Gdyby wierzyć politykom, żyjemy w kraju mlekiem i miodem płynącym, gdzie nie ma biedy, a każdy ma na chlebek, masełko i popitka się znajdzie. Realia są takie, że rośnie przestępczość, ludzie czują się zagrożeni. Sklepikarze liczą straty, innym giną samochody albo ich części. W pewnym sensie wracają do nas lata 90. A to nie świadczy o tym, że żyje nam się dobrze. Dotyczy to i kradnących, i okradanych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Lata 90. to był czas dziwny, wspaniały i pokręcony. Lewicowcy lubią straszyć nimi swoje dzieci. Mówią im, że wróci Balcerowicz i trzeba będzie pracować. Liberałowie opowiadają, że wtedy rodził się polski kapitalizm. Policjanci opowiadają o strzelaninach z mafią i pościgach. Dzisiejsi 40-latkowie w latach 90. byli młodzi, więc wspominają je nieźle. Coś o tym wiem.
Ale ich wielką wadą (lat 90.) była faktycznie wysoka przestępczość, podbijana przez dramatycznie rosnące nierówności społeczne. Przestępczość dawała łatwy zarobek, ale po części brała się z biedy.
I ta atmosfera do nas wraca. Może to nie jest ta sama przestępczość zorganizowana, nieważne, czy mamy na myśli sektor prywatny, czy publiczny. Ale wraca atmosfera zagrożenia kradzieżą, niepewności, nieufności. Kiedy wchodzisz po raz pierwszy do małego sklepu, handlowiec patrzy na ciebie jak na potencjalnego złodzieja. Bo musi.
Niedawno byłem w supermarkecie. Jakiś człowiek z siatkami przeskoczył przez bramkę przy nieczynnej kasie. Miał pecha, zahaczył, torba się rozerwała, sprawunki rozsypały. Złodziej rzucił się do ucieczki, ochroniarz za nim. Popatrzyłem na kasjerkę. "Coraz częściej" – powiedziała.
Rozmawiam czasem z właścicielami sklepów w mojej okolicy. Nie ma takiego, który nie narzekałby na złodziei. Opowiadają, że giną im dwie kategorie produktów. Albo tanie, podstawowe, które ludzie ewidentnie kradną z biedy. Albo drogie, na które i tak nie byłoby złodziei stać.
Jak bardzo jest źle?
Od jakiegoś czasu mam nieodparte wrażenie, że przestępczość rośnie. I nie mam na myśli wyłudzeń VAT-u, przejęć banków i handlu narkotykami. Myślę o tej zwykłej, codziennej, która sprawia, że zastanawiasz się, czy ktoś nie podpierniczy ci kół z samochodu albo nie stratuje, uciekając z Żabki z sześciopakiem Harnasia.
Na moim osiedlu przez cały zeszły rok ginęły koła z samochodów. Serio. Doszło do tego, że wychodząc na spacer, patrzyłem na nowe auta i to, jakie mają felgi. I obstawiałem, który je straci w tym tygodniu. Zdarzało mi się trafić.
Praktycznie nie było tygodnia, w którym jakieś auto nie zostało obrabowane. Policja nie radziła sobie z tym przez rok. Teraz nie radzi sobie z kradzieżami już nie tylko kół, ale całych samochodów. Na lokalnej grupie na Facebooku coraz częściej widzę doniesienia zrozpaczonych (byłych) właścicieli Toyot, Volkswagenów i innych aut.
W okolicy kradziono też katalizatory. Ciągle znikają rowery. Wcześniej nie znikały. Mniej więcej od roku, półtora, moi sąsiedzi i ja musimy coraz baczniejszą uwagę zwracać na dobra ruchome, by nie stały się zbyt ruchome. Gospodyni bloku ktoś ukradł nawet miotłę. Używaną.
Co na to dane?
Postanowiłem też sprawdzić, czy moją obserwację potwierdzają twarde dane. I na początku poległem. No prawie. Bo ogólnodostępne statystyki polskiej policji są pięknie rozpisane, ale tylko do roku 2021. Mamy za to statystyki Komendy Stołecznej Policji.
Wynika z nich, że w pierwszym kwartale 2020 roku na terenie podlegającym KSP było 3578 kradzieży, 1879 włamań, skradziono 300 samochodów. Rok temu były 3604 kradzieże, 2056 włamań i skradziono 277 aut. W tym samym okresie 2023 roku było już 4205 kradzieży, 1650 włamań, zginęło 250 samochodów.
Owszem, ciągle wygląda to źle, ale jakiegoś dramatycznego skoku nie widać. Z wyjątkiem kradzieży, których liczba znacznie poszła w górę.
Co jakiś czas do mediów trafiają też cząstkowe dane policyjnych statystyk. Wiemy na przykład, że w całym zeszłym roku doszło w Polsce do 476 tys. przestępstw o charakterze kryminalnym. To o 8 tys. więcej niż rok wcześniej. Niby dramatu nie ma, ale jest jedna kategoria, o której policja mówi już jako o pladze. To kradzieże ze sklepów.
Od stycznia do października 2022 roku dokonano blisko 30 proc. więcej kradzieży w sklepach niż rok wcześniej. Od 2020 roku wzrost ten jest jeszcze bardziej drastyczny, bo wynosi aż 58,8 proc.
W całym tym zamieszaniu musimy pamiętać o jeszcze jednym. Mowa jedynie o zgłoszonych przestępstwach. A wielu właścicieli Żabek już nawet nie próbuje dzwonić po policję, gdy ktoś wybiegnie im ze sklepu z jakimś piwem i kanapką.
I to paliwo...
Sam niedawno pisałem o pladze kradzieży paliwa ze stacji. Do kradzieży dochodzi najczęściej rano lub wieczorem, gdy obsługa stacji traci czujność. Złodzieje zwykle przyjeżdżają okutani w szaliki, na oczy mają naciśnięte czapki i kaptury. Wybierają dystrybutor najbardziej oddalony od kasy. Tankują i po prostu odjeżdżają. Zwykle mają kradzione tablice rejestracyjne, by utrudnić identyfikację.
Z danych Komendy Głównej Policji, przytaczanych przez tokfm.pl, wynika, że w ubiegłym roku w całym kraju doszło do ok. 8200 kradzieży paliwa o wartości przekraczającej 500 zł. To około 30,5 proc. więcej niż w 2021 roku. Kradzieży poniżej progu 500 zł było 93400, czyli o ponad 26,5 proc. więcej. Policja szacuje, że w zeszłym roku ze stacji ukradziono paliwa warte 21,3 miliona złotych. Rok wcześniej było to 13,5 miliona.
Ale skalę zjawiska najlepiej pokazuje przykład powiatu świebodzickiego. Jest w nim 18 stacji, w 2022 roku doszło tam do 381 kradzieży. Statystycznie każda stacja była więc okradana 21 razy.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Widać więc wyraźnie, że przez ostatnie 2-3 lata coś się stało. Ale co? Czy ośmieliliśmy ludzi niegodziwych? Czy ich przybyło? A może w Polsce zrobiło się tak biednie? No ale przecież nie mamy bezrobocia, inflacja może ciśnie, ale przecież dostajemy podwyżki. I jest 500+, 13 i 14 emerytura oraz mnóstwo innych świadczeń...