Wsparcie od rządu wciąż nie dotarło. Tak polskie restauracje walczą z kryzysem

Katarzyna Florencka
Samo otwarcie ogródków nie pozwoli restauratorom odrobić strat spowodowanych przez koronawirusa – nawet po ich otwarciu trzonem biznesu będą dostawy. Kryzys pokazał jednak branży gastronomicznej, że warto trzymać się razem. W wyniku tych doświadczeń grupa restauratorów z inicjatywy WspieramGastro postanowiła założyć spółdzielnię.
Restauratorzy uważają, że otwarcie ogródków w ramach rozmrażania gospodarki nie będzie oznaczało końca kłopotów gastronomii. Fot. Iwona Burdzanowska / Agencja Gazeta
O aktualnej sytuacji branży i planach związanych ze spółdzielnią opowiada mi Enio Chłapowski-Myjak, przedstawiciel inicjatywy #WspieramGastro oraz właściciel warszawskiej restauracji i cocktail baru Mr. OH.

Pierwszy raz rozmawialiśmy na początku kwietnia: mijały właśnie dwa pierwsze tygodnie zamknięcia restauracji, a działalność inicjatywy #WspieramGastro się rozkręcała. Jak sprawy się mają po ponad miesiącu?

Nie da się ukryć, że jest ciężko. Walczymy cały czas z tymi zmniejszonymi obrotami jak się da, wymyślamy nowe usługi i produkty…

Korzystał pan ze środków oferowanych w ramach tarczy?


W tym momencie, jeśli chodzi o gastronomię, sytuacja ogólnie wygląda tak, że jeszcze nie dostaliśmy – przynajmniej ani ja, ani Tomek (Czudkowski, właściciel Ale Wino) – żadnego wsparcia od rządu. Jesteśmy też na bieżąco z innymi restauratorami i wygląda to tak, że wszystko działa powolnie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że zamknięcie restauracji trwa już prawie dwa miesiące.

A wieść niesie, że lada chwila restauracje mają być ponownie otwarte

Akurat to potencjalne otwarcie wciąż nie daje dużo nadziei na uratowanie restauracji: z tego, co słyszymy, może ono dotyczyć tylko ogródków i wciąż z dużymi ograniczeniami. Do tego podchodzimy więc ostrożnie, bez jakiegoś hurraoptymizmu.

Wiadomo, że im szybciej, tym lepiej, ale też zdajemy sobie sprawę, że to nie do końca zależy od woli rządzących czy od nas. Jeśli ludzie nie będą się czuli bezpiecznie, to nie przyjdą tak czy siak: domyślam się, że gdyby dzisiaj nagle otworzyły się wszystkie restauracje, to i tak nie będą one pękać w szwach.
W pierwszej kolejności restauratorzy będą mogli otwierać popularne latem ogródki.Fot. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta
Tuż przed świętami ruszyła platforma do zamawiania jedzenia wspieramgastro.warszawa.pl, z której warszawskie lokale mogą korzystać bez płacenia marży. Jaki sobie radzi?

Właśnie podsumowaliśmy jej pierwszy, niepełny miesiąc działania. I dobrze to wygląda: bez większych działań reklamowych z naszej strony udało nam się wygenerować ponad 370 tys. zł przychodu dla restauratorów w Warszawie.

To oznacza, że restauratorzy zaoszczędzili, ponad 100 tys. zł, które w normalnym wypadku poszłyby do platform typu Uber Eats – a to już istotna liczba, przekładająca się na kilkadziesiąt minimalnych wynagrodzeń dla pracowników.

Planujecie ją dalej rozwijać?

Na pewno widać już, że dostawy będą stanowiły główny trzon przychodów restauratorów, nawet po otwarciu tych ogródków. Stąd wziął się pomysł, żeby platformę rozszerzyć na całą Polskę i udostępniać ją nawet po kwarantannie.

A czym to będzie się różniło od innych platform?

Nasza platforma będzie działała w formie spółdzielni: jesteśmy właśnie w trakcie jej rejestracji, wraz z grupą restauratorów, którzy aktywnie angażują się w działalność #WspieramGastro. Ale będą mogli dołączyć do nas restauratorzy z całej Polski.

Zresztą spółdzielnia będzie polegała nie tylko na udostępnianiu narzędzi do zamawiania online. Zamierzamy również na inne sposoby zabiegać o interesy restauracji. To będzie chociażby polegało na tym, że jako grupa będziemy mogli wynegocjować lepsze ceny czy lepsze umowy na jakieś usługi. Nie da się ukryć, brzmi to ambitnie. Powiedziałabym, że to dość nieoczekiwany efekt tego całego kryzysu.

To będzie coś, czego jeszcze chyba nie było na skalę światową, bo jednak restauratorzy zazwyczaj działają indywidualnie. Ale choć pierwotnie po zamknięciu restauracji zaczęliśmy się organizować w celu rozmów z rządem i samorządem, tak teraz patrzymy dalej w przyszłość.

Sytuacja jest trudna, a wielu z nas z dnia na dzień musiało wprowadzać rozwiązania, o których wcześniej nie myśleliśmy. I dotyczy to wszystkich w gastronomii, niezależnie od wielkości. Mniejsi restauratorzy, którzy mogli nawet nie mieć obecności w internecie, nagle zaczęli prowadzić sprzedaż na wynos czy z dowozem. A z dużych graczy mamy na przykład Charlotte, które dostrzegło, że potężny biznes dla nich może stanowić... dowożenie chleba.

To tylko pokazuje, że takie kryzysy zmuszają nas do kreatywności. Ale łatwiej jest przez nie przechodzić, prowadzić biznes wspólnie – i dlatego też zakładamy spółdzielnię, która będzie należeć do każdego jej członka.