Gospodarczy bojkot Polski wschodniej to głupota. Pat, który jeszcze bardziej nas dzieli

Leszek Sadkowski
- Nie będę jeździć na Podlasie, Podkarpacie i w Lubelskie, kupować stamtąd żywności, ani z nimi zawierać kontraktów - coraz więcej takich i podobnych zapowiedzi pojawia się w mediach społecznościowych. Jak przełoży się to na realne życie i jakie mogą być tego skutki?
Polska Wschodnia żyje głównie z rolnictwa. Mieszkańcy wielkich miast chcą bojkotować jej produkty. 123rf.com

Co dalej z nami?

Mało kto pamięta już dziś, że jednym z pierwszych "buntowników" był reżyser Andrzej Saramonowicz - to on w 2018 r. opublikował wpis na Facebooku, w którym zachęcał do bojkotu województwa podkarpackiego.

- "My – strefa wielkomiejskiego bezeceństwa i rozpusty – powinniśmy tam przestać jeździć na wakacje letnie i zimowe. Zostawiajmy kupę naszego szmalu poza strefą życia po prostu. I powinniśmy też przestać kupować produkty pochodzące z Podkarpacia. Zrobimy sobie listę firm stamtąd i zaczniemy je – jedna po drugiej – konsekwentnie bojkotować. I zobaczymy, komu pierwszemu rura zmięknie" – napisał Saramonowicz.


Chodzi i chodziło oczywiście o bojkot wyborczy mieszkańców większych i mniejszych miast, którzy sprzeciwiają się jakiemukolwiek finansowaniu mieszkańców i biznesów ulokowanych we wschodniej części kraju, która od lat głosuje na partie populistyczne, przez co uznawana jest przez mieszkańców wielkich miast coraz powszechniej za środowiska roszczeniowe i cywilizacyjnie zacofane.

Poglądy są i bywają różne ale jest też mniejszość z tych regionów (na ogół też właśnie mały lub średni biznes), która nie głosowała na kandydata partii rządzącej ale wschód kraju zamieszkuje. Ci słusznie pytają - co dalej z nami i naszymi biznesami?

Europa się dziwi

W tym roku po 26 latach partnerskich relacji gmina Saint-Jean-de-Braye we Francji zawiesiła stosunki z gminą Tuchów. Podobny sprzeciw wobec powstawania w Polsce "stref wolnych od LGBT" próbowały okazać partnerskie miasta z Niemiec i Holandii.

Podobnie Lambres-Lez-Douai z Francji, które zapowiadało zawieszenie oficjalnych stosunków ze Starym Sączem.

Bo świat Zachodu coraz mniej akceptuje to, co dzieje się w Polsce i też się w jakiś sposób wobec tego buntuje: - "Żeby zrozumieć wagę tych wyborów, cofnijmy się o kilka dni, do jednego z wywiadów, którego udzielił Jarosław Kaczyński, prezes rządzącego PiS. To on w rozmowie z konserwatywnym katolickim radiem ocenił, że Rafał Trzaskowski nie ma „polskiej duszy” – podaje brytyjski „The Guardian”.

Gazeta dodała, że Kaczyński mówił o Trzaskowskim, jako zwolenniku „antypatriotycznej” restytucji mienia żydowskiego czy „ofensywie LGBT”.

- Ta mentalność – nacjonalistyczna, prześladująca i trująca wobec mniejszości – położyła się cieniem na polskim życiu publicznym przez ostatnich pięć lat. Po zwycięstwie Dudy, PiS ma wolną rękę aż do 2023 r. – podsumował dziennik.

Głównie produkty spożywcze

Tak coraz wyraźniej postrzegana jest Polska na Zachodzie, co może przełożyć się na odebranie nam różnego rodzaju środków pomocowych, np. na odbudowę gospodarki po pandemii. Widać zatem jak polityka i politycy (utrzymywani przez wszystkich płacących podatki) po raz kolejny podzielili i tak już solidnie skłócony i skonfliktowany kraj oraz jak to jest odbierane na świecie.

Przyjrzyjmy się jednak temu co może się stać, gdyby pewna część Polaków z wielkich miast zbojkotowała produkty wytwarzane na wschodzie. I jakie marki byłyby najbardziej nim zagrożone?

Na pewno owoce i warzywa oraz produkty spożywcze - pojawia się wiele głosów osób mówiących o tym, że w sklepach będą wybierać warzywa i owoce z zagranicy, choć to może być problemem także dla rolników i sadowników z innych regionów kraju.

Wydaje się, że te zapowiedzi raczej nie będą groźne i prawdopodobnie szybko zostaną zapomniane, co nie uderzy zbytnio po kieszeni producentów.

Dużo groźniejsze mogą być inne - otóż wydaje się realne, że Podkarpacie, Lubelskie i Podlasie mogą zapomnieć o tym, że pewna część "miastowych" uda się tam za urlop. A przez to ucierpią lokalni usługodawcy, prowadzący np. gospodarstwa agroturystyczne.

Wiemy, że niektórzy bojkotują np. stacje Orlenu i Lotosu czy sklepy sieci Żabka, której właściciel wspiera imperium Tadeusza Rydzyka, nie mówiąc już o prasie czy mediach prorządowych, które finansowane są głównie ze środków publicznych.

- Co wy na to, żeby teraz „zbanować” Podkarpacie i pokazać im, że my tam nie jeździmy? Zobaczymy jak im Duda pomoże - pisze na Twiterze marekzegarek.

Ale są również przedsiębiorcy z miast zapowiadający bojkot firm ze Wschodu, co może być dość skomplikowane dla tamtejszych producentów. Wiele innych osób może bojkotować np. lubelskie piwo Perła, mleko Łaciate z Podlasia czy produkty Mlekovity.

Mlekovita nie udziela oficjalnych komentarzy w tej sprawie. Firma powiedziała nam, że jest największą grupą mleczarską w Europie Środkowo-Wschodniej i posiada 20 swoich zakładów i 32 hurtownie firmowe na terenie całej Polski, m.in. w województwach: zachodniopomorskim - zakład w Pyrzycach oraz hurtownię w Koszalinie, wielkopolskim- zakłady oraz hurtownie firmowe w Kościanie, Kaliszu i Koźminie Wielkopolskim, dolnośląskim – hurtownia w Wałbrzychu, opolskim – hurtownia w Kluczborku, warmińsko – mazurskim – zakłady oraz hurtownie w Lubawie, Morągu, Suszu i Działdowie, łódzkim- hurtownia w Łodzi oraz mazowieckim – 2 zakłady w Baranowie oraz hurtownia w Warszawie,

- Na Podlasiu w Wysokiem Mazowieckiem znajduje się siedziba centrali naszej firmy - informuje zarząd Mlekovity. Podobnie jest w przypadkach innych znanych marek pochodzących ze wschodu Polski.

Ostrego komentarza w tej sprawie udzielił na dzisiejszej konferencji prasowej minister rolnictwa i rozwoju wsi Jan Krzysztof Ardanowski, który powiedział, że po latach wstydzenia się tego, co polskie przyszedł wreszcie czas na śmiałe demonstrowanie walorów naszej żywności.

- Powinniśmy być z niej dumni, i coraz częściej tak się dzieje, i nie zmienią tego powyborcze próby przegranych frustratów, którzy próbują hejtować polskich rolników, a zwłaszcza ich produkty, szczególnie z terenów, na których prezydent Andrzej Duda zdobył zdecydowaną większość głosów - stwierdził Ardanowski.

Sytuacja bez wyjścia

Zbyt wielu popularnych i powszechnie znanych towarów we wschodniej Polsce nie ma więc ewentualny bojkot dotknąć może niewielką część produktów i to raczej na krótki okres. Bo takie bunty dość szybko mijają, może poza tym, że nie będzie się na wschodzie spędzało wakacji. Ten może być trwalszy.

Tymczasem jak wynika z mapki głosowania, województwa w których wygrał Andrzej Duda wytwarzają tylko 26,2 proc. PKB. Są to: podlaskie, łódzkie, lubelskie, podkarpackie, małopolskie i świętokrzyskie. Stanowią one tylko 26,2 proc. PKB. Reszta kraju wytwarza 73,8 proc. PKB.

Nie da się też ukryć, że 81 proc. łącznej grupy rolników wybrało Dudę, przez co część jego przeciwników w sklepach zastanowi się nad tym, jakie produkty kupić. Jak pamiętamy alians miasta ze wsią zawsze był trudny, o czym pisał już Wyspiański czy Gombrowicz.

No i kluczowa sprawa - dużą część elektoratu obecnego prezydenta i jego partii, poza rolnikami, stanowią emeryci, renciści, a większość z nich ma wykształcenie podstawowe albo zawodowe.

Te osoby zdaniem socjologów są w większości nieproduktywne lub mało produktywne i żyją na ogół z transferów socjalnych, co znaczy, że w żaden praktycznie sposób nie da się ich zbojkotować. W szerszym ujęciu cały ten pat zbyt dobrze na przyszłość nie wróży.