Polacy masowo kupują L4 przez internet. ZUS doskonale zdaje sobie z tego sprawę
Obserwuj INNPoland w Wiadomościach Google
Kupowanie L4 w internecie
Jak grzyby po deszczu w internecie powstają strony oferujące szybkie zwolnienie lekarskie online - jedynie za "symboliczną" opłatę 99 zł lub mniej. Jak pisze "Gazeta Wyborcza", wystarczy wypełnić formularz w internecie, w którym podajemy swoje dolegliwości, temperaturę, datę zakończenia L4 oraz NIP pracodawcy. Po 15 minutach możemy się już cieszyć świeżutkim e-zwolnieniem wysłanym prosto do pracodawcy.
- Panuje wolnoamerykanka. Cały proceder jest postawiony na głowie. Pacjent sam określa, jaką ma chorobę i ile potrzebuje zwolnienia – mówi Michał Sutkowski, rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych. To właśnie on przyznaje, że z gabinetów zniknęli wyłudzacze L4 - czemu trudno się dziwić, bo nieporównanie łatwiej jest po prostu wpisać kilka słów do formularza w internecie.
Co ciekawe, ZUS doskonale zdaje sobie sprawę z tego problemu. Jak podaje rzecznik Zakładu Paweł Żebrowski, jeden lekarz potrafi dziennie wystawić ponad 200 zwolnień w kilku różnych podmiotach.
- Do tego w ciągu jednej minuty wystawił zaświadczenia lekarskie trzem różnym pacjentom. Medyk w ciągu niecałego roku wystawił blisko 20 tys. zaświadczeń. Takie nadużycia można byłoby jeszcze długo wymieniać – opowiada Żebrowski. Dodaje przy tym, że po wykryciu nieuczciwych praktyk ZUS ma obowiązek zgłaszania takich spraw m.in. do prokuratury.
L4 z internetu to igranie z ogniem
O problemach wiążących się z rosnącą popularnością płatnych zwolnień lekarskich online oraz wystawiania na takiej samej zasadzie recept pisaliśmy już w INNPoland.pl na jesieni zeszłego roku. Od tego czasu proceder ten jedynie zyskał na popularności.
Eksperci ostrzegają, że "szybkie wizyty lekarskie" mogą być groźne dla zdrowia pacjenta. W przypadku POZ możliwość wyłudzeń jest bowiem ograniczona do minimum.
– U nas pancjenci nie bywają, oni się tu leczą na stałe. Jeżeli prowadzę osobę z astmą czy cykrzycą, to doskonale znam zarówno jego, jak i historię jego choroby. Potrafię trafnie ocenić stan pacjenta i wystawić stosowne leki – tłumaczyła dr Bożena Janicka, lekarz rodzinny, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia.
W przypadku wizyt online jest jednak zupełnie inaczej.
– Tu nie może być mowy o znajomości pacjenta, te porady są przecież udzielane doraźnie. Może to doprowadzić do wielu sytuacji groźnych dla pacjenta. Przez brak możliwości szybkiej weryfikacji stanu zdrowia, może łatwo dojść do pominięcia pewnych rozpoznań czy zaniechania działań. Nie wyobrażam sobie aby ktolowiek mógł być leczony w taki sposób długofalowo - podkreśliła.