Wczoraj w INNPoland.pl pisaliśmy o słowach Janusza Wojciechowskiego, który zapewniał w RMF FM, że Komisja Europejska wycofuje się z Zielonego Ładu. Rozgłośnia podała, że KE ma się zobowiązać, że nie będzie w tym roku kar dla rolników, którzy nie spełnią norm środowiskowych czy klimatycznych. To oznacza, że dopłaty bezpośrednie dla nich nie będą zmniejszane. Potem zaś mają zostać wprowadzone zmiany łagodzące dotychczasowe wymagania Zielonego Ładu.
– Będzie to pakiet rozwiązań, który powinien zdjąć z rolników wszystkie obawy nie tyle z Zielonym Ładem, ale z jego elementami, które są we Wspólnej Polityce Rolnej – powiedział Wojciechowski w RMF FM.
Dziś okazuje się, że Wojciechowski wyskoczył przed szereg.
– Komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski wypowiadał się we własnym imieniu, co w żaden sposób nie odzwierciedla oficjalnego stanowiska KE. Jesteśmy przekonani, że rolnictwo, polityka klimatyczna i ochrona świata przyrody mogą iść w parze. Potrzebujemy obu – powiedział PAP rzecznik Komisji Europejskiej Olof Gill.
Bardzo podobnie o Wojciechowskim mówił dziś Michał Kołodziejczak, wiceminister rolnictwa.
– Uważam, ze zmiany będą duże. Komisarz Wojciechowski wyszedł trochę przed szereg, jako pierwszy chciał przedstawić dobre informacje, ale wiadomo, że dobre informacje chciałby przedstawić każdy – powiedział w Radiu Zet pytany o wycofanie się Komisji Europejskiej z Zielonego Ładu w dotychczasowym kształcie.
Zapowiedział, że w nowej propozycji KE mają być "duże ustępstwa, udogodnienia i wyłączone kary".
Z kolei Donald Tusk udaje się dziś (w czwartek) do Rumunii na zjazd Europejskiej Partii Ludowej (EPL). Zdążył jednak zapowiedzieć, ze w sobotę spotka się z rolnikami i będzie miał dla nich ważny komunikat związany z Zielonym Ładem i ugorowaniem.
– Żeby było jasne, w sobotę nie umówiłem się na negocjacje z rolnikami, tylko na poinformowanie o rezultatach i szansach tych działań. Postulaty "precz z Zielonym Ładem" i "zablokować Ukrainę", są dla mnie nie do zaakceptowania – podkreślił Tusk.
Premier zapewnił, że jest "w stałym kontakcie z Brukselą".
– Bardzo bym chciał, żeby nikt nie spalił tej pracy, bo jesteśmy blisko mety – powiedział i zwrócił się bezpośrednio do Wojciechowskiego. Zaapelował do niego, by "na żadnym etapie, także teraz, kiedy być może finalizujemy te działania, niczego nie zepsuł".
EZŁ w rolnictwie ma być realizowany do 2030 r. w ramach strategii "Od pola do stołu" i "Bioróżnorodność".
W tym drugim projekcie zawiera się redukcja środków ochrony roślin o 50 proc., redukcja nawozów mineralnych o 20 proc., oddanie co najmniej 10 proc. gruntów ornych na cele prośrodowiskowe, a 25 proc. pod uprawy ekologiczne, zmniejszenie zużycia antybiotyków w hodowli o 50 proc., osiągnięcie zerowej emisji gazów cieplarnianych netto do 2050 r.
Rolnicy narzekają na to, że 4 proc. gruntów ornych musi iść na ugór. Piszą na swoich forach, że muszą płacić 100 proc. a nie 96 proc. kredytów i nikt im nie będzie mówić, co mają robić ze swoją ziemią. Można odnieść wrażenie, że chcą wycisnąć swoją glebę jak cytrynę: zasypać nawozami, zlać pestycydami i tak w kółko, byle tylko dawała obfity plon.
– Odnoszę również wrażenie, że rolnicy nie rozumieją istoty wymogu ugorowania pewnej części uprawianych przez siebie gruntów. A przecież ta dobra praktyka, służąca utrzymaniu gleby w dobrej kondycji, znana jest przynajmniej od średniowiecza, kiedy to została wprowadzona w Europie pod nazwą "trójpolówki". Prawidłowe ugorowania pozwala glebie odpocząć i regenerować się – co jest konieczne, aby w długiej perspektywie utrzymywać jej urodzajność i produktywność – tłumaczy w rozmowie z INNPoland.pl Grzegorz Brodziak z Towarzystwa Ekonomistów Polskich.
Brodziak na co dzień jest członkiem zarządu spółki Goodvalley produkującej mięso i wędliny pod marką Dolina Dobra.
– Pamiętajmy, że w ocenie ekspertów, obecnie ponad 50 proc. gleb w Europie jest zdegenerowanych z powodu nieprawidłowego, zbyt intensywnego użytkowania. Powinniśmy kierować się zasadą tzw. sprawiedliwości międzypokoleniowej i nie dopuścić do tego, żeby za kilkanaście – kilkadziesiąt lat w ogóle nie była możliwa produkcja na wyjałowionych i wysuszonych glebach – dodaje Brodziak.