W brytyjskich mediach głośno o rodzinie, która została obciążona potężnym rachunkiem w knajpce na plaży Platis Gialos na Mykonos w Grecji. Mykonos z tętniącym życiem portem jest popularnym miejscem turystycznym wśród Brytyjczyków. Teraz chyba straci nieco uroku.
Brytyjska rodzina w popularnej wśród turystów restauracji w Grecji wydała ponad 360 funtów (ok. 1900 złotych) na cztery drinki i przekąskę. Tyle policzono im za jedno piwo, jedno mojito, dwa koktajle mleczne, jedną sałatkę grecką, chleb i jedną porcję kalmarów, która sama kosztowała około 64 funtów (ponad 330 złotych).
Brytyjczyk (ojciec rodziny) podzielił się swoim doświadczeniem na Reddicie. Pisze, że jego rodzina szła poszukać miejsca na plaży Platis Gialos. Jest tam wiele restauracji oferujących leżaki.
– Kiedy spacerowaliśmy, kelner w Eclipse powiedział nam, że możemy skorzystać z ich kabin lub leżaków, pod warunkiem że kupimy dwa drinki. Pomyśleliśmy, że to nie jest zły interes i poszliśmy na to – relacjonuje.
– Kiedy się zaaklimatyzowaliśmy, ciągle nas namawiał, żeby moja żona dostała mojito, a ja piwo. Ciągle pytałem o cenę, a on sprytnie unikał pytania, mówiąc "jest tanio, więc proszę zamawiać". Zmusił nas do zamówienia koktajli mlecznych dla naszych dzieci – dodaje.
Brytyjczyk po godzinie zgłodniał i zamówił kalmary, które wedle menu miały kosztować 19 euro. A pieczywo i sałatka miały być w cenie.
Rachunek go zmroził. Wymienia, że kalmary zostały wycenione na 75 euro, napoje na 78 euro. Ale to i tak niewiele, bo na szczegółowym paragonie zobaczył kalmary za 148 euro, koktajle mleczne po 38 euro za sztukę, darmowe pieczywo i sałatka kosztowały odpowiednio 14,5 i 28 euro.
Brytyjczyk po kłótni odpuścił i zapłacił 360,80 euro, czyli prawie 1900 złotych. Był to już kolejny bardzo podobny przypadek opisywany przez brytyjskie media. Kilka miesięcy temu w sąsiedniej restauracji dwóch Brytyjczyków zapłaciło 600 funtów za dwa koktajle i makaron.
– W Mielnie można znaleźć rybę z frytkami za 27 zł – powiedziała w programie "Newsroom" WP Olga Roszak-Pezała, burmistrz Mielna.
– Wszystko zależy, czy jest to ryba na wagę, czy w gotowym zestawach. Wszystko można sobie wybrać. Przedsiębiorcy pokazują kartę i każdy chyba umie czytać i wybrać to, na co go stać. Są w Mielnie obiady za 17 zł, serdecznie zapraszam – mówiła pani burmistrz.
– Drażni mnie to, że kolejny raz anonimowe osoby wysyłają tzw. paragony grozy. Piszą o 200 zł za obiad. A nie wiadomo, ile osób ten obiad jadło. Nie wierzę w takie ceny. Można nawet 500 zł zapłacić za obiad, ale nie wiadomo, jakiej rangi jest miejsce i jaka dokładnie była sytuacja. Irytują mnie te paragony, które atakują nadmorskie kurorty. Najgorsze są ogólnikowe stwierdzenia: knajpa koło Mielna. Po co to komu? Tak się nie robi – uważa Olga Roszak-Pezała.