Tani smartfon to proszenie się o kłopoty. "Koszmar bezpieczeństwa"
Choć niebotycznie wysokie ceny niektórych smartfonów przyprawiają o zawroty głowy, to zazwyczaj kosmiczna cena idzie w parze z jakością, również pod względem bezpieczeństwa. Okazuje się bowiem, że w czasach coraz większej finezji cyberataków, słabo zabezpieczony telefon to proszenie się o kłopoty. A niestety, zwykle właśnie takie są tanie smartfony.
Według najnowszego raportu serwisu Fast Company, używanie taniego smartfonu, to ryzykowny interes. Choć ich cena jest zdecydowanym atutem, w rzeczywistości wiąże się z licznymi kompromisami. Jednym z istotniejszych jest kwestia bezpieczeństwa użytkownika takiego telefonu.
W porównaniu do komputerów stacjonarnych, smartfony zbierają o wiele więcej danych o swoich użytkownikach, w tym dane dotyczące zdrowia, dane geolokalizacyjne wysyłane w czasie rzeczywistym czy dane marketingowe. Tym samym telefony stają się skarbnicami wiedzy o swoich właścicielach - dostarczają informacji do jakich sklepów chodzą, czy uczęszczają do kościoła, jak wysokie płacą rachunki, a nawet jak wygląda ich cykl menstruacyjny.
Jak podaje Fast Company, obecnie około 2 miliardów użytkowników z internetu korzysta jedynie za pośrednictwem smartfona, zaś do 2025 roku ta liczba wzrośnie do 3,7 miliardów. Nie byłoby to problemem, gdyby telefony były dobrze zabezpieczone. Jednak ze smartfonów w ten sposób korzystają głównie osoby o najniższych dochodach, których nie stać na drogi, uzbrojony w zabezpieczenia telefon.
Koszmar dla bezpieczeństwa
Zaś według raportu niemal wszystkie spośród tańszych - czyli bardziej dostępnych dla niezamożnych konsumentów - telefonów stwarzają duże zagrożenie dla prywatności swoich użytkowników. Prywatne dane korzystających z tanich smartfonów osób są w ten sposób zagrożone ze strony ataków hakerów czy nieuczciwych firm technologicznych.
Jednym z tanich i stwarzających realne zagrożenie telefonów jest popularny na Filipinach telefon o nazwie MYA2 z nieaktualizowanym systemem operacyjnym Android, który kosztuje jedynie... 17 dolarów. Eksperci branżowi nazywają go „koszmarem dla prywatności i bezpieczeństwa”.
Obecnie cyfrowych włamań jest coraz więcej. Poza komputerem czy smartfonem, hakerzy mogą dostać się nawet do samochodu. Specjaliści od bezpieczeństwa z University of Washington i University of California włamali się zdalnie do elektronicznych systemów w nowoczesnych samochodach. Mogli sprawdzić jego położenie na GPS-ie, odpalić silnik, otworzyć drzwi, a nawet hamować – i to każdym kołem indywidualnie, co wpływa oczywiście na tor jazdy.
Tymczasem wciąż wielu użytkownikom bardziej niż na bezpieczeństwie, zależy na wygodzie. Według raportu firmy SplashData najpopularniejszym hasłem 2014 roku było... „123456”. Na drugim miejscu znalazło się „password”, a na trzecim „12345”.