Koronawirus nie lubi świeżego powietrza. Eksperci zachęcają do wychodzenia z domów

Patrycja Wszeborowska
Jak wynika z najnowszych analiz źródeł zakażeń koronawirusem, choroba najłatwiej przenosi się pod dachem. Doniesienia te mogą przyspieszać proces otwierania przestrzeni publicznych na świeżym powietrzu, takich jak parki czy plaże.
Aktywności na świeżym powietrzu niosą mniejsze ryzyko zakażenia, niż te wykonywane w zamkniętych pomieszczeniach. Fot. Jacek Marczewski / Agencja Gazeta
O odkryciach donosi portal The Hill. Naukowcy m.in. z amerykańskiego Centrum ds. Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC) czy Agencji ds. Żywności i Leków (FDA) mają coraz więcej dowodów na to, że na dworzu trudniej zakazić się koronawirusem.

– Badania sugerują, że aktywności na świeżym powietrzu przy wyższych temperaturach narażają na zakażenie koronawirusem mniej niż te wykonywane w przestrzeniach zamkniętych – informuje Scott Gottlieb z Agencji ds. Żywności i Leków.

Oczywiście eksperci podkreślają, że przebywanie na dworzu nie powinno być postrzegane jako zupełnie bezpieczne. Ryzyko zakażenia jest niższe jedynie w przypadku zachowywania dwumetrowych odległości i przestrzeganiu zasad higieny. Jeśli już wychodzimy na zewnątrz, to unikajmy tłumów.


Mniejsze ryzyko zakażenia wynika z faktu, że wiatr szybko rozdrabnia cząsteczki wydychanego powietrza, w którym może znajdować się wirus i znacznie utrudnia przenoszenie zarazków z chorej osoby na zdrową. Na zewnątrz ryzykiem jest jedynie zbyt bliska odległość i wymiana kropelkowa z zakażonym, gdy np. ten kichnie, kaszlnie lub bezpośrednio chuchnie.

– Cieszmy się naturą. To dla nas dobre, zaś ryzyko zakażenia jest bardzo małe – mówi Tom Frieden, były dyrektor CDC.

Zależność między siedzeniem w domach a przebywaniem na świeżym powietrzu zauważył również gubernator stanu Nowy Jork, Andrew Cuomo. Okazało się, że do tamtejszych szpitali w większości trafiają ludzie, którzy surowo przestrzegali nakazu pozostania w domu. – 66 proc. to ludzie, którzy przebywali w domu, to szokujące – mówił.