“Chcemy, żeby ludzie zaglądali nam do garów”. Współtwórca Fabryki Pizzy szuka inwestorów

Karolina Pałys
O posiadaniu własnej restauracji marzy wielu - czasem w trakcie obiadu w dobrej restauracji, czasem jeszcze trochę po nim. Koniec końców większość z nas dochodzi jednak do słusznego wniosku, że życie restauratora nie polega tylko na “kontroli jakości produktów”, ale na nieustannej walce: o jakość, o klientów, o lepszą jakość, o jeszcze więcej klientów… A gdyby tak mieć ciastko i zjeść ciastko, czyli być współwłaścicielem restauracji, który nie ma na głowie żadnych obowiązków? Da się, pod warunkiem, że ze słodyczy najbardziej lubimy steki.
Grzegorz Kłos, współzałożyciel sieci Ed Red Fot. materiały prasowe
“Zainwestuj w Ed Red S.A” - zachęca właściciel kultowego steakhouseu w ogłoszeniu zamieszczonym na platformie equity crowdfundingowej Beesfund. Czym jest Ed Red nie trzeba tłumaczyć żadnemu miłośnikowi “krwistego”: to właśnie krakowska, a potem warszawska, restauracje jako pierwsze serwowały steki z sezonowanej przez siebie na sucho wołowiny.

Equity crowdfunding to z kolei koncept, z którym zaznajomieni będą raczej ci, którzy częściej niż w restauracjach przesiadują przed ekranami komputerów, śledząc dokonania technologicznych startupów, które właśnie za pośrednictwem ogólnodostępnych platform, takich jak Beesfund, szukają udziałowców.


Kupując akcje Ed Reda nie będziemy się ekscytować spadającymi i rosnącymi słupkami notowań giełdowych - a przynajmniej jeszcze nie przez jakiś czas. Jak jednak zapewnia Grzegorz Kłos, prezes zarządu spółki Ed Red i współtwórca sieci restauracji Fabryka Pizzy, pozyskiwanie inwestorów poprzez crowdfunding, to etap pośredni bo plany rozwoju firmy na najbliższe lata są bardzo ambitne.
Fot. materiały prasowe
Dobry stek to dobre mięso, mocny ogień i grill. To nie jest innowacyjny koncept, a wy stawiacie się w jednym rzędzie ze startupami.

Idea Ed Reda jest innowacją. W 2014 otworzyliśmy w Krakowie pierwszą restaurację, w której sezonuje się mięso na sucho.

Mięso sezonowane na sucho czyli dojrzewające przez kilka tygodni w niskiej temperaturze to przecież koncept znany od wieków.

Zgadza się, to w zasadzie metoda konserwacji mięsa, ale dzięki technologii potrafimy proces ten znacznie usprawnić: kontrolujemy temperaturę, wilgotność powietrza, wentylację i tym samym uzyskujemy unikalny, skoncentrowany, wyrazisty smak.

Dzisiaj zarówno firm, jak i restauracji, które sezonują mięso na sucho jest więcej, ale w 2014 roku byliśmy pionierami. Musieliśmy nauczyć się rozwiązywać problemy dotyczące głównie jakości: chowu, uboju, transportu. Do sezonowania na sucho nie nadaje się mięso ostrzykiwane antybiotykami, pochodzące od zwierząt, które były źle karmione.

Znaczenie ma również poziom Ph, bo wskazuje na poziom stresu zwierzęcia w trakcie uboju. Jeśli jest wysoki, mięśnie się napinają i mięso staje się twarde. Do sezonowania na sucho absolutnie nie nadaje się też mięso mrożone, bo w trakcie mrożenia pękają molekuły tłuszczowe, które przy tego rodzaju obróbce muszą pozostać zamknięte.
Fot. materiały prasowe
Trudniej było znaleźć sprzęt czy dostawców?

Szafę do sezonowania znalazłem po dwóch godzinach grzebania w internecie, a praca nad mięsem to proces, który może zaburzyć wiele czynników. Przykładowo, ten rok był suchy, więc zwierzęta są mniej otłuszczone, a my musimy utrzymywać jakość na stałym poziomie. Nie jest to proste.

Dla gastronomii to był chyba tłusty rok, skoro szukacie inwestorów.

Polski rynek rośnie bardzo dynamicznie, a my chcemy rozszerzać nasz koncept. W związku z tym, potrzebujemy dofinansowania.

W tym roku zmieniły się jednak przepisy dotyczące crowdfundingu - kwota inwestycji znacząco wzrosła. Postanowiliśmy więc, że przez kolejnych kilka lat będziemy korzystać z tej właśnie formy. Docelowo, za trzy lata chcemy się przenieść na giełdę.

Dzięki crowdfundingowi zwiększamy rozpoznawalność i zyskujemy ambasadorów marki. Każdy inwestor, czy współwłaściciel, wiąże się ze spółką nie tylko finansowo, ale i emocjonalnie. Będzie naszym częstym gościem - dla inwestorów przygotowaliśmy specjalny pakiet rabatów i dodatkowych korzyści. Chcemy, aby ludzie czuli, że kawałek sofy czy patelnia na kuchni należą do nich.

Nie boi się pan, że inwestorzy rzeczywiście będą zaglądać wam do garnków?

Zakładam, że nie wszyscy mają książeczki sanepidowskie, więc na kuchnię nie wejdą [śmiech]. Ale z drugiej strony, jeśli inwestorzy będą grać “tajemniczych klientów” i dawać nam feedback - tym lepiej. Nie ma restauracji, w której wszystko zawsze jest idealnie - istotne, w jaki sposób i jak szybko się na te uchybienia reaguje.
Fot. materiały prasowe
Co przeważyło o wyborze tej drogi pośredniej? Czemu nie szukacie inwestora z branży?

Z emisją crowdfundingową wiążą się dużo mniejsze nakłady finansowe niż z wejściem na NewConnect. Dodatkowo, crowdfunding posiada walor PR-owo-wizerunkowy, o którym wspomniałem. Na aktualnym etapie naszego rozwoju jest to rozwiązanie optymalne.

Czy dla mnie, jako dla inwestorki też jest to rozwiązanie optymalne? Zniżki na obiad są miłe, ale co jeszcze mogę zyskać?

Equity crowdfunding to przede wszystkim szukanie okazji: każdy chciałby kupić udziały w Apple’u jeszcze na etapie “garażowym”. My nie jesteśmy startupem - Ed Red powstał 4 lata temu, ja sam zajmuję się tą branżą od 18 lat. Zbudowałem, z moją byłą już, wspólniczką jedną sieć, Fabrykę Pizzy, co uwiarygadnia mnie w oczach inwestorów.

Liczę, że nasi inwestorzy będą dokupywać pakiety, kiedy będzie im się podobać sposób realizacji naszej strategii. W pewnym momencie chcemy im też przygotować dobrą opcję wyjścia z zyskiem, bo po to, w dużej mierze, kupuje się akcje.

Po jakim czasie ten zysk?

Zależy, czy z tytułu dywidendy, czy sprzedaży akcji.

Załóżmy, że liczę na dywidendę.

Dywidendy nie są specjalnie opłacalne z powodu wysokiego opodatkowania. My wolimy reinwestować. Stawiamy na budowę wartości spółki.

W chwili obecnej jesteśmy wycenieni na 10 mln. Debiutując na NewConnect za trzy lata chcielibyśmy mieć wartość na poziomie 30 milionów. Wartość akcji powinna się więc potroić. Tu szukałbym większego zysku, niż w potencjalnych dywidendach.

Takie zapewnienia brzmią bardzo obiecująco, ale nie bardzo mogę je zweryfkować. Nie wydajecie prospektu emisyjnego.

Nie, ale jeśli inwestorzy poproszą nas o dane historyczne czy prognozy, wykraczające poza to, co publikujemy, indywidualnie takie dane wysyłamy. Jeśli ktoś chce zainwestować większe środki, może się ze mną umówić na spotkanie. Dużo informacji jest na stronie www.akcjaedred.pl.

Ile, realnie, jesteście w stanie zyskać i w co zainwestujecie zebrane środki?

Teraz chcemy zebrać milion złotych, który ma nam wystarczyć na najbliższy rok. W przyszłym roku będziemy otwierać nową restaurację w Krakowie. Warszawa i Kraków to nasze centra zarządcze - lokale z rozbudowaną ofertą restauracyjną. W innych większych miastach Polski, takich jak Poznań, Wrocław, Trójmiasto, chcemy rozwijać Ed Redy w systemie operatorskim, skoncentrowane na stekach.

Drugim konceptem są Bary Targowe, z których pierwszy działa już w Warszawie. Będą to miejsca z wysokiej klasy alkoholami - house’ową wódką jest Baczewski, mamy też produkty Polmosu Siedlce.

W Targowym będzie można też zjeść zakąski typowo towarzyszące mocnym alkoholom: będzie tatar, ale nie mielony, tylko siekany, z wysokiej jakości rostbefu, będą dobre gatunkowo galarety, śledzie. Będziemy również prowadzić sprzedaż na wynos. Targowy będzie więc połączeniem baru i delikatesów.
Fot. materiały prasowe
Jak duża będzie sieć Targowych?

Ze względu na niską kwotę inwestycji na poziomie 200 tys. widzielibyśmy je we wszystkich miastach powyżej 100 tys. mieszkańców. Szacujemy, że w trzy lata jesteśmy w stanie otworzyć około 20 takich punktów, działających w systemie operatorskim, czyli takim, w którym menadżer restauracji będzie jednocześnie zaangażowany kapitałowo.

Możliwości logistyczne pozwalają nam też coraz intensywniej myśleć nad otwarciem pierwszej restauracji Ed Red w Berlinie.

Dlaczego akurat tam? Dużo Polaków?

Oczywiście, każdy klient, niezależnie od narodowości, będzie mile widziany, ale chcielibyśmy trafić do niemieckiego gościa.

W Niemczech możemy dać 30-40 proc. wyższe ceny przy identycznym, co w Polsce, food-cost. Inwestycja w lokal też pozostaje na podobnym poziomie. Rosną koszty pracy, ale marża jest znacznie wyższa. Jest to również rynek dużo dojrzalszy, niż nasz, inna kultura wychodzenia do restauracji.
Fot. materiały prasowe
Czyli większa konkurencja.

Tak, chociaż wbrew pozorom, miejsc z mięsem sezonowanym na sucho wcale nie jest tak dużo. Z kolei Polska jest fantastycznym producentem wołowiny, o czym niewiele osób wie, bo 90 proc. produkcji idzie na eksport. Będąc tu na miejscu, mogę mieć to świetne mięso w cenie nieosiągalnej dla tamtego rynku.

Ważną kwestią jest siła nabywcza miast. W Polsce mogę otworzyć, powiedzmy, siedem Ed Redów. Nie otworzę takiej restauracji w mieście poniżej 200 tys. mieszkańców - ludzi nie będzie stać na stek tak często, jakbym chciał. W Niemczech, przy naszych proponowanych cenach, mamy potencjał rozwoju na poziomie 30 restauracji.

A bardziej śmiałe marzenia? Wyobrażą sobie pan Ed Reda w Argentynie?

Nie, tam nie [śmiech]. Podobnie absurdalnym pomysłem byłoby chyba tylko otwarcie pierogarni w Krakowie przez Argentyńczyków.