jeździli do obwodu po papierosy i paliwo. Handel kwitł, ale przed szczytem NATO i Światowymi Dniami Młodzieży Polska wypowiedziała umowę o małym ruchu granicznym i ruch spadł.
Oczywiście mrzonką jest odebranie Kaliningradu Rosji. Następny duży rosyjski port na Bałtyku to dopiero Sankt Petersburg, oddalony o – lekko licząc – tysiąc kilometrów. Nic dziwnego, że obwód kaliningradzki – oddalony od Moskwy o 1200 km – jest dla Rosji niczym obcy kraj. I dlatego też usiłuje zachować nad nim pełną kontrolę. Inaczej jeszcze bardziej oderwie się od matiuszki kulturowo i gospodarczo.
I tak już dziś od niej odstaje. W obwodzie działa mnóstwo małych firm, połowa ludzi określa się jako "Kaliningradczycy" a nie Rosjanie. Prawie trzy czwarte ma paszport, wiele osób chętnie z niego korzystało. Geograficznie i kulturowo obwodowi o wiele bliżej do Europy, niż Rosji. Po ataku wojsk Putina na Ukrainę, w Kaliningradzie odbywały się antywojenne wiece – było to jedno z niewielu miejsc w Federacji Rosyjskiej, gdzie takie wydarzenia miały miejsce.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Od dwóch lat Rosjanie mogą przyjeżdżać do Polski tylko w wyjątkowych sytuacjach. Kolejne restrykcje wobec nich wprowadziła nowelizacja rozporządzenia MSWiA, które 19 września zostało opublikowane w Dzienniku Ustaw.
Zapisano w nim, że obywatele Federacji Rosyjskiej nie mogą już przekraczać naszej granicy w celach turystycznych, biznesowych, kulturalnych i sportowych. Wjazd do Polski jest możliwy m.in. dla osób mających prawo stałego lub czasowego pobytu na terytorium Polski, mających Kartę Polaka, uczących się lub pracujących na terytorium Polski.
Kaliningrad – baza wojskowa, w której żyją ludzie
Demokratyczne nastroje w Kaliningradzie (w tym mieście mieszka prawie połowa milionowej populacji całego obwodu) nie uszły uwadze Kremla, który od kilku lat uszczelnia system. Kaliningrad (miasto) jest co prawda niezależny energetycznie, ale w innych kwestiach musi polegać na imporcie z Rosji. A ten leży.
Litwa zatrzymała ostatnio pociągi docierające do obwodu, mieszkańcy tej eksklawy nie mogą wjechać do innych krajów. Obwód jest zależny od dostaw docierających drogą morską. Wszystko to sprawia, że Kaliningrad stał się dla Rosji workiem bez dna. Nic z niego nie mają, zaś miasto potrzebuje wszystkiego.
Ale jednocześnie jest to obszar bardzo silnie zmilitaryzowany. Jest jedynym rosyjskim portem na Morzu Bałtyckim, który jest wolny od lodu przez cały rok. Jego położenie oznacza, że Rosja ma okręty wojenne, które stacjonują pomiędzy liniami NATO. Według litewskich służb Rosja trzyma w Kaliningradzie nie tylko swoją bałtycką flotę, ale i broń jądrową. Głowice można zamontować np. na mających 700 km zasięgu Iskanderach.
Rosjanie twierdzą, że rozmieszczenie broni atomowej w obwodzie kaliningradzkim było odpowiedzią na informację o budowie systemu antyrakietowego w bazie w Redzikowie. Jeszcze w marcu Rosja nakazała swoim siłom nuklearnym stan pogotowia w reakcji na – jak to określono - "agresywne oświadczenia na temat naszego kraju".
Estońskie służby twierdzą, że przed wojną Rosji z Ukrainą, w Kaliningradzie stacjonowało 12 tysięcy żołnierzy wojsk lądowych i powietrznodesantowych. Dodatkowe 18 tysięcy żołnierzy Rosjanie zgromadzili w zachodniej części kraju, w pobliżu granic z państwami bałtyckimi i Finlandią.
Kaliningrad jest dla Rosji problemem
Blokada Rosji szczególnie silnie uderza właśnie w obwód kaliningradzki. Kreml przekazał niedawno 1,5 miliard rubli Federalnej Agencji Transportu Morskiego i Rzecznego (Rosmorrechflot), która ma je przekazać przewoźnikom morskim. Ci zaś mają przywieźć do Kaliningradu najniezbędniejsze rzeczy, czyli choćby ropę i inne paliwa, węgiel, cement, torf, cegły, samochody i meble. Ale to kropla w morzu potrzeb.
Jeśli dziś kaliningradzki przedsiębiorca zamówi transport towaru do swojej firmy, przesyłka dotrze do niego za jakieś trzy miesiące. Sytuacja gospodarcza miasta i obwodu jest więc ciężka. W Kaliningradzie stanęła na przykład produkcja konserw rybnych. Ryby akurat są, ale nie ma pomidorów. Nie ma też części do samochodów, porządnego jedzenia. Władze zalecają obywatelom, by sami hodowali warzywa i owoce.
– Obwód ma przede wszystkim znaczenie geostrategiczne, zaklinowany między państwami UE i NATO. W dobie zakrojonych na szeroką skalę działań wojennych na Ukrainie i narastających problemów gospodarczych takie elementy jak dostawy surowców czy żywności do jednego z regionów Rosji mają drugorzędne znaczenie – pisze w swojej analizie Miłosz J. Cordes z Uniwersytetu w Lund (Szwecja), pracownik naukowy Duńskiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej.
Dodaje, że Kreml wydaje się zakładać, że jakiekolwiek problemy gospodarcze nie przełożą się na poważne niezadowolenie miejscowej ludności. Zwraca uwagę na fakt, że 60 proc. ludności polega na wojsku i aparacie państwowym – to personel wojskowy, urzędnicy, podwykonawcy i ich rodziny.
- Dzięki intensywnej propagandzie militarystycznej i neoimperialistycznej obwód kaliningradzki ponownie stał się oblężoną twierdzą – pisze Cordes.
Dodaje, że dzisiejszy Obwód Kaliningradzki istnieje i funkcjonuje jako rosyjska placówka wojskowa na Bałtyku. Bogata historia regionu, sięgająca czasów średniowiecza, jest jedynie niewygodnym przypomnieniem innych bytów politycznych istniejących na tym terenie. Dobrobyt gospodarki i ludności obwodu musi ustąpić przed geostrategicznym interesem Kremla.
Wieszczy, iż najbliższe lata jeszcze bardziej sprowadzą obwód kaliningradzki do roli militarnej. Region i miasto z bogatą, burzliwą historią, trafiają znów w system, w jakim tkwiły od wojny do lat 90 ubiegłego wieku.