Niezdrowa fascynacja Adama Glapińskiego postacią Adolfa Hitlera staje się niepokojąca. Wspomina go po raz kolejny, półgębkiem przyznając, że jego metody były skuteczne, więc dobre. Ale Glapiński pokazuje też strach PiS przed przegraniem wyborów i to, jak on sam – mimo deklarowanej niezależności – kocha władzę PiS.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Konferencje Adama Glapińskiego po posiedzeniach Rady Polityki Pieniężnej już dawno przestały być merytoryczne, przestały też być zabawne. Na początku się z nich śmiałem – tak jak wszyscy. Teraz zaczynam się bać.
To, że Glapiński ględzi nie na temat i wbrew prawdzie, nie jest żadną nowością. Wiele razy już opowiadał bajki z mchu i paproci o malejącej inflacji, o tym, że Narodowy Bank Polski ma niesamowity zespół ekonomistów i oni przewidują to i to. Potem okazywało się, że jego zespół – któremu profesjonalizmu nie odmawiam – mówi coś zupełnie odmiennego. Glapiński albo ich nie słucha, albo nie rozumie.
Teraz Glapiński na swoich standupach (to taka kabaretowa forma sceniczna) zaczyna snuć jakieś fantazje o Hitlerze, niezgodne zresztą z prawdą. Staje się człowiekiem coraz bardziej oderwanym od rzeczywistości, udowadniającym, że ta posada nie jest dla niego.
Co tym razem naopowiadał Glapiński? Najpierw stwierdził, że wydatki socjalne napędzają inflację. Brawo, zauważył. A potem, że nie można z nich zrezygnować, bo dzięki takim ruchom to Hitler doszedł do władzy.
– Gdyby zlikwidować wydatki socjalne, to oczywiście rząd miałby więcej środków na inne cele, np. inwestycje. Inflacja byłaby mniejsza, bo nie byłoby dochodów, za którymi nie stoi wydajność pracy i wzrost produkcji – stwierdził najpierw.
– Ale tak nie można zakładać, bo gdyby tych wydatków nie było – zresztą w dowolnym kraju europejskim – to by się w ciągu miesiąca załamał cały system społeczny. Byłby rewolucje, rządy by upadły, zapanowaliby jacyś Putini mniejsi – dodał później i uderzył w argument ostateczny.
– Dlaczego Hitler wygrał wybory demokratyczne w Niemczech? No bo wprowadził różnego rodzaju wydatki socjalne. Żaden kraj demokratyczny się nie poważy, żeby czegoś takiego nie robić — ocenił Glapiński.
Podsumujmy: wydatki socjalne są złe, bo przyczyniają się do wzrostu inflacji. Na zdrowy rozum Glapiński powinien je więc piętnować. Ale nie piętnuje, bo gdyby nie one, to władza by upadła. Władza, którą Glapiński całym sercem i portfelem popiera.
Oczywiście prezes co rusz podkreśla, że on jest od rządu niezależny i nikt mu nie mówi, co ma robić. I co rusz wychodzi na to, że te jego zapewnienia można między bajki włożyć. Mówi, że nie będzie komentował wydarzeń politycznych, po czym zaczyna łajać Donalda Tuska. Kosmos.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Nie wiem, czy tym razem OSTRZEGAŁ, że może się pojawić jakiś kolejny Hilter, jeśli rząd ograniczy to, co robi najlepiej – czyli rozdawanie pieniędzy zamiast rozwiązywania problemów. Upadek rządu w zamian za niską inflację to kusząca propozycja, ale jak widać nie dla Glapińskiego. Na kuriozum zakrawa fakt, że prezes wygłasza te swoje mądrości, mając za sobą wielkie hasło "Dbamy o wartość polskiego pieniądza". Pasuje jak pięść do nosa.
A może raczej trafnie OKREŚLIŁ wzorce swojej formacji politycznej? Rozdajemy, bo przecież Hitlerowi się udało, więc to działa. A jak odetniemy socjal, to stracimy poparcie. Niewykluczone, bo przecież kilka dni temu minister Buda w niespodziewanym przypływie szczerości wyznał, że PiS blokuje pieniądze z KPO, żeby łatwiej wygrać wybory.
Zostawmy Budę, bo ten miał chwilę prawdy. Glapiński po raz kolejny odleciał w kosmos, i to w rejony, w których jeszcze nie był. Przy okazji okazało się, że nie zna historii. Bo Hitler nie wygrał pierwszych wyborów – został kanclerzem pomimo bardzo niskiego poparcia społecznego. Jego koalicjanci uznali, że najważniejsze jest utrzymanie lewicy z daleka od stołków. Kolejne wybory (przedterminowe) Hitler wygrał, bo wsadził do więzienia opozycję i wywalczył sojusz z partią niemieckich katolików.
Kolejne wybory Hitler wygrał już w cuglach. Ale te trudno określić mianem demokratycznych, bo na kartach wyborczych byli przedstawiciele tylko jednej partii – NSDAP. I boję się, że podobna opcja marzy się prezesowi Glapińskiemu.