Polacy tracą tysiące złotych rocznie na ogrzewaniu mieszkań. Wystarczy, że sąsiad przykręci kurek
Kwoty, jakie spółdzielnie wołają za ogrzewanie mieszkań w bloku potrafią dochodzić do absurdalnych rozmiarów. Pewna mieszkanka Kołobrzegu dostała w tym roku rachunek na 15 tys. złotych, co w normalnych warunkach pozwoliłoby jej na ogrzanie dużych rozmiarów domu jednorodzinnego. - Według moich szacunków aż 16 proc. lokatorów przepłaca za ogrzewanie i to w bardzo znacznym stopniu – opowiada nam Szczepan Barszczewski, radca prawny, który specjalizuje się w odszkodowaniach grzewczych.
To niejedyny tego typu przypadek. Media regularnie informują o mieszkańcach, którzy dostają absurdalne wyliczenia za ogrzewanie. Rok temu „Gazeta Wyborcza” pisała o lokatorach ze spółdzielni „Słoneczny Stok” w Białymstoku. Choć mieszkańcy zakręcali kaloryfery, dostali rachunki opiewające na czterocyfrowe kwoty.
– Bez naszej zgody staliśmy się uczestnikiem gry losowej, w której nigdy nie wiadomo, kto ile w danym roku zapłaci – skarżył się GW jeden z lokatorów.
– Kolejny przypadek - rodzina przyjechała do kraju po latach spędzonych w Anglii i za zaoszczędzone pieniądze kupiła sobie miesięcznie w spółdzielni. Pierwszy rok – rozliczenie za ogrzewanie przychodzi o 3-4 tys. za wysokie. Drugi rok – to samo. Zgłosili się do mnie dopiero po 10 latach okazało się, że przepłacili w tym czasie 30 tys. zł – wspomina Barszczewski.
Niesławne podzielniki kosztów•Przemysław Skrzydło/Agencja Gazeta
Dlaczego jednak tak się dzieje? Wspomniane kwoty bez problemu wystarczyłyby na ogrzanie 200 metrowego, wolnostojącego domu.
Barszczewski jako przyczynę problemów wskazuje tzw. podzielniki kosztów, które są instalowane na grzejnikach w celu sprawiedliwego podziału kosztów jakie ponosi spółdzielnia z racji centralnego ogrzewania. Tyle, że w praktyce wychodzi niezbyt fair.
– Nagrzejnikowe podzielniki kosztów nie są w stanie zmierzyć ciepła pobranego przez mieszkanie poprzez centralne ogrzewanie. Mierzą jakieś jednostki, które nie są określone – mówi radca.
Problem robi się jeszcze poważniejszy, gdy uświadomimy sobie w jaki sposób są naliczane opłaty. Polskie spółdzielnie stosują zazwyczaj system, w którym 50 proc. kosztów ogrzewania to tzw. koszty stałe.
– To pieniądze, które idą na ogrzanie powierzchni wspólnej, rozliczenie opłat stałych, przesyłowych itd., płatnych do Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej – uzupełnia Barszczewski.
Druga połowa to tzw. koszty zmienne. Oblicza się je na podstawie wskazań podzielników.
– One zliczają pełne jednostki np. 100, 200. Zwykle dochodzi jednak do sytuacji, gdy spora część mieszkańców ma minimalne zużycie – 5 czy 10 jednostek. Czyli grzejnik praktycznie nie emituje ciepła. W ten sposób te 50 proc. kosztów rozdzielane jest pomiędzy mieszkańców, którzy nabili większe wartości.
W teorii wszystko się zgadza. Zużywasz więcej – płacisz więcej. Ściany w blokach nie są mają jednak izolacji termicznej – gdy sąsiad zakręci kurek, my musimy rozkręcać grzejniki na „piątkę”, a i tak ciepło ucieka nam do mieszkania obok. Temperatura w obu mieszkaniach jest więc znośna, tyle, że nasz podzielnik pokazuje, że grzejemy jak szaleni, podczas gdy kolega zza ściany jest do bólu oszczędny. Inna sprawa, że czasami do ogrzania mieszkania wystarczy rura doprowadzająca ciepło do lokalu i grzejników rzeczywiście nie trzeba nawet rozkręcać.
"Ok. 16 proc. w każdym bloku przepłaca za koszt ogrzewania i to w istotny sposób"•123rf.com
Co dzieje się dalej? Zdarza się, że poszkodowani lokatorzy idą do sądu. Tutaj udowodnienie spółdzielni błędów w rozliczeniach nie jest jednak proste. Trzeba wykazać błędy w systemie opomiarowania instalacji grzewczej i rozliczania kosztów. Sąd potrzebuje zasięgnąć opinii biegłego, a tych znających się na materii jest niewielu.
– Czasami udaje się przekonać sąd, by spółdzielnia przedstawiła rozliczenia wszystkich mieszkań. Wynika z nich, że ok. 16 proc. w każdym bloku przepłaca za koszt ogrzewania i to w istotny sposób, nie mówimy tu o kilkunastu procentach tylko o kilkunasto lub kilkudziesięciokrotności – mówi Barszczewski.
Nieco inaczej wygląda to za granicą, choćby w Niemczech, gdzie rzeczoznawcy wypracowali normę VDI2077, która wskazania podzielników różnicuje w zależności od bloku czy standardu docieplenia.
– Oczywiście ważna jest też proporcja kosztów zmiennych do stałych. W Niemczech postawili na przewagę tych drugich. Eksperci radzą, by stanowiły nawet 80-90 proc. ogółu kosztów, co spowodowałoby, że różnice w ogrzewaniu mieszkań w tym samym bloku stałyby się naprawdę niewielkie. Moim zdaniem z podzielników można by jednak w ogóle zrezygnować, a opłaty wyliczać na podstawie metrażu, ew. kubatury mieszkania – tłumaczy ekspert.
Problem naciąganych opłat grzewczych dotyczy głównie starszych mieszkań. Te budowane w ostatnich latach mają już zainstalowane ciepłomierze. – W porównaniu z podzielnikami, błędne wyliczenia zdarzają się w ich przypadku sporadycznie – puentuje Barszczewski.
O komentarz do tekstu zwróciliśmy się do Związku Rewizyjnego Spółdzielni Mieszkaniowych RP. Do momentu publikacji nie otrzymaliśmy jednak żadnej odpowiedzi.