Dzieciaki masowo grają w gry 18+? „Żaden z moich rówieśników nie został alfonsem, ani nie napadł na bank”

Mariusz Janik
86 proc. rodziców pozwala swoim pociechom bawić się grami komputerowymi przeznaczonymi dla osób starszych, w tym pełnoletnich – wynika z badania Childcare.co.uk. Opisywane w alarmistycznym tonie w mediach wyniki badań nie robią jednak wrażenia na publicyście portalu conowego.pl. – Gry komputerowe są tylko jednym z miliona czynników wpływających na kształtowanie psychiki, charakteru i osobowości – kwituje portal.
86 proc. rodziców pozwala swoim dzieciom grać w gry adresowane do użytkowników starszych. Fot. 123rf.com
Organizacja Childcare.co.uk przeprowadziła badania ankietowe wśród 2000 rodziców dzieci w wieku od 5 do 16 lat, w mniej więcej równych proporcjach płciowych (53 proc. dzieci ankietowanych to chłopcy, 47 proc. – dziewczynki). Z badań jasno wynika, że rodzice traktują ograniczenia wiekowe (znaczniki systemu PEGI na grach) ze sporą dozą dystansu.

86 proc. rodziców pozwala swoim dzieciom grać w gry przeznaczone dla starszych. Ponad połowa pozwala im bawić się grami adresowanymi do osób pełnoletnich. O ironio, wśród rodziców dzieci z grupy wiekowej 10-14 lat, zaledwie 18 proc. pozwoliłoby swoim pociechom obejrzeć film dla pełnoletnich.


Portal conowego.pl odcina się jednak od alarmistycznego tonu, w jakim opisywane są brytyjskie badania. – PEGI często mocno zawyża wymagania wiekowe, a system jest tylko wskazówką dla rodzicow – podkreśla autor opublikowanego na stronach portalu tekstu.

Według niego, badania nie potwierdzają szkód psychicznych, jakie mieliby ponosić nieletni „konsumenci gier”. – Przeciwnie, wskazywano, że gry poprawiają refleks, umiejętność samodzielnego myślenia i wyzwalają kreatywność – kwituje. – Istanieją oczywiście gry, takie jak choćby słynna seria Grand Theft Auto, w których to występuje przemoc, pojawia się prostytucja i narkotyki – przyznaje.

– Żaden z moich rówieśników, z którymi zagrywałem się w poprzednie odsłony serii, nie został alfonsem, nie napadł na bank, ani nie zechciał rozjeżdżać przechodniów za kierownicą samochodu – pointuje jednak.

Znacznie groźniejszy od strzelanek wydaje się być inny, całkowicie realny problem, np. patostreamerzy: videoblogerzy, którzy nagrywają swoje kłótnie, bijatyki, alkoholowe i narkotykowe wyczyny, by udostępniać je w sieci. – Są bardzo często dla dzieciaków alfą i omegą w kwestii życiowych wyborów, zasad postępowania, a nawet moralności – podkreśla autor.

– Moda na patostreamy trwa w najlepsze, a na byciu chamem, prostakiem lub osobą nadużywającą alkoholu da się ostatnio zarobić całkiem spore pieniądze – kwituje. I te zachowania zaczynają się przenosić „do realu”.