INNPoland_avatar

Mają "pętlę na szyi", bo żyją w "bieda Polsce". Jak przetrwać za płacę minimalną?

Maria Glinka

12 listopada 2023, 07:17 · 7 minut czytania
Już w przyszłym roku w "bieda Polsce" będzie żyło prawie 5 mln osób. To kraj zaskórniakami płynący, w którym zarabia się najniższą krajową lub mniej, a oszczędności szuka się w żywności. Tusk chce im pomóc i przekonuje, że nie zapłacą podatku od swoich rażąco niskich pensji. W rozmowie z INNPoland.pl eksperci wskazują, ile na tej reformie straci państwo i co należy zrobić, aby płaca minimalna przestała być "pętlą na szyi".


Mają "pętlę na szyi", bo żyją w "bieda Polsce". Jak przetrwać za płacę minimalną?

Maria Glinka
12 listopada 2023, 07:17 • 1 minuta czytania
Już w przyszłym roku w "bieda Polsce" będzie żyło prawie 5 mln osób. To kraj zaskórniakami płynący, w którym zarabia się najniższą krajową lub mniej, a oszczędności szuka się w żywności. Tusk chce im pomóc i przekonuje, że nie zapłacą podatku od swoich rażąco niskich pensji. W rozmowie z INNPoland.pl eksperci wskazują, ile na tej reformie straci państwo i co należy zrobić, aby płaca minimalna przestała być "pętlą na szyi".
Polacy pracujący za płacę minimalną ledwo wiążą koniec z końcem. Eksperci o perspektywach zmian w najniższej krajowej. Grafika: Oliwia Predenkiewicz, naTemat
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej
  • W "bieda Polsce" żyje obecnie ponad 3 mln osób - to obywatele, którzy zarabiają najniższą krajową
  • W interencie i w rozmowie z INNPoland.pl wskazują, że tak niskie zarobki to "pętla na szyi"
  • W przyszłym roku będą otrzymywali o ponad 600 zł brutto więcej, a Tusk obiecuje, że nie zapłacą podatku
  • Eksperci wyliczają dla INNPoland.pl, że podniesienie kwoty wolnej od podatku sprawi, że budżet straci miliardy złotych
  • Ich zdaniem trzeba zmienić zarówno sposób podnoszenia płacy minimalnej, jak i kwoty wolnej i proponują kilka rozwiązań

Tak się żyje za 3 tys. zł w Polsce. "To pętla na szyi"

"Ile można tak ciągnąć? Można całe życie? Czy warto? Myślę, że chwilę tak, żeby odłożyć jakąś kasę, zrobić poduszkę finansową, jak nie masz w ogóle. I zastanowić się, co zrobić, żeby za kolejne 3–5 lat nie mieć takich problemów i wrzucać do koszyka to, na co akurat masz ochotę" – pisze jeden z użytkowników na portalu reddit.com.

Bo wbrew w temu co serwuje nam jeszcze–akutalny–rząd wiele osób nadal zarabia zbyt mało, aby nie zwracać uwagi na ceny. We wpisie na Reddicie jeden z użytkowników przyznał, że zarabia 3 tys. zł i poprosił o porady, jak zaoszczędzić na jedzeniu, które pochłania większość jego pensji.

Pod postem pojawiło się kilkaset komentarzy. Większość użytkowników wskazuje, aby polować na promocje, kupować puszki i szerokim łukiem omijać warzywniaki. Inni radzą, aby pić wodę z kranu, zamiast wydawać pieniądze na drogie soki i napoje gazowane. Dla niektórych kluczem do oszczędnościowego sukcesu jest odpowiednie przechowywanie i niemarnowanie żywności.

"W małym mieście jakoś dasz radę. Z dużego lepiej uciekaj z takimi zarobkami" – przyznaje jeden z internautów. Inny opowiada, że pracuje jako ochroniarz i wyciąga nie więcej niż 3,1 tys. zł na rękę miesięcznie. "Trzeba podnosić swoje wynagrodzenie, a nie ucinać z poziomu życia" – podpowiada inny, sugerując zmianę pracy. To jednak nie takie proste, podobnie jak życie w "bieda Polska" za najniższą krajową.

– Rachunki i jedzenie pochłaniają ponad połowę mojej pensji. Wynajmuję mieszkanie i nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby wziąć kredyt i kupić coś swojego. Pętla na szyi, którą mam dzięki 3 tys. zł na rękę za pracę, w zupełności mi wystarczy – przekonuje w rozmowie z INNPoland.pl Natalia, recepcjonistka w hotelu w Warszawie.

– Ograniczam wypady na miasto i staram się odkładać co najmniej 100 zł miesięcznie, ale łatwo nie jest. Muszę skończyć studia, dopiero wtedy będę szukać lepiej płatnej pracy – tłumaczy mi Paweł, kelner i student, który do Warszawy przyjechał dwa lata temu z małej miejscowości na Podkarpaciu.

"Bieda Polska" z populacją rzędu 5 mln osób

Te ludzkie, pojedyncze historie mają też przełożenie na liczby i pokazują, że na życie w "bieda Polsce" skazanych jest coraz więcej obywateli. W tym roku mieliśmy dwie podwyżki płacy minimalnej. Od 1 lipca najniższa krajowa wzrosła do 3490 zł brutto, a od 1 lipca – do 3600 zł brutto. Nieoficjalnie szacunki wskazują, że takie pieniądze zarabiają w Polsce ponad 3 mln osób.

– Obawiam się, że w przyszłym roku osób zarabiających najniższą krajową będzie 4,5–5 mln, bo płaca minimalna wzrośnie o 20 proc. Jeśli ktoś zarabia dzisiaj 4 tys. zł, to pracodawca raczej wyrówna do nowej najniższej krajowej i nie da nic extra. Polacy są od lat zalewani minimalnym wynagrodzeniem – jeszcze niedawno za taką kwotę pracowało 1,5 mln osób, a teraz już mamy ponad 3 mln – wskazuje w rozmowie z INNPoland.pl Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy w firmie inFakt.pl.

W sidła płacy minimalnej wpadną kolejne miliony osób, bo od 1 stycznia 2024 r. najniższa krajowa ma wynosić 4242 zł brutto, a od 1 lipca 2024 r. – 4300 zł brutto.

– Podwyżki zaproponowane przez rząd to odpowiedź na sytuację gospodarczą, ponieważ od kilkunastu miesięcy notujemy wysoką inflację. Dla pracodawców są to dodatkowe koszty, ale dopiero w 2024 r. zobaczymy, na co się one przełożą. Może dojść do sytuacji, że niektórych pracodawców nie będzie już stać na takie podwyżki. To jednak nie oznacza, że płaca minimalna nie powinna być podnoszona. Trzeba pamiętać, że osoby z najniższą płacą czy najniższą emeryturą najtrudniej sobie radzą w sytuacji wysokiej inflacji. Dla nich ta podwyżka jest istotna – przyznaje w rozmowie z INNPoland.pl Oskar Sobolewski, założyciel Debaty Emerytalnej oraz ekspert emerytalny i rynku pracy HRK Payroll Consulting.

Płaca minimalna zwolniona z podatku. Budżet straci 4 mld zł

Podwyżka o 642 zł brutto to nie wszystko, co być może czeka na najsłabiej zarabiających. Koalicja Obywatelska, która prawdopodobnie będzie tworzyła nowy rząd wraz z Trzecią Drogą i Nową Lewicą, proponuje bowiem podniesienie kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł brutto.

Oznacza to, że podatku nie zapłacą osoby, których dochody wynoszą do 5 tys. zł brutto. W tym gronie znajdą się pracownicy zatrudnieni za najniższą krajową.

Ile pochłonie reforma zapowiadana już kilka miesięcy przed wyborami przez lidera Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska? Wystarczy pomnożyć kwotę podatku, jaką rocznie odprowadzają najsłabiej zarabiający (112 zł x 12 miesięcy= 1344 zł) przez ich szacunkową liczbę (3 mln).

– Obecnie podatek przy minimalnym wynagrodzeniu wynosi 43 zł. W przyszłym roku będzie to 112 zł. Oznacza to, że na podniesieniu kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł budżet straci około 4 mld zł – wylicza dla INNPoland.pl Juszczyk.

Czy to dużo? To cztery raz mniej niż roczne wydatki rządu Zjednoczonej Prawicy na program "Rodzina 500 plus".

– Podniesienie kwoty wolnej o 30 tys. zł sprawi, że będzie można maksymalnie wykorzystać 3600 zł w podatku. Z kolei korzyści dla osób na minimalnym wynagrodzeniu to tylko 1344 zł. Oznacza to, że budżet znacznie bardziej odczuje brak wpływu podatku od osób, które zarabiają trochę więcej niż płaca minimalna – wskazuje doradca podatkowy z inFakt.pl.

Co dalej z płacą minimalną? Wraca pomysł regionalizacji

W ciągu trzynastu lat płaca minimalna wzrosła ponad dwukrotnie, ale wcale nie mamy do dyspozycji dwa razy więcej środków w portfelach. Nie czujemy się bogatsi, bo, jak już pisaliśmy w INNPoland.pl, od 2015 r. inflacja wzrosła o około 50 proc. De facto zarabiamy zaledwie kilkaset złotych więcej, niż w roku, w którym PiS przejęło władzę.

– Pamiętajmy, że płaca minimalna wzrosła przede wszystkim przez wysoką inflację. Najniższa krajowa rzędu około 4,2 tys. zł, która ma obowiązywać w przyszłym roku, będzie miała zupełnie inną wartość niż przed pandemią. Inflacja spowodowała, że te pieniądze nie są aż tyle warte, ile mogłyby być – zaznacza Sobolewski.

Sukcesywne podnoszenie płacy minimalnej sprawiło, że strona społeczna (przedstawiciele pracowników) w pewnym stopniu osiągnęła swój cel. Najniższa krajowa zbliża się bowiem do poziomu połowy średniej krajowej, ale eksperci są przekonani, że mechanizm podnoszenia zarobków powinien zostać zmieniony.

– Kiedy inflacja spadnie i będzie mieściła się w celu inflacyjnym, to trzeba będzie wyciągnąć wnioski czy mechanizm dwukrotnego podnoszenia płacy minimalnej w ciągu roku się sprawdził. Musimy poczekać aż sytuacja gospodarcza się poprawi, będzie to prawdopodobnie w 2025 r. – ocenia Sobolewski.

Jego zdaniem podwyżki nie powinny być narzucane i nie powinny być odpowiedzią na kryzys. - To musi być przemyślana reforma, będąca elementem szerszego dialogu i porozumienia. Trzeba wypracować mechanizm, który sprawdzi się zarówno w lepszych, jak i gorszych gospodarczo czasach – ocenia Sobolewski.

Jedną z koncepcji, która wraca do debaty publicznej, jest regionalizacja wysokości płacy minimalnej. Ekspert wskazuje, że można byłoby różnicować najniższą krajową ze względu na województwa czy powiaty.

– Sytuacja jest inna w dużych miastach czy ośrodkach, gdzie poziom przeciętnego wynagrodzenia jest wyższy, a inna tam, gdzie jest on niższy. W niektórych miejscach pojawia się bowiem niepokojące zjawisko, że im wyższa płaca minimalna, tym większe pokusy, aby pracownicy przechodzili do szarej strefy – przyznaje Sobolewski.

A może europejska płaca minimalna?

Wśród propozycji, tym razem na forum Unii Europejskiej (UE), jest także europejska płaca minimalna. W projekcie dyrektywy, przyjętej w 2022 r., zapisano, że płaca minimalna ma zapewnić pracownikom godne życie, przy uwzględnieniu kosztów utrzymania oraz ogólnego poziomu wynagrodzeń.

Ostateczną wysokość mają ustalać państwa członkowskie, a na poziomie wspólnotowym mają obowiązywać progi np. 50 czy 60 proc. średniej pensji w danym kraju. Sprzeciw wobec dyrektywy wyraziła Dania, która domaga się unieważnienia całego dokumentu przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE).

– Jestem ciekawy rozstrzygnięcia skargi Duńczyków, bo to może zatrzymać ten temat. Nie zakładam, że cała dyrektywa pójdzie do kosza, ale tylko niektóre przepisy zostaną zmienione czy usunięte – przyznaje Sobolewski.

Jednak ogólne zręby europejskiej płacy minimalnej, czyli 50 proc. średniej krajowej, Polacy tak naprawdę mają już zagwarantowane. – Na razie nie wiemy, jak finalnie to będzie wyglądało. Strona społeczna może być skłonna lobbować np. za 70 proc. średniej krajowej. To będzie jeden z ważniejszych tematów w 2024 r., jaki czeka nowy rząd – przekonuje ekspert.

Waloryzacja gwarantem braku podatku dla najsłabiej zarabiających

Eksperci uspokajają Polaków, którzy przez niskie pensje ledwo wiążą koniec z końcem – płaca minimalna na pewno będzie podnoszona również w kolejnych latach. I tu właśnie pojawia się problem z "tuskowym" podniesieniem kwoty wolnej do 60 tys. zł.

– Podejrzewam, że niedługo płaca minimalna przekroczy barierę 5 tys. zł, więc podwyżka kwoty wolnej do 60 tys. zł i tak nie uchroni tych pracowników przed podatkiem – wskazuje Juszczyk.

A więc nie tylko do płacy minimalnej, lecz także do samej kwoty wolnej od podatku trzeba podejść bardziej systemowo. Sobolewski przyznaje, że popiera mechanizmy systemowe, a "nie wzrost kwotowy 1:1".

– Jestem zwolennikiem podnoszenia kwoty wolnej od podatku, ale nie można tego robić tak nagle. W 2021 r. wynosiła 3089 zł, w 2022 r. wzrosła dziesięciokrotnie, a w 2024 r. miałaby wzrosnąć dwukrotnie, a w porównaniu do 2021 r. aż dwudziestokrotnie – wylicza Juszczyk.

Podobnie jak Sobolewski, wprowadziłby mechanizm waloryzacji kwoty wolnej od podatku. - Dzięki temu osoby zarabiające minimalne pensje nigdy nie płaciłyby podatku. Wystarczyło wprowadzić zasadę, że kwota wolna wynosiłaby dziewięciokrotność lub dziesięciokrotność płacy minimalnej. To dawałoby gwarancję braku podatku, a jest to ważne, kiedy pensje rosną tak szybko – wyjaśnia doradca podatkowy.

Poza tym z kwotowymi podwyżkami jest jeszcze jeden problem – nierzadko są one uzaleznione od tego, kto akurat jest u władzy. Tymczasem odpowiednio przeliczona waloryzacja będzie "odpolityczniona". I wtedy nikt już nam powie, żaden polityk, czy TVP, że nowy rząd zabierze nam to, co dał stary. A bez stabilności w obszarze finansów osobistych planowanie codziennych wydatków będzie coraz trudniejsze, a populacja "bieda Polski" – coraz większa.