Sklep Queviures Múrria w Barcelonie przyciąga tłumy turystów. Otwarty w 1898 r. punkt zachęca do odwiedzin m.in. z uwagi na zabytkowy wystrój i mahoniowe meble. To jednak prawdziwa udręka dla pracowników.
Jak donosi iNews, właściciel słynnych delikatesów postanowił walczyć z hordami gapiów i przed wejściem powiesił tabliczkę z wymownym hasłem. "Za samo zwiedzanie sklepu 5 euro, dziękuję" – czytamy na szyldzie.
W czym tkwi problem? Większość osób, która odwiedza sklep, nie jest zainteresowana zakupami i wychodzi z pustymi rękami. "Klienci" chcą jedynie zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie na tle wyjątkowego wnętrza i nie interesują ich pyszne wędliny, sery czy wysokiej jakości wina, które oferuje Queviures Múrria.
W ocenie właściciela takie zachowanie utrudnia robienie zakupów klientom, którzy są faktycznie zainteresowani asortymentem. Dlatego za wejście bez nabycia choćby jednego produktu zaczął pobierać 5 euro od każdej osoby. W przeliczeniu na złotówki to ponad 22 zł.
Toni Merino, kierownik hiszpańskiego sklepu, przyznał w rozmowie z iNews, że tabliczka informująca o dodatkowej opłacie to wymówka, aby wyrazić sprzeciw wobec tłumów turystów, które zalewają Barcelonę w każde wakacje.
Z wyliczeń Instytutu Statystycznego Katalonii wynika, że w całym 2022 r. to popularne hiszpańskie miasto odwiedziło ponad 20,7 mln osób. Z kolei badanie przeprowadzone przez Uniwersytet Rovira i Virgili w Tarragonie wskazuje, że w szczycie sezonu turystycznego średnia gęstość turystów wynosiła 3 854 osoby na kilometr kwadratowy, ale w centrum miasta osiągnęła 21 861.
Tabliczka już przynosi efekty. Hiszpańskie media wskazują, że liczba osób, które jedynie odwiedzają słynny sklep, spadła.
Niedawno informowaliśmy w INNPoland.pl o innym nietypowym sklepie, który zamiast kusić klientów, przyciąga tłumy gapiów. To fikcyjny butik Prady, który w 2005 r. stanął na środku pustyni w Teksasie (USA). Obecnie Prada Marfa uchodzi za świętego Graala miejsc związanych ze sztuką. Co może być zaskakujące, zważając na markę, sama instalacja jest często postrzegana jako krytyka luksusowej mody i konsumpcjonizmu. Prezentując ubrania, buty i akcesoria Prady wybrane przez samą Miuccię Pradę, a także, krytykując późnokapitalistyczną obsesję na punkcie zakupów, Prada Marfa celebruje poczucie humoru branży modowej i krytykuje miejskie życie.
Jednak cel, jaki przyświecał twórcom, nie do końca został spełniony. Instalacja, która miała wyśmiewać konsumpcjonizm, przyciąga projektantów, filmowców i biznesmenów. Instalacja pojawiła się na instagramowych relacjach m.in. Beyoncé.
Podobnie jak w przypadku rozczarowanych sklepikarzy w Barcelonie, są również i tacy, którzy tracą na popularnym butiku Prady. To rzecz jasna mieszkańcy Marfy. Wraz z rosnącą popularnością butiku w miasteczku zaczął rozwijać się rynek nieruchomości i najmu krótkoterminowego. W efekcie ceny mieszkań i domów podrożały kilkukrotnie w ciągu ostatnich lat i wiele młodych osób postanowiło wyemigrować.