Triki producentów margaryny i rozczarowanie klientów. "A myślałem, że posmaruję masłem i będzie uczta"
Użytkownik wykopu, chcąc sprawić sobie drobną przyjemność, kupił w osiedlowym sklepie osełkę. Był przekonany, że jego osełka to król wśród maseł. Niestety, zakup smakował jak tania margaryna.
Użytkownik portalu wykop.pl myślał, że kupił masło, które okazało się margaryną•wykop.pl / post użytkownika qwertyenty
Przypadek forumowicza nie jest odosobniony i nie występuje tylko w Polsce. Na popularnym amerykańskim portalu reddit.com oszukańczym masłom poświęcono cały wątek. W USA popularną praktyką jest nazywanie margaryny całymi zdaniami w stylu: „Nie mogę uwierzyć, że to nie jest MASŁO!” Oczywiście słowo „masło” jest wielkie jak wół i widnieje na połowie opakowania, a cała reszta napisana jest najmniejszą możliwą czcionką. Bo przecież klient nie doczyta drobnego druczku i wróci do domu, przekonany, że kupił masło.
Na szczęście w Polsce słowo „masło” nie może zostać użyte na produkcie, które de facto z masłem krowim niewiele ma wspólnego. Jednak i nasi rodzimi producenci margaryny wykazują się zadziwiającą kreatywnością w wymyślaniu nazw dla swoich wyrobów. Wszystko po to, aby jak najbardziej zmylić klienta.
Margaryna imion ma wiele
Z powodu rosnącej niechęci klientów do margaryny, jej producenci chrzczą swoje produkty nazwami sugerującymi masło. Określenia typu „osełka śmietankowa”, „dobre”, „ekstra”, „mazurskie” kojarzą się przecież z tłuściutkim, pysznym masełkiem, prosto od krowy. Nic bardziej mylnego.
Wiele z tych produktów nie zawiera masła, ostrzega Federacja Konsumentów. Zazwyczaj jest to mieszanka masła i margaryny, zawierająca tylko 5-10 proc. tłuszczu mlecznego. Resztę produktu stanowi tani olej palmowy, często najgorszej jakości.
Walka między masłem i margaryną wciąż trwa. Czasem szala przechyla się na korzyść margaryny, kiedy to cena masła osiąga astronomiczne kwoty, jednak o wiele częściej wygrywa masło, które jest zwyczajnie smaczniejsze i, według wielu badań, zdrowsze. Nam pozostaje jedynie dokładnie czytać składy kupowanych w supermarketach produktów. I choć jest to bardziej czasochłonne, łatwiej potem uniknąć rozczarowania wgryzając się w kanapkę.