Od października 2021 r. Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy procentowe z 0,1 do 6,75 proc. Jedenasta podwyżka w cyklu zacieśniania miała miejsce we wrześniu ubiegłego roku i od tego czasu pozostaje on zatrzymany.
– Na kwietniowym, kończącym się w środę posiedzeniu, nie dojdzie do zmian najważniejszych parametrów polityki i pauza zostanie przedłużona już do siedmiu posiedzeń z rzędu. Biorąc pod uwagę, że kolejne kroki mają być "zależne od napływających informacji dotyczących perspektyw inflacji i aktywności gospodarczej", najbardziej istotne stanie się spojrzenie prezesa NBP na ostatnie dane o presji cenowej oraz ryzyko globalnego kryzysu finansowego – twierdzi Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
– W Polsce minięcie przez dynamikę cen konsumenckich szczytu to pokłosie efektów bazy statystycznej związanych z potężnym skokiem energii, paliw i żywności po napaści Rosji na Ukrainę. Choć dynamika CPI w marcu wyhamowała z 18,4 do 16,2 proc. r/r, to impet cen nadal musi niepokoić – mówi Sawicki.
Przypomnijmy, że rok temu w marcu inflacja w Polsce sięgnęła 11 procent. Była więc i tak bardzo wysoka, obecny wzrost cen o 16,4 proc. liczy się od tamtego poziomu. To właśnie efekt bazy, o którym mówią eksperci.
Sawicki dodaje, że koszyk dóbr i usług przeciętnego Kowalskiego tylko w tym roku podrożał o niemal 5 proc. Szczególnie uporczywa jest inflacja bazowa, która m.in. w naszym kraju, ale także Eurolandzie, nieustannie rośnie i osiąga rekordowe pułapy. W marcu jej dynamika w Polsce prawdopodobnie wzrosła do 12,2 proc. r/r.
Zwiększa to prawdopodobieństwo, że zakładany przez prezesa NBP spadek inflacji do ok. 7 proc. na koniec 2023 r. może być zbyt optymistyczny – ostrzega Sawicki.
Ekonomiści, wśród nich choćby członek RPP Ludwik Kotecki, przestrzegają, że inflacja po okresie gwałtownego spadku może się zatrzymać na wciąż wysokim poziomie (np. 7-10 procent) i dalej nie spadać. To oznaczałoby poważny problem i odległą, ale jednak perspektywę, podwyżek stóp procentowych.
Analityk dodaje, że władze najważniejszych banków centralnych na świecie w obliczu pojawienia się zawirowań w sektorze bankowym straciły zapał do ostrego podnoszenia stóp procentowych.
– Ocena ta dotyczy przede wszystkim Rezerwy Federalnej. To w końcu Stany Zjednoczone są zarzewiem ostatnich napięć, a tarapaty regionalnych pożyczkodawców mogą walnie przyczynić się do ograniczenia akcji kredytowej – przypomina ekspert.
Takie zacieśnienie się warunków finansowych z jednej strony ma podobny efekt do podnoszenia stóp procentowych i może przyczyniać się do hamowania gospodarki. Z drugiej jednak strony istnieje ryzyko, że bez dalszych, ostrych podwyżek – a przecież Fed kilka tygodni temu zaczął oswajać rynki z perspektywą niemal 6-proc. stóp – uporczywa inflacja może być niemożliwa do okiełznania.
– Niepewność na tym polu pozostaje ogromna i może mieć znaczące konsekwencje dla skuteczności strategii przyjętej przez RPP. Można ją porównać do próby (częściowej) "jazdy na gapę". Obok podwyżek w kraju, istotną rolę miało przecież odgrywać zacieśnienie kursu przez najważniejsze banki centralne i ogólnoświatowe wygasanie presji cenowej. Dziś stoi ono pod coraz poważniejszym znakiem zapytania – mówi analityk.
Nową komplikacją jest także zaskakujące, weekendowe ograniczenie wydobycia ropy przez sygnatariuszy porozumienia OPEC+. Skutkuje ono ok. 5-proc. wystrzałem kursu baryłki na giełdzie w Londynie i zwiastuje niechybne podwyżki na polskich stacjach. W rezultacie obniżki stóp procentowych pod koniec 2023 r. stają się coraz mniej realną perspektywą, co zdaje się dostrzegać także coraz większa liczba członków Rady Polityki Pieniężnej.
– Jednocześnie nie liczymy na zaostrzenie retoryki podobne do tego, na które w ubiegłym tygodniu zdecydował się czeski bank centralny. Władze monetarne naszego południowego sąsiada oznajmiły wprost, że rozważanie terminu pierwszych cięć jest zdecydowanie przedwczesne, a dyskusja dotyczy tego, czy zachować obecny koszt pieniądza, czy po trzech kwartałach powrócić do jego podnoszenia. Nastawienie RPP znów stanie się bardziej łagodne niż innych banków centralnych w regionie. Nie widzimy w tym jednak zagrożenia dla złotego – dodaje Sawicki.
Hamowanie inflacji, bliskość dołka koniunktury i poprawa sytuacji w bilansie płatniczym w dalszej części roku powinny sprzyjać osuwaniu się kursu euro w kierunku 4,50 zł, a mocniej tanieć powinny frank, funt i (przede wszystkim) dolar. Na razie EUR/PLN może jednak nadal pozostawać blisko 4,70.
Czytaj także: https://innpoland.pl/191519,czlonek-rpp-o-placach-w-polsce-to-zludzenie-nominalne