Morawiecki broni podatku od mediów. Polscy dziennikarze protestują: to haracz

Krzysztof Sobiepan
Premier Morawiecki przekonuje, że proponowany "podatek od mediów" ma być sposobem na ściągniecie daniny z koncernów internetowych takich jak Google, Facebook czy Apple. Polscy dziennikarze wskazują zaś, że proponowania opłata to po prostu haracz. Jest duża szansa, że nie przeczytacie dziś nic na ulubionym portalu – trwa protest "Media bez Wyboru".
Premier Mateusz Morawiecki broni podatku od mediów. Fot. Youtube.com / Kancelaria Premiera
Podczas wtorkowej konferencji prasowej premier przedstawiał stan polskich finansów. Lecz został też zapytany o tzw. podatek od mediów i reklamy.

– Czy chodzi o to, by osłabić, lub wręcz zlikwidować wolne i niezależne media, tak jak to się stało np. na Węgrzech – zapytał wprost jeden z dziennikarzy, którego cytuje Money.pl.

Morawiecki zapewniał jednak, że nowa opłata ma być sposobem na opodatkowanie internetowych gigantów, wśród których wymienił Google, Facebook czy Apple.

– Nie może być tak, że biedni stają się coraz biedniejsi, bo bogaci stają się coraz bogatsi – powiedział. – W sytuacji tak gwałtownych zmian w gospodarce, które obserwujemy na co dzień (...) systemy podatkowe świata muszą za tym wszystkim nadążać - mówił szef rządu.


Sposobem na to jeszcze niedawno miał być gorąco debetowany w UE i na świecie podatek cyfrowy. Dyskusje w ramach Rady Europejskiej, Komisji Europejskiej oraz OECD znacząco się jednak przedłużają, a niektóre kraje zaczynają się wyłamywać z planu jednolitego opodatkowania. Pod koniec ubiegłego roku własną drogą poszła m.in. Francja.

Premier powiedział, że także i Polska nie może dłużej zwlekać. – Cierpliwie czekaliśmy do 2020 r., ale okazało się, że to była tylko gra na czas. Dlatego śladem Francji, Hiszpanii i Włoch nie chcemy już dłużej czekać i wdrażamy rozwiązania, które mają w znacznym stopniu odpowiedzieć na ten nowy cyfrowy świat, który pojawia się w okienkach naszych telewizorów, komputerów, telefonów – zaznaczył Morawiecki.
Czytaj także: Wszystko, co musisz wiedzieć o nowym "podatku od reklam". Pieniądze mogą pójść... do TVP

Media bez wyboru – protest dziennikarzy ws. opłaty od mediów i reklamy

W INNPoland.pl pisaliśmy o kontrowersyjnym podatku już wcześniej. Tzw. składka z tytułu reklamy obejmie portale internetowe, jak i tradycyjne media, a także kina oraz m.in. firmy oferujące zewnętrzne nośniki reklam

Opłata ma obowiązywać od lipca 2021 r., a Ministerstwo Finansów szacuje, że już rok później przyniesie ona wpływy do skarbu państwa na poziomie ok. 800 mln zł.

Według rządu podatek sprawi, że "media pomogą w zwalczaniu skutków Covid-19". Pieniądze będą bowiem podzielone między NFZ, Narodowy Fundusz Ochrony Zabytków oraz nowo tworzony fundusz wsparcia kultury w obszarze mediów.

Ten ostatni punkt może jednak budzić wątpliwości. "35 proc. wpływów ze składek od reklam trafi do nowo powołanego funduszu i zostanie spożytkowane na kreację i produkcję nowoczesnych projektów medialnych, w tym budowę i rozwój kanałów i platform informacyjnych (m.in. audycji radiowych i telewizyjnych, portali internetowych)" – pisze ministerstwo finansów.

O rozdziale środków zadecyduje 5-osobowa komisja, w której zasiądą dwaj przedstawiciele ministerstw. Nietrudno sobie więc wyobrazić, że fundusze z podatku mogą trafić na przykład do... Telewizji Polskiej.
W związku z planem wprowadzenia opłaty w środę 10 lutego trwa szeroki protest polskich mediów pod hasłem "Media bez Wyboru". Ponad 40 podmiotów z różnych kategorii medialnych opublikowało we wtorek list otwarty do do władz RP, w grupie tej znalazł się m.in. serwis naTemat.pl, Polska Press Grupa, Ringier Axel Springer Polska, Gremi Media czy TVN. Dziś wiele serwisów jest zaś wyciemnionych.

"Jest to po prostu haracz, uderzający w polskiego widza, słuchacza, czytelnika i internautę, a także polskie produkcje, kulturę, rozrywkę, sport oraz media" – czytamy w liście, który wymienia także szereg negatywnych aspektów tego typu opłaty.