Ciężko ci rzucić palenie? Są kraje, w których jest to trudniejsze (ale i takie, które pomagają)

Redakcja INNPoland
Nikotyna jest substancją uzależniającą — co do tego nie ma wątpliwości nikt, kto kiedykolwiek zapalił papierosa, a potem przez kilka lub nawet kilkadziesiąt regularnie powtarzał ten rytuał. Przerwanie błędnego koła nałogu nie należy więc do rzeczy łatwych, ale w związku z coraz szerszą dostępnością różnego rodzaju “wspomagaczy” nie jest niemożliwe. Są jednak kraje, w których ta sztuka wciąż wymaga wyjątkowo silnej woli.
Fot. Unsplash.com / Mathew MacQuarrie
Palenie można rzucać na kilka sposobów. Najpowszechniejszym i jednocześnie najtrudniejszym, podejściem jest kategoryczne odcięcie od nikotyny. Wypalamy ostatniego papierosa i, w idealnym świecie, trzymamy się z dala od nikotyny do końca życia.

W świecie idealnym zapału abstynenta starczy nam na kilka tygodni, w porywach — miesięcy. Prawdopodobieństwo powrotu do nałogu jest bowiem spore — rok bez papierosów – jak mówią statystyki - przetrwa zaledwie około 8 proc. palaczy.

Nieco lepsze wyniki osiągają ci, którzy nie polegają jedynie na harcie swojego ducha, ale sięgają po pomoc. Do dyspozycji palaczy, którzy chcą stopniowo ograniczyć przyjmowanie nikotyny, są różnego rodzaju alternatywy. Gumy czy plastry, czyli nikotynowa terapia zastępcza to jedna z możliwości.


Druga to produkty bezdymne, które dostarczają do organizmu nikotynę, ale nie szkodliwe substancje smoliste. Mowa tu o e-papierosach czy podgrzewaczach tytoniu, których jest na ryku coraz więcej, a wśród nich np. glo hyper.

Obie te grupy produktów są w Polsce dostępne, więc palacze, którzy nie potrafią definitywnie i stanowczo zerwać z nałogiem nikotynowym, mogą rozważać przerzucenie się na te potencjalnie mniej szkodliwe dla zdrowia opcje i potraktowanie ich jako tzw. "fazy przejściowej". Wśród produktów nikotynowych redukujących ryzyka zdrowotne związane z paleniem tytoniu, niektórzy naukowcy także wskazują saszetki nikotynowe, od niedawna dostępne także w Polsce.

W środowisku medycznym pojawiają się głosy, że tego rodzaju strategia, znana jako strategia redukcji szkód, to podejście, które należy rozpropagować możliwie jak najszerzej. Wielu pulmonologów jest zdania, że im swobodniejszy dostęp do e-papierosów i innych produktów bezdymnych, tym większa korzyść społeczna wynikająca ze zmniejszającego się odsetka osób chorujących i umierających na choroby odpapierosowe.

Są jednak kraje, które pomimo sprzedaży papierosów, nie tylko nie promują produktów bezdymnych, ale wręcz utrudniają dostęp do nich.

– Absurdem w Australii jest np. to, że o wiele łatwiej jest kupić znacznie bardziej szkodliwe papierosy, niż waporyzatory. Nie możemy zignorować świadectw milionów vaperów, którzy rzucili palenie i przeszli na mniej szkodliwe e-papierosy – mówił podczas zeszłorocznego E-Cigarette Summit Colin Mendelsohn, przewodniczący Australijskiego Stowarzyszenia Redukcji Szkód Tytoniowych.

Warto zaznaczyć, że e-papierosy technicznie są w Australii dostępne. Ich sprzedaż musi być jednak medycznie uzasadniona. Aby stać się posiadaczem e-papierosa, trzeba więc poprosić lekarza o receptę.

Są jednak również kraje, gdzie palacze mogą nie tylko swobodnie kupować produkty bezdymne w sklepach czy kioskach — jak w Polsce, ale dodatkowo otrzymują również niezbędne podczas wychodzenia z nałogu wsparcie.

Sztandarowym przykładem tak progresywnego podejścia jest Wielka Brytania, która w ubiegłym roku rozpoczęła proces rejestracji e-papierosów w tym samym trybie, co leki. Od pewnego czasu produkty bezdymne są również oferowane przez lekarzy pierwszego kontaktu, jako mniej szkodliwa alternatywa.

Wielka Brytania oficjalnie promuje strategię redukcji szkód, jako sposób na osiągniecie ambitnego celu, jakim jest wyeliminowanie dymu tytoniowego ze sfery publicznej. W Polsce organizacje promujące zdrowie nie decydują się na tak daleko idące deklaracje. Niemniej jednak głosów, mówiących o tym, że stosowanie e-papierosów jest znacznie mniej szkodliwe od palenia papierosów, również nie brakuje.