“Nie grozi mi kozakowanie”. Twórca Brand24 szczerze o sukcesie i porażce
Śledząc pobieżnie wzmianki na temat jego firmy można odnieść wrażenie, że Michał Sadowski to cudowne dziecko internetu, a jego firma - Brand24 - jednorożec, który z kopyta ruszył na podbój niezagospodarowanego wcześniej zakątka internetu. Prawda jest zupełnie inna, a to jak dzisiaj postrzegany jest zarówno sam Sadek, jak i jego narzędzie do monitoringu sieci, to efekt ciężkiej pracy i pasji.
Wychodząc z założenia “nie musisz być pierwszy, wystarczy, że będziesz najlepszy”, Sadowski wraz ze wspólnikiem postanowili stworzyć narzędzie, które będzie reagowało szybciej i skuteczniej od innych. Koniec końców - udało się, ale na moment, w którym z Brand24, poza setkami firm na całym świecie, zacznie korzystać na przykład Biały Dom, jego założyciele musieli czekać kilka lat. I nie były one przesadnie urodzajne.
O sukcesie zadecydował upór i ludzkie podejście do promocji marki, która od początku miała twarz: Michała Sadowskiego. Wieść o “czelendżach”, w których wywoływany do internetowej tablicy prezes Brand24, potrafił skomentować wzmiankę o swoim nazwisku w kilka sekund od jej publikacji, rozchodziły się niczym filmiki z kotami jeżdżącymi na samobieżnych odkurzaczach. Trudno o lepszą reklamę. Trudno też o bardziej wyczerpującą pracę na pełny etat.
I mimo tego, że sieć to dość kapryśne i nieprzewidywalne środowisko pracy, Sadowski twierdzi, że nie wyobraża sobie zawodowego życia gdzie indziej. Chyba, że zabraknie internetu. Kim będzie wtedy - sprawdzicie w naszym wywiadzie.