500+ zostanie zwaloryzowane? Przy tak wysokiej inflacji obecnie warte jest ok. 344 zł w porównaniu z 2016 rokiem. Rząd dotąd mówił stanowcze "nie" podniesieniu świadczenia, ale teraz coś się zmieniło.
Reklama.
Reklama.
Dotąd stanowcze "nie", a teraz "zdecydują wyborcy". Rząd nieco łagodzi zdanie w sprawie waloryzacji świadczenia 500+, wypłacanego na każde dziecko.
Od uruchomienia programu w 2016 roku świadczenie warte jest obecnie, licząc po sile nabywczej pieniądza, 344 zł. Dlatego temat waloryzacji często wraca. Sami przedstawiciele obecnej władzy zaprzeczają, by to było możliwe, jednak już nie tak jednoznacznie. – Nie ma takiej opcji – powiedział w Radiu ZET rzecznik rządu Piotr Müller zapytany o waloryzację 500+ do poziomu 800 zł. Jednak szybko dodał kluczowe dla sprawy zdanie.
– Decyzja w tej sprawie nie została jeszcze podjęta, a podstawą dla niej mają być rozmowy z wyborcami. Po to są teraz te rozmowy z obywatelami, żeby dyskutować o tym, przecież jest tak, że ten program rodzi się właśnie w dyskusji – zapewnił Müller.
– To jest pierwsza rzecz. Bo oczywiście można się zastanawiać, czy waloryzować program 500 plus, czy jednak szukać innych programów, czy korekt podatkowych, jakichkolwiek innych działań inwestycyjnych czy rozwojowych. Budżet państwa jest w swoim zakresie ograniczony, i tak jest dwa razy większy, niż w 2015 r. – dodał rzecznik rządu.
A jeszcze w listopadzie 2022 roku o waloryzacji 500+ prezes PiS Jarosław Kaczyński na jednym ze spotkań z wyborcami mówił tak: "W tej chwili, w tym momencie kryzysu, to chcę uczciwie powiedzieć, że takich planów nie ma. Co nie oznacza, że w bardzo krótkim czasie to się nie zmieni".
Zabrakło na "trzynastki"
Ze słów Piotra Müllera wynika więc, że to z rozmów z wyborcami odbywanych podczas objazdu liderów PiS po Polsce wyniknie, jaka jest ich największa potrzeba. A waloryzacja 500+ należy do jednej z głównych.
Może to też sugerować, że rząd celowo nie stawia sprawy tak stanowczo, by potencjalnych wyborców do siebie nie zrazić. Jednak z pieniędzmi na waloryzację 500+ byłby spory problem.
Zaznaczył to sam rzecznik rządu, mówiąc, że "budżet państwa jest ograniczony". Choć jeszcze jesienią 2021 roku panowało przekonanie, że pieniądze są na wszystko. To, że jest inaczej, pokazało zamieszanie związane z wypłatami 13. emerytur, o czym informowaliśmy wcześniej w INNPoland.
W poniedziałek 13 marca w Wykazie Prac Legislacyjnych pojawiła się zapowiedź projektu rozporządzenia w sprawie pożyczki środków z Funduszu Rezerwy Demograficznej.
Dokument wskazuje, że właśnie z tego źródła rząd ma wziąć pieniądze na wypłatę trzynastek. Pożyczka będzie wynosiła 5 mld zł.
"Spłatapożyczki nastąpi na rachunek FRD z terminem spłaty rozpoczynającym się od 2028 r. do 2037 r., w 10 równych rocznych ratach, z terminem płatności na dzień 30 listopada każdego roku" – czytamy w projekcie rozporządzenia, zamieszczonym w wykazie prac rządu.
To oznacza, że pieniądze na wypłatę tegorocznych trzynastek będą spłacane przez 10 lat, ale przez następców PiS. Co więcej, budżet potrzebny na pokrycie tegorocznych 13. emerytur to 14,7 mld zł, więc pożyczka na 5 mld zł pokrywa tylko nieco ponad 1/3 całości.