5 minut zamiast 300. Tyle trwa podanie leku na szpiczaka plazmocytowego. Niestety nie w Polsce
W medycynie nowoczesne rozwiązania to nie zawsze wynalezienie nowej cząsteczki leku czy zastosowanie nieznanej nikomu technologii. Na wagę złota jest chociażby prosty, bezpieczny sposób podania leku. Tak się stało z daratumumabem stosowanym w leczeniu szpiczaka plazmocytowego. Lek może być podawany podskórnie, a nie tylko dożylnie. Niestety nie w Polsce.
O szpiczaku plazmocytowym:To nieuleczalny nowotwór złośliwy układu krwiotwórczego zaliczany do chorób rzadkich - stanowi 1–2% wszystkich nowotworów. Wszystkich chorych jest w Polsce ok. 10 tysięcy. Przeważnie choroba wykrywana jest u osób w wieku 60-70 lat, częściej u mężczyzn. Ostatnie doniesienia wskazują jednak, że wśród pacjentów ze szpiczakiem plazmocytowym jest coraz więcej osób poniżej 40. roku życia. U pacjentów ze szpiczakiem stosuje się przeszczep komórek macierzystych szpiku kostnego (najczęściej autologiczny). Nie jest to jednak metoda ooptymalna dla każdego pacjenta i nie gwarantuje całkowitego wyzdrowienia. Szpiczak to choroba nawrotowa, która na każdym etapie wymaga elastycznego podejścia w doborze i zastosowaniu terapii.
Zostać w szpitalu, czy wyjść po 5 minutach?
Wspomniany daratumumab podawany dożylnie zmusza pacjenta do pozostania w szpitalu nawet dwa dni. Zastrzyk podskórny to zaledwie kilka minut, po których chory może jechać do domu. Czysta oszczędność czasu chorego człowieka ale też czasu pielęgniarek, lekarzy, nie mówiąc już o niezajmowaniu szpitalnego łóżka, które może być potrzebne dla innego, ciężko chorego pacjenta.
– Podanie podskórne daratumumabu trwa 5 minut. Dożylne kilka godzin. Mamy doświadczenie, ponieważ zamawialiśmy wersję leku podawaną podskórnie w ramach RDTL. To naprawdę niesamowity komfort dla pacjenta. Niestety jesteśmy jedynym krajem w Europie, w którym pacjenci nie mają dostępu do podskórnej wersji daratumumabu. Było wiele apeli, listów do resortu zdrowia ale niestety to nic nie zmieniło – mówi nam prof. dr hab. n. med. Artur Jurczyszyn, hematolog, kierownik Ośrodka Leczenia Dyskrazji Plazmocytowych z Katedry Hematologii Wydziału Lekarskiego UJ CM oraz Oddziału Klinicznego Hematologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Jeden osobo-dzień pobytu na oddziale onkologicznym czy hematologicznym to koszt ok. 500-600 zł plus koszt podanych leków. Jeśli przyjmiemy, że chory na podanie dożylne leku musi zostać nawet dwa dni w szpitalu, to rachunek jest prosty - koszt leczenia wzrasta o ponad 1000 zł. W przypadku podawania daratumumabu, zupełnie niepotrzebnie.
– Trzeba pamiętać, że jeśli pacjent odpowiada na leczenie daratumumabem, to lek podawany jest przez lata. Stosuje się dawkę przypominającą raz w miesiącu. To bardzo nowoczesny sposób immunoterapii. Pacjenci bardzo czekają na wersję podskórną tego leku – podkreśla specjalista.
Dla nich COVID-19 jest szczególnie niebezpieczny
Dochodzi jeszcze bardzo ważna kwestia, szczególnie u pacjentów chorych na szpiczaka plazmocytowego - osłabiona odporność. Ci pacjenci, nawet zaszczepieni, są bardziej podatni na zakażenie SARS-CoV-2 i ciężkie przejście COVID-19. Zmarły niedawno z powodu COVID-19, były sekretarz stanu USA Colin Powell chorował na szpiczaka plazmocytowego i mimo, że był zaszczepiony nie zdołał pokonać koronawirusa.
Ten głośny i smutny zarazem przypadek, niestety pokazuje jak bardzo powinniśmy chronić osoby ze szpiczakiem plazmocytowym przed zakażeniem tym koronawirusem. A to oznacza, że chorzy powinni spędzać jak najmniej czasu w placówkach ochrony zdrowia.
Jak wskazują specjaliści, pacjenci chorujący na szpiczaka plazmocytowego są wyjątkowo podatni na choroby wirusowe i bakteryjne (ok. 7–10-krotnie większe ryzyko infekcji). Leczenie szpiczaka może prowadzić do niedoborów odporności humoralnej, hipogammaglobulinemii i upośledzonej odpowiedzi komórek B na SARS-CoV-2. Pacjenci ze szpiczakiem mają również zwiększone ryzyko wtórnych zakażeń.
123RF
Organizacja pracy może być łatwiejsza
Jak tłumaczy Ksenia Durajczyk, pielęgniarka pracująca z chorymi na szpiczaka, lekarze i pielęgniarki muszą zaplanować przyjęcia tak, aby rozłożyć ich liczbę na każdy dzień tygodnia, przez co zachować dystans
pomiędzy chorymi.
– Przed pandemią przygotowywaliśmy pacjentów do transplantacji autologicznej podając chemioterapię w trybie dziennym, dzięki czemu pacjent mógł tego samego dnia udać się do domu. Teraz ta metoda nie funkcjonuje ze względu na niebezpieczeństwo zarażenia wirusem SARS-Cov-2. Pacjenci otrzymują
leczenie w trybie pełnej hospitalizacji. Takie sytuacje sprawiają, że lista oczekujących na przyjęcie wydłuża się – wyjaśnia pielęgniarka.
I tłumaczy, że leczenie podskórne, które skraca czas pobytu w szpitalu w przypadku pacjentów ze szpiczakiem, jest także pośrednim ułatwieniem dla innych pacjentów i lekarzy, którzy z powodu pandemii muszą w szczególny sposób planować „przepustowość” placówek medycznych.
Miejmy nadzieję, że polscy pacjenci ze szpiczakiem plazmocytowym będą mogli w końcu skorzystać dobrodziejstwa jakie daje podanie podskórne leku. To zwyczajnie opłaca się dla pacjenta i szpitala.