Związkowcy wbili premierowi Morawieckiemu nóż w plecy. Zakaz handlu w niedziele spowalnia konsumpcję

Konrad Bagiński
Prawo uniemożliwiające robienie zakupów w siódmy dzień tygodnia okazało się koniem trojańskim dla wzrostu konsumpcji, który napędza całą gospodarkę. Premier Morawiecki ma twardy orzech do zgryzienia, bo to może zwiastować kłopoty.
Premier Morawiecki ma twardy orzech do zgryzienia, bo zakaz handlu wyhamował konsumpcję - a to może zwiastować kłopoty. Foto: Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Forsowany przez NSZZ Solidarność zakaz handlu w niedziele wszedł w życie 11 marca 2018 roku. W tym i następnym miesiącu sklepy były zamknięte łącznie przez cztery niedziele. Główny Urząd Statystyczny pokazał właśnie dane, wskazujące, że mocno odbiło się to na całej gospodarce. A szczególnie ukochanej przez premiera Morawieckiego konsumpcji. To ona w znacznej mierze odpowiada za gospodarcze przyspieszenie.

Czy czeka nas bolesne hamowanie?
GUS wskazuje, że zakaz handlu odbił się jednak na kondycji sklepów i przepływie pieniędzy. Sklepy robią, co mogą, by przesunąć ciężar zakupów na piątki i soboty, ale średnio im to wychodzi. Efekt jest taki, że w kwietniu sprzedaż detaliczna wzrosła o zaledwie 4,6 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem. Niby niewiele, ale to najgorszy wynik od października 2016. Na dodatek według prognoz wzrost miał być prawie dwa razy większy. W kwietniu nasze zakupy zmalały o 5,3 proc. – informuje Wyborcza.pl.


Morawiecki lubi konsumpcję
Do tej pory rosnąca konsumpcja napędzała gospodarkę, pozbawioną inwestycji i innych dopalaczy. Rząd rzucił na rynek sporo pieniędzy w postaci programów socjalnych, nastąpił też wzrost płac. To wszystko może pójść jak krew w piach, bo większość polityki gospodarczej rządu opierała się właśnie na wzroście konsumpcji.

Na szczęście dla Morawieckiego w kwietniu przyspieszył przemysł, notując prawie 10 proc. wzrostu w porównaniu do analogicznego okresu rok wcześniej.

Największym przegranym na zakazie handlu okazały się duże sieci marketów. Sprzedaż w nich spadła o 2,7 proc. Ogólnie sprzedaż żywności zmalała o 7,2 proc. Więcej kupowaliśmy za to paliwa, ubrań, samochodów i elektroniki. Te zakupy nie wystarczyły jednak do utrzymania wzrostu konsumpcji.