Wystarczył zaledwie miesiąc, aby Prawo i Sprawiedliwość wydało ogromne pieniądze na promocję swoich spotów w internecie. "Gazeta Wyborcza" donosi, że od 8 sierpnia do 13 września partia rządząca umieściła w Google i na YouTubie 422 reklamy, które pochłonęły ponad 2 mln zł.
Dodatkowo PiS kontynuuje ofensywę na Facebooku i Instagramie. Przez miesiąc opublikowano tam 148 reklam, za które partia Jarosława Kaczyńskiego zapłaciła ponad 326,1 tys. zł.
Wydatki PiS robią wrażenie, jeśli zestawimy je z kwotami, jakie w internetowe reklamy wpompowują inne partie. W ciągu tego samego miesiąca Koalicja Obywatelska wydała na promocję 147 reklam w Google 357,5 tys. zł. Z kolei 151 postów na Facebooku i Instagramie pochłonęło 157,8 tys. zł. Jednak internetowa kampania tego ugrupowania tak naprawdę wystartowała dopiero 6 września.
Jeszcze mniej na promocję w internecie przeznaczyła do tej pory Konfederacja. Za 67 reklam na Facebooku zapłaciła 17,1 tys. zł, a za 13 reklam w Google – 10,5 tys. zł. Nowa Lewica wydała niecałe 14 tys. na promocję. Z kolei Trzecia Droga dociera do wyborców tylko za pośrednictwem Facebooka, a na reklamy wydała 5 tys. zł. W ogóle nie promuje się w Google'u.
Informacje, które zostawiamy w internecie, pozwalają politykom na mikrotargetowanie przekazów. PiS przygotowuje spoty pod konkretne grupy społeczne czy geograficzne, aby wpływać na ich decyzje wyborcze.
– Reklamy dotyczące obronności trafiają głównie do mieszkańców wschodnich terenów przygranicznych, a te dotyczące rozbudowy portów wyświetlają się mieszkańcom północy naszego kraju – tłumaczyła w rozmowie z "GW" Justyna Stańska ze stowarzyszenia Demagog. Najdroższym spotem reklamowym PiS jest ten, w którym osoby w różnym wieku wygłaszają opinie na temat przewodniczącego Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska. "Za Tuska straciłem pracę" – przyznaje jedna z nich. Na promocje tego filmiku PiS przeznaczyło pół miliona złotych i jest to najczęściej wyświetlany spot tej partii (10 mln razy) skierowany akurat do wszystkich.
PiS wypuściło także kilkadziesiąt spotów dla odbiorców mieszkających w konkretnych powiatach. W tej kategorii najwięcej wydano na promocję filmiku o Krakowie (400 tys. zł). Ten spot nie trafił do zbyt wielu wyborców (8 tys. wyświetleń) – niewykluczone, że ma to związek z faktem, że jako lokalizację do wyświetlania tego filmiku PiS przez przypadek wskazał Bydgoszcz, a nie Kraków.
Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, jednym z najczęściej komentowanych spotów PiS jest nagranie znane jako "Telefon do Jarka", na którym do Kaczyńskiego dzwoni ambasador Niemiec, pytając o referendum emerytalne. W odpowiedzi słyszy: "Nie ma już Tuska. I te zwyczaje się skończyły".
W sieci aż roi się od komentarzy oburzonych internautów. Niektórzy uważają, że spot jest "groteskowy" i to nic innego jak "propagandowy filmik dla swoich". Część osób wyśmiewa staromodny sygnał dzwonka Nokii, kojarzący się z jej klasycznymi modelami 3310 (prezes używa odświeżonego modelu z 2017 r.).
Bardzo szybko wypłynęły przeróbki opublikowane m.in. przez politycznych rywali. "Do Jarka" zadzwonił m.in. Radosław Sikorski, który w filmiku mówi: "Halo, Jarek. To gdzie te pieniądze z Unii? Za Tuska był wniosek i były pieniądze".
Eksperci, z którymi rozmawiała "GW", przekonują, że to właśnie kampania internetowa może mieć w tym roku największe znaczenie dla ostatecznego wyniku wyborów parlamentarnych. I nie dziwią się, że PiS przeznacza ogromne środki na promocję filmików, ponieważ nie musi martwić się o inne kanały dotarcia do obywateli.
PiS ma pod butem TVP, w której nie usłyszymy ani słowa o "aferze wizowej". Z kolei fundacje stworzone przez spółki Skarbu Państwa mogą angażować się w kampanię referendalną. Jak już informowaliśmy w INNPoland.pl, za publiczne pieniądze robią to m.in. Fundacje PGE, Fundacja Giełdy Papierów Wartościowych, Fundacja Polskiej Grupy Zbrojeniowej, Fundacja Tauron, a nawet Totalizator Sportowy.