Niemcy w 200 dni zrobili to, co Polsce zajmie 5 lat. Ale na innym polu wygrywamy

Kamil Rakosza-Napieraj
17 grudnia 2022, 13:48 • 1 minuta czytania
Do 2027 r. mamy uruchomić w Zatoce Gdańskiej pływający terminal do odbioru skroplonego gazu ziemnego. Niemcy pierwszy taki terminal uruchomią do końca tego roku. Jego budowa zajęła im... 200 dni. Różnica jest kolosalna.
Niemcom budowa pływającego terminalu zajęła 200 dni Fot. Fabian Bimmer/AFP/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Niemcy pokazały, jak szybko może być zrealizowana inwestycja w nowy terminal LNG. Wymaga to jednak determinacji, którą wykazał się rząd w Berlinie – skomentował w rozmowie z money.pl prof. Robert Zajdler, ekspert z Instytutu Sobieskiego.

W tweecie opublikowanym przez eksperta rynku gazu skroplonego LNG Sergia Chapę czytamy, że dla Niemiec zaczęła się nowa era – importu skroplonego gazu ziemnego.

W połowie grudnia bowiem FSRU (ang. Floating Storage Regasification Unit – pływającą jednostkę regazyfikującą) pod nazwą Hoegh Esperanza przybył z ładunkiem do portu Wilhelmshaven, gdzie statek będzie używany jako morski terminal importowy LNG.

Jak podaje money.pl, Berlin zakłada, że uda się przyłączyć tę jednostkę jeszcze w tym roku. Cała operacja – według informacji podanych przez portal – zajęła Niemcom... 200 dni.

Polska też buduje taki terminal

Polski FSRU ma powstać w Zatoce Gdańskiej. Za jego budowę odpowiada Operator Gazociągów Przesyłowych, spółka Gaz-System. To, co Niemcom zajęło 200 dni, Polsce zajmie pięć lat. Jak podała spółka w rozmowie z money.pl, uruchomienie terminalu jest zaplanowane 2027/2028. Przyczyna?

– W Polsce konieczne jest wybudowanie znacznie większego zakresu infrastruktury niż w Niemczech. Od podstaw należy zbudować podmorską infrastrukturę przesyłową oraz nabrzeże postojowe dla cumowania jednostki FSRU, a także gazociągi lądowe o łącznej długości ok. 250 km. Do pozyskania jest też jednostka magazynowo-regazyfikująca jako ostatni etap inwestycji – wyliczała w rozmowie z money.pl Iwona Dominiak, rzeczniczka Gaz-Systemu.

Generalnie wygrywamy

Prof. Robert Zajdler, ekspert z Instytutu Sobieskiego podkreślał w rozmowie z portalem, że Polska jest jednak w lepszej sytuacji niż Niemcy. Nasz kraj od lat próbuje dywersyfikować źródła, wycofując się sukcesywnie z rosyjskich dostaw.

- Posiadamy swój gazoport w Świnoujściu, otwieramy Baltic Pipe, a polskie połączenia transgraniczne są coraz bardziej rozbudowywane. To daje nam znacznie bezpieczniejszą pozycję, niż mieliśmy wcześniej, jeśli chodzi o możliwość dywersyfikacji i otrzymywania dostaw gazu ziemnego innego niż rosyjski – stwierdził prof. Zajdler.

Po co nam Baltic Pipe?

Jak pisaliśmy w INNPoland, odpowiedź jest prosta – żeby nie kupować gazu z Rosji. Od lat było jasne, że Rosjanie nie są standardową stroną kontraktu, że nie sprzedają tylko gazu, ale próbują wywierać naciski na inne rządy. Słowem – uzależniają od siebie odbiorców. O wiele prościej byłoby kupować gaz z norweskich złóż, może i droższy, ale czysty od polityki.

Jak duży jest to problem, pokazuje nam przykład Niemiec. 2 września Gazprom poinformował, że dostawy do Niemiec gazociągiem Nord Stream 1 nie zostaną wznowione. Oficjalnie winnym ma być "usterka" i "wyciek", terminu naprawy nie podano. To problem również dla Polski, bo część tego gazu trafiała również do nas. W Europie nie bez przyczyny mówi się o gazowym (czy szerzej — energetycznym) szantażu.