Ważny termin dla pracowników. Zostało jeszcze tylko kilka dni
- Zaległy urlop z 2021 roku musi zostać wykorzystany do 30 września 2022 roku
- Pracownik może zostać zmuszony przez pracodawcę do wykorzystania zaległego urlopu
- Jeśli pracodawca tego nie zrobi, firmie grozi grzywna w wysokości nawet 30 tys. zł
Do kiedy można wykorzystać zaległy urlop?
Zgodnie z przepisami, zaległy urlop z poprzedniego roku należy wykorzystać do 30 września następnego roku kalendarzowego. Oznacza to, że na wykorzystanie pozostałych nam dni wolnych z 2021 roku zostało nam zaledwie kilka dni — musimy to bowiem zrobić do końca września.
Jak przypominają eksperci z firmy inFakt, pracownik musi wykorzystać zaległy urlop w naturze. Oznacza to, że nie możemy dogadać się z naszym pracodawcą i zamiast dni urlopowych, otrzymać ekwiwalentu pieniężnego za przysługujące nam jeszcze wolne dni.
Czy pracodawca może mnie zmusić do urlopu?
Aby wymagania prawne zostały spełnione, pracownik musi rozpocząć urlop maksymalnie w dniu 30 września — i kontynuować go w październiku. Jeśli sami nie wyjdziemy z taką inicjatywą, powinniśmy się liczyć z tym, że pracodawca zmusi nas do pójścia na urlop.
– W ramach tarczy antykryzysowej związanej z pandemią COVID-19 wprowadzono przepis mówiący o tym, że pracodawca w trakcie obowiązywania stanu epidemii lub stanu zagrożenia epidemicznego może wysłać pracownika na zaległy urlop, w wymiarze do 30 dni, bez jego zgody i z pominięciem planów urlopowych. Stan zagrożenia epidemicznego wciąż obowiązuje, a z nim cały przepis – tłumaczy Mateusz Boguszewski, główny księgowy w firmie inFakt.
Wbrew pozorom, w interesie pracodawcy jest dopilnowanie, aby wszyscy jego podwładni odebrali zaległy urlop z poprzedniego roku. Jeśli tego nie zrobi, grożą mu wysokie kary.
– Może być to kara grzywny w wysokości od tysiąca do nawet 30 tys. zł. Jedyną okolicznością wyłączającą odpowiedzialność pracodawcy są zdarzenia losowe takie jak np. choroba pracownika – mówi Mateusz Boguszewski.
Wzrost płacy minimalnej w 2023 roku
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, w przyszłym roku osoby zatrudnione w ramach umowy o pracę czeka nie jedna, ale dwie podwyżki płacy minimalnej. Powód dwóch podwyżek nie jest jednak dobrą rzeczą — wynikają one bowiem z wysokiej inflacji.
Od 1 stycznia 2023 roku osoby pracujące na pełnym etacie otrzymają wynagrodzenie w wysokości co najmniej 3490 zł brutto, zaś od 1 lipca 2023 płaca minimalna wzrośnie do 3600 zł brutto. Z kolei minimalna stawka godzinowa wzrośnie od stycznia do 22,80 zł, zaś od lipca do 23,50 zł. Ostateczną decyzją w sprawie wysokości przyszłorocznej płacy minimalnej podjął rząd, ponieważ fiaskiem zakończyły się negocjacje w ramach Rady Dialogu Społecznego. Pierwotna propozycja rządu była przy tym znacznie niższa. Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych domagało się, aby od stycznia płaca minimalna wzrosła o co najmniej 250 zł (3500 zł), a od lipca o co najmniej 250 zł (3750 zł).