Opłata za wyjście z pustymi rękami. Ci sklepikarze już ją pobierają

Maria Glinka
28 lipca 2023, 13:02 • 1 minuta czytania
Niektórzy sprzedawcy mają dość klientów, którzy wchodzą do sklepów i tylko oglądają produkty. Jeden z handlowców w Hiszpanii postanowił wlepiać kary turystom, którzy "zwiedzają" jego sklep. Przed wejściem zawisła tabliczka, która skutecznie odstrasza gapiów.
Właściciel żąda opłaty od osób, które chcą jedynie zwiedzać jego sklep. Fot. East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Tylko oglądasz, to płać. Wymowna tabliczka przed sklepem

Sklep Queviures Múrria w Barcelonie przyciąga tłumy turystów. Otwarty w 1898 r. punkt zachęca do odwiedzin m.in. z uwagi na zabytkowy wystrój i mahoniowe meble. To jednak prawdziwa udręka dla pracowników.


Jak donosi iNews, właściciel słynnych delikatesów postanowił walczyć z hordami gapiów i przed wejściem powiesił tabliczkę z wymownym hasłem. "Za samo zwiedzanie sklepu 5 euro, dziękuję" – czytamy na szyldzie.

W czym tkwi problem? Większość osób, która odwiedza sklep, nie jest zainteresowana zakupami i wychodzi z pustymi rękami. "Klienci" chcą jedynie zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie na tle wyjątkowego wnętrza i nie interesują ich pyszne wędliny, sery czy wysokiej jakości wina, które oferuje Queviures Múrria.

W ocenie właściciela takie zachowanie utrudnia robienie zakupów klientom, którzy są faktycznie zainteresowani asortymentem. Dlatego za wejście bez nabycia choćby jednego produktu zaczął pobierać 5 euro od każdej osoby. W przeliczeniu na złotówki to ponad 22 zł.

Odstraszanie działa. Liczba turystów spadła

Toni Merino, kierownik hiszpańskiego sklepu, przyznał w rozmowie z iNews, że tabliczka informująca o dodatkowej opłacie to wymówka, aby wyrazić sprzeciw wobec tłumów turystów, które zalewają Barcelonę w każde wakacje.

Z wyliczeń Instytutu Statystycznego Katalonii wynika, że w całym 2022 r. to popularne hiszpańskie miasto odwiedziło ponad 20,7 mln osób. Z kolei badanie przeprowadzone przez Uniwersytet Rovira i Virgili w Tarragonie wskazuje, że w szczycie sezonu turystycznego średnia gęstość turystów wynosiła 3 854 osoby na kilometr kwadratowy, ale w centrum miasta osiągnęła 21 861.

Tabliczka już przynosi efekty. Hiszpańskie media wskazują, że liczba osób, które jedynie odwiedzają słynny sklep, spadła.

Luksusowy butik na środku pustyni. Mieszkańcy się skarżą

Niedawno informowaliśmy w INNPoland.pl o innym nietypowym sklepie, który zamiast kusić klientów, przyciąga tłumy gapiów. To fikcyjny butik Prady, który w 2005 r. stanął na środku pustyni w Teksasie (USA). Obecnie Prada Marfa uchodzi za świętego Graala miejsc związanych ze sztuką. Co może być zaskakujące, zważając na markę, sama instalacja jest często postrzegana jako krytyka luksusowej mody i konsumpcjonizmu. Prezentując ubrania, buty i akcesoria Prady wybrane przez samą Miuccię Pradę, a także, krytykując późnokapitalistyczną obsesję na punkcie zakupów, Prada Marfa celebruje poczucie humoru branży modowej i krytykuje miejskie życie.

Jednak cel, jaki przyświecał twórcom, nie do końca został spełniony. Instalacja, która miała wyśmiewać konsumpcjonizm, przyciąga projektantów, filmowców i biznesmenów. Instalacja pojawiła się na instagramowych relacjach m.in. Beyoncé.

Podobnie jak w przypadku rozczarowanych sklepikarzy w Barcelonie, są również i tacy, którzy tracą na popularnym butiku Prady. To rzecz jasna mieszkańcy Marfy. Wraz z rosnącą popularnością butiku w miasteczku zaczął rozwijać się rynek nieruchomości i najmu krótkoterminowego. W efekcie ceny mieszkań i domów podrożały kilkukrotnie w ciągu ostatnich lat i wiele młodych osób postanowiło wyemigrować.